W lutym tego roku, z inicjatywy członków organizacji „Za język ojczysty”, zostało przeprowadzone referendum ws. nadania językowi rosyjskiemu na Łotwie statusu języka oficjalnego. Było ono odpowiedzią na propozycje łotewskich partii prawicowych, by wprowadzić język łotewski do szkół mniejszości narodowych. Projekt liderów ruchu „Za język ojczysty”, Władimira Lindermana i Jewgienija Osipowa, przegrał, gdyż przeciwko niemu zagłosowało 75% wyborców. Jaki to miało wpływ na społeczeństwo? Jak propozycje przeprowadzenia referendum ws. nadania obywatelstwa łotewskim bezpaństwowcom i zmiany w ustawie o referendum (które tak naprawdę ograniczają możliwość jego przeprowadzani) mogą wpłynąć na sytuację wewnętrzną na Łotwie?

Mitrofan Słobodian: Generalnie to referendum miało dobry wpływ na realną ocenę procesu integracji społeczeństwa na Łotwie, gdyż obnażyło wszystkie te problemy, które się nawarstwiły w czasie 20 lat niepodległości, a o których do tej pory się nie mówiło. Po tym referendum bardzo wielu znowu zaczęło mówić o integracji i od słów przeszło do czynów. Łotysze byli oczywiście zszokowani samym przeprowadzeniem referendum. Dodatkowo stało się jasne, że praktycznie wszyscy Rosjanie i rosyjskojęzyczni wzięli udział w głosowaniu i zagłosowali na „tak”, a to już jest prawdziwy problem. To, że wynik referendum będzie negatywny, choćby z uwagi na to, że rosyjskojęzyczni stanowią na Łotwie około 40 proc. i do tego jeszcze 300 tys. z nich nie ma łotewskiego obywatelstwa, a zatem nie może brać udziału w głosowaniu, było oczywiste od samego początku. Na szczególną uwagę zasługują tutaj wyniki dwóch rosyjskojęzycznych regionów, tj. Rygi i Łatgalii. O ile w Rydze zwyciężyli mimo wszystko zwolennicy języka łotewskiego, to w Łatgalii było już jednak inaczej. Łatgalia jest dość trudnym z historycznego punktu widzenia regionem. Od wieków żyją tam  starowiercy, Białorusini i Polacy, a rdzenna ludność, Łatgalowie, używa swojego specyficznego dialektu, który nie przez wszystkich jest uznawany (podobnie jak i sam etnos). Na dodatek jest to najbiedniejszy region kraju, który był zawsze lekceważony przez władze i nigdy nie popierał koalicji rządzącej, a jego ludność zawsze głosowała na Centrum Zgody lub inne rosyjskojęzyczne partie. Fakt, iż cały region poparł wprowadzenie języka rosyjskiego jako oficjalnego, był naprawdę ogromnym szokiem. Można nawet, parafrazując słowa przewodniczącej naszego Sejmu Solvite Āboltiņa, stwierdzić, iż wszyscy ci, którzy zagłosowali na „tak” w tym referendum, głosowali przeciwko państwu łotewskiemu, pokazując tym samym swoją nielojalność. Gdyby to sformułowanie odnieść do całego kraju i konkretnie do tego regionu, to można by to śmiało nazwać ogłoszeniem separatyzmu, gdyż zgodnie z tym rozumowaniem cały ten region jest przeciw państwu łotewskiemu jako takiemu. Ale tak naprawdę to była odpowiedź na ciągłe „przykręcanie śruby”. Rosjanie pokazali, że są siłą, że jest ich dużo i że mogą bardzo łatwo się jednoczyć.

Z referendum ws. nieobywateli sprawa jest oczywiście dużo bardziej złożona. Generalnie, w moim odczuciu, jeśli podchodzić pragmatycznie do tej sprawy, to Rosjanie nie dostali obywatelstwa tylko z jednego powodu.

Może dlatego, że Łotysze uważają łotewską wspólnotę rosyjskojęzyczną za zagrożenie dla swojej tożsamości narodowej i boją się tego, iż język i kultura rosyjska będą wypierać ich język i kulturę?

Ale to nie ma żadnego związku z nieobywatelami. Chodzi o to, iż nie mogą oni brać udziału w wyborach. Gdyby było inaczej, to Rosjanie już od dawna sprawowali władzę i w Rydze, i w Łatgalii, a może nawet we wszystkich regionach kraju, gdyż łotewskich partii jest bardzo dużo i nie mogą się one zjednoczyć, co jest prawdziwym zagrożeniem dla rządzących. Wszystko jest oczywiście zależne od wyników. O ile referendum ws. języka rosyjskiego było skazane na przegraną (o czym wiedzieli wszyscy, a chodziło o samą „zasadę”), to referendum ws. nieobywateli może dać pozytywny wynik, gdyż ta sprawa jest dla Łotyszy, po pierwsze, mniej kontrowersyjna, a po drugie, mniej zrozumiała. Wielu Łotyszy, zwłaszcza na prowincji, w ogóle nie ma o tym pojęcia. Rosjanie są świadomi wagi sprawy  i na referendum zagłosują na „tak”. I nawet ta część Rosjan, która na referendum ws. języka nie przyszła bądź potargała swoją kartę do głosowania, na to referendum przyjdzie i na pewno zagłosuje na „tak”. Proszę jednak zwrócić uwagę na fakt, iż pierwszego czerwca mamy wybory samorządowe. Teraz władzę w Rydze sprawuje rosyjski mer Nił Uszakow z Centrum Zgody. Jego zadaniem jest zebranie na tych wyborach 51 proc. głosów, gdyż w przeciwnym razie przegra. Referendum jest inicjatywą innych rosyjskich partii, tj. Tatiany Arkadiewnej Żdanok z partii O Prawa Człowieka w Zjednoczonej Łotwie i w pewnym stopniu Lindermana. W przypadku ciągłego rozdmuchiwania i mówienia o tej sprawie notowania Żdanok i Lindermana będą rosnąć, a Uszakowa na odwrót, spadać, gdyż elektorat jest jeden, dlatego też sam Nił nie jest do końca zainteresowany z taktycznego punktu widzenia w poparciu tego referendum, gdyż on oczywiście siłą rzeczy jest „za”, ale z uwagi na walkę polityczną nie może go poprzeć.

Te inicjatywy mogą doprowadzić do tego, iż język rosyjski otrzyma status języka oficjalnego na Łotwie, tak?

Niekoniecznie, ale na dłuższą metę wszystko jest możliwe. Osobiście uważam, iż walka ta jest pozbawiona sensu, choćby z uwagi na to, iż Łotysze stanowią większość. Najpierw trzeba zdobyć władzę, a potem rozwiązywać tego typu problemy.

A jak w takim razie ocenia Pan sytuację ludności rosyjskojęzycznej na Łotwie?

Ludność rosyjskojęzyczna żyje różnie. Są bogaci, są biedni, i jest oczywiste, że w porównaniu z Izraelem czy Armenią, to w zasadzie w ogóle nie mamy żadnych problemów. Na Łotwie nigdy nie było poważnych konfliktów na tym tle, za wyjątkiem drobnych starć w 1991 r. W życiu codziennym w ogóle nie ma żadnych problemów. Napięcie można zaobserwować tylko w polityce. Rosjan nie ma u władzy, za wyjątkiem Niła Uszakowa, pierwszego w historii rosyjskiego mera Rygi.

Oczywiście trzeba znać łotewski i ci, którzy go nie znają, swego czasu mieli w związku z tym problemy. Niemniej jednak można się obejść bez znajomości łotewskiego w życiu codziennym, zarówno w pracy, jak i w biznesie, który na Łotwie operuje przede wszystkim językiem rosyjskim, tutaj wręcz niezbędnym.

Poruszył Pan jeszcze temat wyborów samorządowych, które czekają Łotwę w przyszłym roku. Jakie według Pana będą ich wyniki i jak one wpłyną na wygląd mapy politycznej kraju?

Wszystko będzie zależeć od tego, jak zakończy się sprawa z referendum ws. nieobywateli i czy dzięki niemu jego organizatorzy zaczną przodować w rankingach. Jeśli im się to uda, a do tego jeszcze wszyscy Rosjanie będą startować z osobnych list, to w Rydze na pewno stracą władzę. Ale jeśli Centrum Zgody uda się zjednoczyć Rosjan wokół siebie, to wtedy zachowają oni władzę, przynajmniej w Rydze.

A w Łatgalii? Media ostatnio donoszą, iż rządząca partia Jedność będzie dążyć do zdobycia władzy w tym regionie…

Możliwe, iż ich zainteresowanie tym regionem jest związane z wynikami referendum, do tego jeszcze region ten jest w takim stanie, iż partia rządząca chce pokazać, że on też jest ważny. W przeciwnym razie Łatgalia może nawet ogłosić separatyzm, oddzielić się od Łotwy i przyłączyć do Rosji, gdyż od czasu do czasu ożywają tam nastroje separatystyczne, co potwierdzają miejscowe służby specjalne. Sytuacja w regionie nie jest co prawda napięta, niemniej jednak w każdym momencie może to ulec zmianie. W moim odczuciu dzisiaj Łatgalia jest bardziej punktem zapalnym, niż realnym zagrożeniem, ale niczego nie można wykluczyć.

W łotewskich mediach dwa miesiące temu pojawiła się informacja o pomniku, upamiętniającym łotewskich weteranów Waffen-SS, postawionym w mieście Bauska na południe od Rygi. Jaki jest Pana stosunek do marszów legionistów i czy według Pana jest możliwe łotewsko-rosyjskie pojednanie?

To bardzo trudne pytanie, ponieważ nawet stosunek samych łotewskich Rosjan do tej sprawy jest właściwie neutralny. Ja sam nie uważam legionistów ani za faszystów, ani za nazistów. Po pierwsze, większość z nich walczyła po stronie Niemców nie z własnej woli, a pod przymusem, a po drugie, nawet ci, którzy sami się zgłosili, nie walczyli w imię Hitlera i III Rzeszy, a przeciw bolszewikom i Stalinowi, który jest odpowiedzialny za przyłączenie Łotwy do Związku Radzieckiego w 1940 r. i za represje z 1941 r. Niemniej jednak nie ulega wątpliwości, iż legioniści walczyli po stronie III Rzeszy, która zaczęła tę wojnę, jest odpowiedzialna za Holokaust i zbudowanie komór gazowych, w których zginęło wielu niewinnych ludzi. Dlatego też nie można traktować ich jak bohaterów, ale należy pamiętać, iż na Łotwie w każdej łotewskiej rodzinie są weterani obu stron, dlatego też II wojnę światową Łotysze śmiało mogą uznać za wojnę domową.

Według mnie, nie wolno weteranom Waffen-SS stawiać pomników i organizować marszy, ale ich rodziny mają prawo wspominania swoich bliskich na cmentarzach. A co do Bauski, to jestem gotów zmienić swój stosunek do legionistów, jeśli zostanie udowodniony fakt udziału łotewskiego legionu w represjach Białorusinów. Rosyjscy historycy utrzymują, iż są na to dowody. Według moich informacji są dowody na to, iż te zbrodnie zostały dokonane przez pewną grupę ludzi w nazistowskich mundurach, którzy mogli mówić po rosyjsku, ale nie ma dowodów na to, że to byli Łotysze.

A czy jest możliwe historyczne łotewsko-rosyjskie porozumienie w tej kwestii?

Po pierwsze, nie jest to dla nas szczególnie istotna kwestia. Co do pochodów 16 marca, to w ostatnich latach legioniści w nich praktycznie nie biorą udziału. Uczestniczą w nich przede wszystkim młodzi ludzie. Legioniści nie chcą mieć z tym nic wspólnego, gdyż rozumieją, iż zyskają na tym tylko władze, które to wszystko organizują. Co do historycznego pojednania, proponowanego w ostatnim czasie przez naszego prezydenta, to trzeba przede wszystkim zaznaczyć, iż dotyczy ono samych Łotyszy, gdyż jest to głównie wewnętrzny łotewski problem.

Tutaj można mówić o dwóch zupełnie różnych światach, które praktycznie nie mają nic ze sobą wspólnego. Dowodem na to jest choćby święto dziewiątego maja, które jest czysto rosyjskim świętem, w którym Łotysze praktycznie nie biorą udziału.

Rosjan sprawa SS w ogóle nie interesuje, dlatego też ich to nie martwi. Oprócz tego, przynajmniej mi osobiście, ciężko sobie wyobrazić, jak to pojednanie miałoby wyglądać.

W polityce ta sprawa nie powinna być aż tak nagłaśniana, ale w związku z tym, iż bardzo łatwo to rozdmuchiwać, to można to wykorzystywać, dopóki żyje choćby jeden weteran II wojny światowej. Dopóki żyje chociaż jeden świadek tych wydarzeń, to możemy mówić nie o historii, a o polityce.

W numerze Latvijas Avize z 21 września pojawiła się informacja o odrestaurowaniu w mieście Inta w Republice Komi pomnika upamiętniającego Łotyszy, którzy zginęli w sowieckim Gułagu. Czy może to mieć wpływ na stosunki rosyjsko-łotewskie?

Myślę, że w sposób bardzo pośredni. Oczywiście w czasach stalinizmu represje dotknęły bardzo wielu Łotyszy, dlatego to dobrze, iż to właśnie Rosjanie odrestaurowują pomniki, ale tak naprawdę jest to kropla w morzu. Większą wartość mają konkretne czyny, niemniej jednak pomnik jest dobrym punktem wyjścia.

W ostatnim czasie w łotewskich mediach mówi się o wyborach nowego przewodniczącego Komisji Europejskiej. Według niektórych źródeł może nim zostać Valdis Dombrovskis, obecny premier Łotwy, członek partii rządzącej. Jak jest on oceniany przez mieszkańców Łotwy?

Ma on już pewne „europejskie” doświadczenie, gdyż był deputowanym Parlamentu Europejskiego, dlatego jestem przekonany, że poradziłby sobie na tym stanowisku. Warto tu dodać, iż na takie stanowiska, jak przewodniczący Komisji Europejskiej, trzeba wybierać bardzo słabych polityków, gdyż w UE wszystko jest planowane i zarządzane przez Francję i Niemcy. Dlatego słabi politycy są dla UE wygodniejsi, gdyż łatwiej nimi kierować. W związku z tym Dombrovskis bardzo dobrze sobie na takim stanowisku poradzi.

Na Łotwie z kolei jest on bardzo różnie oceniany. Generalnie nie popełnił prawie żadnego błędu, gdyż praktycznie nic nie zrobił. Za jego rządów nie został zrealizowany ani jeden poważny projekt. Nawet w swojej książce po kolei wymienia, czego nie zrobił dla kraju. Jedyne jego zasługi to podwyższenie podatków i zmniejszenie wydatków w czasie kryzysu. W zasadzie nie można powiedzieć, że jest on lubiany, ale też nie jest znienawidzony. Rosjanie są wobec niego nastawieni raczej sceptycznie i w ogóle nie traktują go poważnie. Podejrzewam, że Łotysze również.

W swojej książce „Rosja i kraje nadbałtyckie” Renald Simonian, profesor Rosyjskiej Akademii Nauk, pisze o tzw. „Eurorosjanach”. Eurorosjanin to fenomen społeczny, badany przez nadbałtyckich socjologów i dotyczący przede wszystkich młodych członków rosyjskojęzycznych społeczności, których tożsamość narodowa ma charakter bardziej  regionalny, niż etniczny. Rosja jest przez nich postrzegana raczej jako ojczyzna przodków, nie czują z nią żadnego związku, niemniej jednak uważają się za Rosjan. Jednocześnie pozostają oni lojalnymi obywatelami krajów, w których żyją, reprezentują je zagranicą, integrują się ze społeczeństwami tych państw i nie czują się tam obco. Przyjmują jeszcze przy tym cechy mentalności narodów tytularnych, nie odróżniając się od nich szczególnie. Występują różnice w zachowaniu, języku i mentalności w porównaniu z obywatelami Federacji Rosyjskiej, a także z krewnymi, którzy przyjechali na te tereny z Rosji, Ukrainy, Białorusi bądź innych republik byłego ZSRR. Znają oni języki narodów tytularnych, i utożsamiają się raczej z cywilizacją Europy Zachodniej bądź narodu tytularnego, niż z rosyjską cywilizacją. Niektórzy z nich funkcjonują także na granicy światów zachodniego i wschodniego, np. utrzymując kontakty biznesowe z krajami UE i z Rosją. Czy można powiedzieć, że na naszych oczach tworzy się teraz nowy etnos na Łotwie, to jest Eurorosjanin? Jaką ma on przyszłość? Czy jest to wynik integracji ludności rosyjskiej z łotewskim społeczeństwem?

Jednoznacznie jestem przeciw takiej terminologii, gdyż ciężko tutaj uogólniać. Ale muszę dodać, że Renald Hikarowicz w pewnym stopniu ma rację. O ile jeszcze w przypadku łotewskich Rosjan można mówić o pewnych wspólnych cechach, to trzeba pamiętać, że rosyjska emigracja w ogóle jest zjawiskiem bardzo złożonym. Z jednej strony mamy imigrantów, którzy opuścili kraj po rewolucji z przyczyn ideologicznych, a z drugiej – współczesnych Rosjan, którzy 10-20 lat temu wyjechali z Rosji z przyczyn czysto finansowych. Na Łotwie sytuacja jest zupełnie inna. Generalnie miała tutaj miejsce migracja w ramach jednego ogromnego państwa, które nazywało się albo Imperium Rosyjskim, albo Związkiem Radzieckim. Ludzie po prostu przenosili się z jednej części kraju na drugi, rodzili się, umierali….. I nagle granica się przesunęła, przy czym nikt nigdzie nie wyjeżdżał. I tu się nagle wszystko zmieniło. I właśnie dlatego nasza sytuacja jest różna. W innych krajach Europy, np. we Francji lub w Niemczech, Rosjanie są zupełnie inni.

Co do obecnych warunków łotewskich, to w przypadku starszego pokolenia można bez dwóch zdań mówić o zwykłych, sowieckich ludziach. Z kolei w przypadku młodzieży  sytuacja jest bardziej złożona, gdyż niektórzy utożsamiają się z Europą, inni z Rosją, a jeszcze inni starają się odnaleźć jakąś lokalną, łotewską tożsamość. Trzeba tu również wziąć pod uwagę fakt, iż młodzież bardzo często zmienia zdanie. I dlatego ciężko mówić o pewnej określonej tendencji.

Z tego wynika, iż Rosjanie na Łotwie są albo „europejscy”, albo „rosyjscy”, albo „miejscowi”. Czym charakteryzuje się ta „regionalność”?

Jest to coś pośredniego między „europejskością” i „rosyjskością”. Sam bym siebie zaliczył właśnie do tej grupy. Sposób zachowania członków tej grupy jest bardziej zbliżony do europejskiego.
Mentalność rosyjska jest dosyć złożoną kwestią. Najprościej będzie stwierdzić, iż dwie podstawowe rosyjskie mentalności to mentalność moskiewska i mentalność petersburska. Typ petersburski to typ inteligenta, a moskiewski jest bardziej nastawiony na działanie. W Petersburgu ludzie są bardzo kulturalni, uprzejmi, dużo mówią, ale nie zajmują się niczym konkretnym. Moskwicze są niewychowani, ale za to więcej robią i lepiej zarabiają. Ryżanie mają więcej wspólnego z Petersburgiem. Różnica między ryżanami i petersburżanami jest mniej wyraźna niż między łotewskimi Rosjanami i moskwicze.

A czy łotewscy Rosjanie przejmują niektóre cechy Łotyszy? Z mentalności i z zachowania?

W pewnym stopniu tak, gdyż są oni mniej emocjonalni, spokojniejsi, chłodniejsi i rozsądniejsi.
Warto tutaj również powiedzieć kilka słów o Żydach. Język rosyjski jest już dla nich językiem ojczystym i paradoksalnie o prawa Rosjan na Łotwie walczą głównie etniczni Żydzi, jak np. Linderman, Żdanok czy Plinier… W ostatnim czasie zauważyłem, iż wśród Łotyszy dość rozpowszechniony jest antysemityzm. Spowodowany jest tym, iż to przede wszystkim Żydzi walczą o prawa Rosjan, a to drażni Łotyszy, podobnie jak fakt, iż to Żydzi zawsze byli bardzo bogaci, przedsiębiorczy i pojętni…

Od momentu odzyskania niepodległości państwo łotewskie realizuje politykę integracji społeczeństwa w oparciu o język łotewski. Ale okazuje się, iż język łotewski dla miejscowych rosyjskojęzycznych nie jest wystarczająco atrakcyjny. Ale za swoją ojczyznę mimo wszystko uważają Łotwę, nie Rosję. Chcą pozostać Rosjanami, ale łotewskimi, co pozostaje w jawnej sprzeczności z oficjalną polityką Rygi. Czy możliwa jest w takim razie integracja społeczeństwa łotewskiego w oparciu o język łotewski?

Na początku chciałbym powiedzieć, iż uważam, iż jestem dobrze zintegrowany z łotewskim społeczeństwem, gdyż znam język, kulturę i historię tego kraju. W zasadzie nie stanowi dla mnie problemu przebywanie w towarzystwie Łotyszy, a zdarza mi się to od czasu do czasu, przede wszystkim w czasie wydarzeń sportowych, czasami także politycznych. Jest tutaj wielu takich, jak ja.
A wracając do pytania, to ja bym zaczął od zdefiniowania pojęcia „integracja”, które oznacza miękką formę asymilacji, gdy niewielkim zmianom ulegają język ojczysty i kultura, w wyniku czego następne pokolenie asymiluje się już całkowicie.
W moim odczuciu najlepszym wyjściem byłoby zbliżenie dwóch narodów, przy którym każda ze stron z czegoś by zrezygnowała, a dzięki temu za 50-100 lat powstałby nowy naród, posługujący się mieszanym językiem.

Z czego w takim razie powinny zrezygnować dwie najważniejsze społeczności kraju?

Będą musiały one zrezygnować ze wszystkich mitów, związanych z II wojną światową i kultem tych wydarzeń, który dzieli społeczeństwo. Ale to akurat nie będzie trudne, gdyż za 10-20 lat umrą ostatni uczestnicy tych wydarzeń.

Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia polityczne, można śmiało stwierdzić, iż łotewski interes narodowy stoi na przegranej pozycji. Tym się Łotwa różni od Estonii, chociaż w obu tych krajach ludność rosyjskojęzyczna stanowi porównywalny procent społeczeństwa. Z czego to wynika?

Przede wszystkim Łotyszom nie udało się narzucić własnej polityki. Po pierwsze, Rosjan na Łotwie jest dużo, zdecydowanie więcej, niż na Litwie i trochę więcej, niż w Estonii. Tworzymy dość zwarte społeczności, przede wszystkim w Rydze i Łatgalii. W Rydze stanowimy około 60 proc. ludności, czyli więcej, niż w Tallinie, gdzie Rosjanie stanowią 40 proc. I ta niewielka przewaga daje nam wielką moc. Łotewski biznes jest przede wszystkim rosyjskojęzyczny, ma on również bardzo silne lobby polityczne. Oprócz tego, Ryga jest większa od Tallina. Cała nasza gospodarka i polityka są skupione właśnie w stolicy. Niemniej ważny jest również fakt, iż wspólnota rosyjska jest samowystarczalna. Na Łotwie, a szczególnie w Rydze, można normalnie funkcjonować bez znajomości łotewskiego, obracając się tylko w rosyjskim środowisku.

Należy tutaj również zauważyć, iż rosyjska partia Centrum Zgody, z Niłem Uszakowem na czele, jest bardzo silna na Łotwie, zwłaszcza w stolicy. Nie można tego samego z kolei powiedzieć o estońskich Rosjanach, gdzie niedawno doszło do połączenia Rosyjskiej Partii Estonii z partią socjaldemokratyczną. Preferencje polityczne wśród Rosjan w tych krajach różnią się od siebie z etnicznego punktu widzenia. Na Łotwie Rosjanie głosują na swoje partie, a w Estonii na estońskie, gdyż swoich jako takich nie mają. Można tutaj dojść do wniosku, iż łotewscy Rosjanie, w porównaniu z estońskimi, są bardziej aktywni politycznie. Z czego to wynika?

W zasadzie Centrum Zgody nie jest do końca rosyjską partią i za taką się nie uważamy, ale to prawda, że tworzy ją dość dużo rosyjskojęzycznych. Trzeba tutaj wziąć pod uwagę, iż tutejsi Rosjanie mają swoją tradycję polityczną, której początki sięgają jeszcze ZSRR. Nasi rosyjscy politycy, niezależnie od wszelkiego rodzaju różnic politycznych na przestrzeni ostatnich 20 lat zawsze byli razem. Mam tutaj na myśli przede wszystkich byłą elitę Łotewskiej Partii Komunistycznej, byłą elitę Komsomołu, a także rosyjską frakcję łotewskiego Frontu Ludowego, który popierał niepodległość Łotwy. Właśnie oni w latach 90. utworzyli razem z byłymi komunistami Partię Zgody Narodowej. Jej misję kontynuuje Centrum Zgody, który w zasadzie jest już trzecią partią, którą tworzą ci sami ludzie.
Tutaj fakt, iż mimo wszystko Rosjan na Łotwie jest minimalnie więcej, miał ogromne znaczenie, gdyż minimalnie łatwiej było przekraczać pięcioprocentowy próg wyborczy, minimalnie więcej deputowanych mieliśmy, dzięki czemu dużo łatwiej było się utrzymać. Gdyby nas było odrobinę mniej, to wszystko byłoby inaczej.

Jeszcze kilka lat temu europejscy ekonomiści nazywali Łotwę „bałtyckim tygrysem”, co się gwałtownie zmieniło w 2008 r., kiedy przez Europę przeszedł kryzys gospodarczy. Przemiany te dotknęły również Łotwę, i kraj to odczuwa do dziś,  o czym świadczy znaczący strumień ludzi (zwłaszcza młodych) opuszczających kraj. Niezależnie od tego, na 2014 r. zaplanowano wprowadzenie waluty euro na Łotwie. Jak to może wpłynąć na sytuację w kraju?

Wszystko będzie zależeć od stanu strefy euro, gdyż zmiana waluty w czasie jej rozpadu będzie bardzo złym pomysłem. Dołączenie do strefy euro w sytuacji, gdy mogą ją opuścić takie państwa, jak Grecja, Włochy czy Hiszpania, również nie jest dla nas rozwiązaniem, ponieważ w takiej sytuacji będziemy musieli spłacać wspólne długi. Ale jeśli strefa euro przetrwa i sytuacja nie będzie ulegać zmianom, to myślę, że warto zmienić walutę. Tym bardziej, iż kurs łata w 2004 r. został związany z euro w związku z integracją europejską, dlatego teraz wahania waluty mają duży wpływ na naszą gospodarkę. Decyzja ta już wtedy była niewłaściwa, gdyż spowodowała sztuczny wzrost cen. Potem łata dewaluowano, co też było niewłaściwe, gdyż cała nasza gospodarka jest uzależniona od importu. Ale teraz już nic się z tym nie da zrobić.

A czy związanie łata z euro miało wpływ na kryzys na Łotwie w 2008 r.?

Tak naprawdę wysoki kurs łata był tylko jedną z przyczyn upadku łotewskiego przemysłu. Decydujący był jednak kryzys rynku konsumenckiego, wiążący się ze sporą popularnością kredytów hipotecznych.

A jak ocenia Pan obecną sytuację gospodarczą na Łotwie? Co z przyszłością „łotewskiego tygrysa”?

„Łotewski tygrys” od dawna jest już historią i podejrzewam, że już nigdy nie wróci. Nasza gospodarka znajduje się w opłakanym stanie. Głównymi problemami są wysokie bezrobocie i bardzo niski udział przemysłu w ogólnej strukturze gospodarki narodowej, co świadczy o tym, iż nie jest ona rentowna i że w żadnym razie nie jest samowystarczalna. Prawie niczego nie produkujemy. Nasz rynek również jest bardzo słaby, bardzo dużo ludzi wyjechało na Zachód, a na dodatek ludzi w wieku produktywnym. Dlatego naszą jedyną szansą jest Rosja.

Rosja?

Tak, gdyż na Zachodzie w dalszym ciągu jest kryzys, wynikający z problemów demograficznych, kulturowych i zadłużenia. W Rosji ten kryzys nie jest aż tak silny, a ponadto Rosjanie mają gaz, ropę – a co za tym idzie – dużo pieniędzy.

A jak to zwrócenie się w stronę Rosji może wpłynąć na stan łotewskiej kultury i suwerenności kraju?

Łotwa jest członkiem NATO i UE, dlatego też stosunki z Moskwą nie będą miały żadnego wpływu na łotewską suwerenność. A sama zmiana wektora polityki z zachodniego na wschodni nie jest już zresztą możliwa.