Dwa lata ostrych dyskusji, które ostro spolaryzowały polskie społeczeństwo. Podział jest ostry aż do bólu. 10 kwietnia to jasno określona linia podziału, która nie pozwala na bycie obojętnym czy nawet neutralnym. To granica, która wymusza jednoznaczne opowiedzenie się. Albo jesteś tu albo tam. Po środku stać nie ma prawa nikt. Albo wierzysz w to, że prokuratorzy starają się zataić prawdę o katastrofie albo brzydzisz się tymi, co wierzą w zamach. Jeśli przyznasz, że popełniono wiele błędów w śledztwie w sprawie katastrofy, jesteś po tamtej stronie. Za chwile dodajesz, że według ciebie to i tak nie zmienia przyczyn katastrofy, czyli błędów w przygotowaniu wizyty i kombinacja błędów pilotów oraz rosyjskich kontrolerów. Zwolennicy winy Rosjan i premiera Donalda Tuska już z tobą nie rozmawiają.

Agnieszka Kublik w Gazecie Wyborczej próbuje wyjaśnić ze Sławomirem Sierakowskim, lewicowym publicystą z Krytyki Politycznej o co chodzi Jarosławowi Kaczyńskiemu, tak ostro nakręcającemu emocje w rocznicę tragedii. Pani Kublik pyta: „W co gra Jarosław Kaczyński? Liczy, że uda mu się na katastrofie smoleńskiej ugrać większe poparcie? Przecież do tej pory taki ideologiczny konflikt z PO, powiększał elektorat Platformy, bo odstraszał od PiS”. Sierakowski odpowiada: „To są sposoby przede wszystkim na utwardzanie elektoratu i budowanie mu „innego świata”, z innymi mediami, innymi publicystami itd. Ale także na poszerzanie go, o ile znajdą się kolejni sfrustrowani polityką rządu ludzie”.

Aż 18 proc. Polaków wierzy dziś, że rozbicie się samolotu na podejściu do lotniska w Smoleńsku to był zamach na prezydenta. Dwa lata temu wierzyło tylko 8 proc.
Nic więc dziwnego, że Jaroslaw Kaczyński i jego partyjni koledzy z wielkim rozmachem świętują drugą rocznicę katastrofy i coraz głośniej i odważniej mówią o zamachu.
Kaczyński dla portalu Onet.pl stwierdził, że ma poczucie, iż jego brat został zamordowany. I to w wyniku zamachu. Lider PiS dotąd unikał tak jednoznacznych wypowiedzi w sprawie przyczyn katastrofy TU-154. Według Kaczyńskiego to rosyjski generał służb specjalnych zmusił kontrolerów lotu, aby sprowadzili prezydencki samolot na wysokość 100 metrów. Według niego nie było żadnych nacisków ze strony prezydenta czy szefa polskiego lotnictwa, aby lądować za wszelką cenę. Sugeruje też, że mogły być dwa wybuchy na pokładzie i, że Radoslaw Sikorski, minister spraw zagranicznych podejrzanie zbyt szybko wiedział, że wszyscy zginęli.

Zdzisław Krasnodębski w „Uważam Rze” jest przekonany, że na nic próby oskarżania Kaczyńskiego o sprowokowanie tak ostrych podziałów w społeczeństwie. Według niego podziały te były nieuniknione a tragedia nie miała szans, aby stać się elementem jednoczącym naród. Tłumacząc to zjawisko pisze: „Żeby zrozumieć, jaką jest naprawdę natura tego podziału, a także jakie ma ona znaczenie dla polskiej tożsamości i polskiej państwowości, dobrze jest wykonać prosty eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, co było, gdyby w katastrofie lotniczej w analogicznych okolicznościach zginął jakiś inny polski prezydent – na przykład Aleksander Kwaśniewski, po tym jak przyczynił się do zwycięstwa pomarańczowej rewolucji na Ukrainie. Jaka byłaby reakcja Polaków? Otóż wydaje mi się, że sytuacja byłaby podobna do tej, jaka ma miejsce dzisiaj, że podział byłby podobny i przebiegałby mniej więcej tak samo”.

Być może Krasnodębski ma rację, jednak większość komentatorów po tej tragedii nie miało złudzeń, że stanie się ona elementem łagodzącym spory polityczne czy też pogodzi naród. Jednak nikomu się chyba nie śniło, że dojdzie do tak ostrych podziałów i że te podziały będą się z czasem pogłębiać. „Na początku odczytywaliśmy to jako wielką tragedię narodową, a dziś kłócimy się o każdy szczegół i dzielimy się na jakieś partyjki i cząstki społeczeństwa” – powiedział w wywiadzie dla radia Zet biskup Tadeusz Pieronek. I dodał, że „nie ma to nic wspólnego z pamięcią o tamtych 96 osobach”.

Biskup ma rację mówiąc, że ten dzień nie ma nic wspólnego z pamięcią . Nie ma, bo tragedia stała się zabójczym orężem w rękach polityków, którzy budują na niej swoją pozycję polityczną.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion