Od obszernych tomów przy sprzęcie AGD. Ich dodatkową atrakcją jest to iż pisane są jakimś tajemniczym językiem. Każdy poszczególny wyraz się rozumie (no prawie każdy) a zdania już nie. Fascynujące przeżycie. Oczywiście zupełnie bezużyteczne przy montażu sprzętu, ale autorom najwyraźniej o użyteczność nie chodziło. Od tego jak wiadomo jest wykształcony w tej dziedzinie fachowiec, któremu prędzej czy później pokornie zapłacimy. Ci, którzy wolą dzieła mniej obszerne mogą nabyć kostkę klozetową. Tam też jest co poczytać. W różnych językach. To, że jest opisany skład tego wyrobu wydaje się dość oczywiste, a i pouczające. Ileż to technologii kosmicznej jest w takiej małej kosteczce! Dziwne, że nie lata lub nie pierze skarpet. Choć … kto wie.

Mnie zastanawia co innego. Mianowicie to do kogo są skierowane informacje typu, że to nie dropsy i lepiej ich nie wkładać do ust? Człowiek rozgarnięty tylko nieco bardziej niż kupa liści, wie to sam z siebie. Bez takiej informacji. Zadba także o to, aby trzymać je w domu w odpowiednim miejscu. Tak, aby nie wpadły w sprytne górne manipulatory małych dzieci lub w czarną dziurę psa. Może jest to skierowane do tych, co to są …nieortodoksyjnie inteligentni. No wiecie, takich co ich najbardziej ambitnym dziełem życia jest układanie kamieni z pola na pryzmę. Tylko, że na mój gust oni nie mają zwyczaju czytania nawet dzieł tak rozrywkowych, jak instrukcje. Obawiam się, że sam wyrób jest im także obcy. Jak wynurzenia filozofa - Kanta. To może do dzieci lub zwierząt domowych? Autorzy zakładają chyba, że czytanie jest poza pożeraniem, ich ulubionym zajęciem. No jasne. Dosłownie codzień widzi się zaczytanego w instrukcji pieluchy, niemowlaka. Już tam o psie pochylonym nad foliowym opakowaniem karmy studiującym instrukcję w języku łotewskim, nie wspomnę.

Sytuacja dodatkowo się komplikuje kiedy tego rodzaju instrukcje na wyrobach trafiają w ręce osoby nie znającej języka w którym są pisane. Weźmy paczkę litewskich papierosów w rękach kogoś takiego jak ja. Ciągle zastanawiam się czemu się mnie informuje, że jakiś gostek imieniem „Rukymas” to jest „żudo”? Z antysemityzmem to nie do mnie. Choć przyznaję, że czasem Litwinów podziwiam za odwagę i sarkazm. Wiadomo, że w polityce z Polską nie jest za bardzo i raczej nasz premier nie jest powszechnie kochany. Nazwanie zatem jednej z ulic w Wilnie „Tuskuleno” jest taką formą happeningu która mi odpowiada. Brak zapału do ciężkiej pracy premiera jest w Polsce publiczną tajemnicą i wielu uważa go za lenia właśnie.

Wracając do tych instrukcji. Dla kogo są one zatem pisane? Chyba dla …nikogo. Błąd! Są one pisane dla armii urzędników pod wezwaniem wszelakim. Od tych zabierających ostatni grosz. Żartobliwie nazywając to podatkami. Do jeszcze większych żartownisiów twierdzących, że dbają o nasze zdrowie i nawet nas leczą. Nie można pominąć także tych co to walczą o prawa niedźwiedzi polarnych do noszenia naturalnego futra w lecie. Jednocześnie zabraniając tego znacznie pożyteczniejszym kobietom. To dla nich oraz dla ludzi zwanych prawnikami.

Tych też jest cała masa. Ich sposobem na życie jest wymyślanie różnych przepisów co nazywają prawem. Piszą to tak i w takiej ilości, że nikomu normalnemu nie chce się tego czytać. A jak się trafi desperat co przeczyta to i tak nie zrozumie. Prawo jest jednak prawem i jak się je przekroczy to można nieźle zapłacić. A nawet spędzić jakiś czas w niezbyt sympatycznym otoczeniu z podłym wyżywieniem i jeszcze gorszym towarzystwem. Aby się przed tym ustrzec trzeba się zwracać i do tych urzędników i prawników. Nie za darmo rzecz jasna. Urządzili się sprytnie. To trzeba przyznać.

Zauważyli, że na baranach można nieźle zarobić. Pewnie kiedyś ktoś z tego gatunku nachlał się płynu do czyszczenia rur. Mówić już nie może, ale przeżył. Zaczął się zatem domagać swoich praw i odszkodowania w sądzie. Pomógł mu jakiś prawnik. Dowodząc, że jest w końcu człowiekiem i ma prawo do informacji. Nawet takiej, że płynu do czyszczenia rur się nie pije. I wiecie co. Wygrał! A potem już pooooszło. Inna pani sprawdzała czy suszarka do włosów działa w wannie wypełnionej wodą. Pewnie chciała sobie coś wysuszyć pod wodą. Nie wyszło. Jest odszkodowanie. I tak dalej i tak dalej. Pracują ręka w rękę prawnicy wymyślający coraz bardziej idiotyczne przepisy i urzędnicy je egzekwujący. Sądzę, że to jeszcze nie koniec tej akcji.

Coraz więcej jest przecież informacji, że na przykład niegroźny z pozoru chleb biały może prowadzić, jeśli nie do śmierci w męczarniach to na pewno do prawie tak samo uciążliwej - otyłości. Kwestią czasu jest zatem instrukcja wielkości małej broszurki o tym jak chleba używać. Aby na przykład nie smarować nim ekranów LCD lub tym podobne niezwykle istotne informacje. No i interes się kręci. Chleb oczywiście będzie jeszcze droższy bo za coś trzeba tych urzędników i prawników opłacić. No ale dla dobra ludzkości te parę groszy nie ma przecież znaczenia. A ci, którzy lubią sobie poczytać też będą zadowoleni z nowych lektur. Nieprawdaż?

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (8)