Wtorkowym popołudniem sala Auditorium Maximum Uniwersytetu Warszawskiego wypełniła się po brzegi. Powodem był przyjazd do Polski Tomasa Venclovy. Wykład z cyklu „8 Wykładów na Nowe Tysiąclecie”, który początkowo miał nosić nazbyt długi tytuł „Syzyfowe prace: z doświadczeń Litwina dążącego do poprawy stosunków polsko-litewskich”, pełny był odniesień do historii obu narodów, jak i aktualnych wydarzeń politycznych. Nie zawiedli się ci, którzy liczyli na bieżący komentarz do wydarzeń na linii Warszawa-Wilno, choć wtorkowy mówca starał się je umieścić w szerszym kontekście.

Rozpoczynając wykład gość Uniwersytetu Warszawskiego odwołał się do dorobku „Kultury” paryskiej, która zapoczątkowała przełom w polityce środkowoeuropejskiej. Dzięki trzem intelektualistom: Jerzemu Giedroyciowi, Juliuszowi Mieroszewskiemu i Czesławowi Miłoszowi, możliwe było „wyjście z zaklętego kręgu”, „przerwanie rachunku krzywd” i „wiecznych marzeń o odwecie”. Ważnym etapem naprawy relacji Polski z krajami UBL było uznanie granicy wschodniej RP i przyznanie, że trzy sąsiedzkie narody mają prawo do Lwowa, Wilna i Grodna. Żelazną zasadą polskiej polityki wschodniej po 1989 r. było dążenie do pojednania, dobrych stosunków z sąsiadami i mniejszościami narodowymi. „Przez dziesięć albo i więcej lat wyglądało na to, że potrafimy stopniowo zapominać o dawnych niesnaskach i skupiać się na pięknych kartach naszej wspólnej przeszłości, których mamy wiele (…). To się niestety zmieniło w ostatnich latach po śmierci dwóch wielkich, i jak się zdawało, zwycięskich Syzyfów, Giedroycia i Miłosza” — powiedział litewski poeta. Jak zauważył pisarz, praca „Syzyfów” idzie na marne, gdyż „byli i są po obu stronach, polskiej i litewskiej, szowiniści, którzy widzą sens swojego życia w rozpamiętywaniu krzywd oraz wzywaniu do konfliktów”. Obu narodom w dojściu do porozumienia przeszkadzają cechy psychologiczne: „polskie poczucie wyższości” i „litewska nieufność”.

W dłuższym wykładzie prof. Venclova wyjaśnił przyczyny historycznych nieporozumień między Polakami a Litwinami. „Według tradycji litewskiej polonizacja była skutkiem złowrogiego spisku (…), a ponieważ Polacy są tak samo skłonni do teorii spiskowych jak Litwini, zjawiła się teoria, że cały narodowy ruch litewski to skutek złowrogich konszachtów antypolskich, na początku carskich, a potem niemieckich” — wyznał Venclova. Następnie Litwa była areną walki między Staro-Litwinami, o tożsamości i litewskiej, i polskiej, oraz Młodo-Litwinami, odcinającymi się od polskości.

Na początku XX w. głównym jabłkiem niezgody między dwoma opcjami stało się Wilno. Staroliotwini nie wyobrażali sobie Wilna poza Polską, chcieli go albo bezpośrednio w jej składzie, czy to w formie federacji, Młodolitwini chcieli uczynić z niego stolicę odrębnego od Polski kraju. „Zdarza mi się tęsknić do tożsamości starolitewskiej, ale z racji urodzenia i wychowania jestem Nowolitwinem. Jedyne co mi pozostaje, to dążyć do zrozumienia tej dawnej formacji” — podkreślił pisarz .

Mówca odniósł się także do kontekstu rosyjskiego pogorszonych relacji polsko-litewskich: „Wielu, chyba przede wszystkim w Litwie, widzi tutaj przysłowiową rękę Moskwy, i obwiniają rząd Polski w sprzyjaniu Putinowi. Tragiczna śmierć prezydenta Kaczyńskiego wg tych mniemań miała jako jeden ze swoich skutków ogromne niebezpieczeństwo także dla Litwy. Z drugiej strony mówi się, że koniec kadencji Valdasa Adamkusa też zbliżył Litwę do Rosji. Oczywiście niezgoda między Polską a Litwą jest przez dzisiejszą Rosję, jak kiedyś, mile widziana. (…) Ale nie chciałbym optować na rzecz modnych ostatnio teorii spiskowych. Dostatecznie dużo głupstw robimy i zawsze robiliśmy sami” — skomentował sytuację Venclova. W późniejszej części wykładu zauważył: „Z Rosją nie trzeba zresztą przesadzać” i żartobliwie dodał: „Putin to nie Stalin, chociaż byłoby pożyteczne, żeby różnica między nimi była większa”.

Nie zabrakło porównań do stosunków szwedzko-fińskich. „Szwedzi nie wydzierali Finom Helsinek, ale Finowie byli znacznie mniej zakompleksieni, znacznie bardziej pragmatyczni i ufający sobie niż Litwini, czemu sprzyjała wieloletnia autonomia w ramach Cesarstwa Rosyjskiego. (…) Do tego nie odmawiali Szwedom pewnego prawa do Helsinek, np. nigdy nie zabraniali używania nazwy Helsingfors albo dwujęzycznych tabliczek na ulicach, co istnieje dotychczas, chociaż Szwedów w Helsinkach jest 6%” — powiedział poeta.

Venclova dodał, że Polska i Litwa mają kłopot z własnymi politykami historycznymi. „W mentalności obu narodów panuje bardzo prosta i zbyt prosta zasada, jak okupant to „oni”, jak wyzwoliciel „to my”. Tak u Polaków, jak i Litwinów występują przesadne odruchy obronne” — oświadczył. Jak wskazał Venclova, zarówno zajęcia Wilna w 1920 r., jak i w 1939 r. określa się w obu krajach mianem „okupacji”, a mając na uwadze konflikt między „Starolitwinami” i „Nowolitwinami” należałoby znaleźć określenia mniej konfrontacyjne. Polacy muszą wiedzieć, że „idea jagiellońska dla narodów UBL zalatuje imperializmem polskim”. Dla relacji PL-LT „myślenie kresowe” jest szalenie niebezpieczne, choć Litwini też mają swoje „kresy”, do których włączają, Sejny, Wigry, Suwałki, Grodno i Lidę i cały obwód królewiecki.

Litewskiego intelektualistę niepokoi sytuacja na Starym Kontynencie. Wg Venclovy „kryzys Unii Europejskiej sprzyja odrodzeniu postaw i fobii przedwojennych. Inaczej mówiąc nacjonalistycznych, izolacjonistycznych, faszystoidalnych. Dobrym przykładem są tu Węgry. Wśród państw europejskich znalazły sojuszników przede wszystkim w Polsce i Litwie, co jest niestety symptomatyczne. Rozpad Unii Europejskiej (…) byłby stuprocentową katastrofą dla Litwy, także dla Polski. Bo natychmiast odrodziłyby się wówczas postawy skrajne i spory terytorialne”.

We wtorkowym wykładzie znalazło się miejsce na trudne sprawy związane z ostatnim dwudziestoleciem. Poeta nawiązał do okresu walki o autonomię Wileńszczyzny. „Część posłów polskich w Sejmie Litewskim spisała się fatalnie, bo nie głosowali za niepodległością. Mówiłem wtedy, że to pierwszy casus od czasów Targowicy, kiedy Polacy idą za Moskwą, ale także mówiłem, że trzeba ludziom naprawdę mocno dokuczyć, żeby na to poszli“ — wypowiedział się poeta o najnowszej historii Litwy.

Komentując obecne spięcia między Polakami a Litwinami dodał: „państwo litewskie, jak każde inne, ma prawo domagać się lojalności od swoich obywateli, ale nie powinno to przerastać w odruchy paniczne, w kompleks oblężonej twierdzy i w dumną nieustępliwość. Nie jest moją sprawą doradzać coś elitom Polski, ale byłoby dobrze, gdyby unikano słów i działań, po których elity litewskie wpadają w przedwojenny kompleks i zastygają w pozie obrażonej godności”. Z drugiej strony zauważył: „jest łatwiej wybaczyć nacjonalizm małym i wiecznie zagrożonym narodom niż dużym i bardziej ufającym w siebie, ale nie powinniśmy wybaczać sobie tego sami, tym bardziej, kiedy zagrożenie na ogół nie istnieje, i kiedy mamy wszelkie powody, żeby w siebie ufać”.

Nie zawiedli się ci, którzy liczyli na komentarz do aktualnych wydarzeń politycznych na Litwie. „Bardzo irytująca była i jest sprawa alfabetu oraz dwujęzycznych napisów. Stanowisko litewskie opiera się na całkiem anachronicznych podstawach. Wpisy do paszportów wg nielitewskiej ortografii uchodzą za proceder antypatriotyczny, zalatujący zdradą stanu i sprzeczny z konstytucją. (…) Może i można to zrozumieć z perspektywy początku XX wieku, ale dziś to naprawdę sprawa zupełnie nieistotna” — oznajmił litewski intelektualista.

Były również nawiązania do ustawy oświatowej z 2011 r. „Mówi się, że Litwa postępuje tu wg litery prawa europejskiego. Zasadniczo to jest prawda. Ale sytuacja historyczna i narodowa w Litwie była bardziej złożona niż w większości państw europejskich, więc lepiej byłoby się z tym nie spieszyć, nawet pójść na pewne ustępstwa. W każdym razie niezbyt mądrą rzeczą jest zmiana istniejącej sytuacji na gorszą z punktu widzenia mniejszości, tym bardziej zmiana szybka i natrętna” — wypowiedział się o sytuacji z Ustawą oświatową.

Venclova znalazł krytyczne słowa także wobec bałtyckich sąsiadów Litwy: „Mówi się, że Łotwa i Estonia nie różnią się w tej sprawie od Litwy i nawet uprawiają politykę językową surowszą (…). To także jest prawda, tyle że Łotwa i Estonia moim zdaniem nie rozwiązują spraw mniejszości w sposób wzorowy. We wszystkich państwach bałtyckich mamy do czynienia z przesadną, nawet paniczną, ochroną języka, próbą tworzenia dla niego warunków specjalnych, cieplarnianych, jak gdyby nie był językiem tysięcy książek, uniwersytetów, ale znikającym językiem wymierającego plemienia” — dodał poeta.

Venclova dokonał oceny lidera Akcji Wyborczej Polaków na Litwie. „Nie uważam Waldemara Tomaszewskiego za poważnego polityka. Jest politykiem w stylu kresowym i to niedobrym, kiedy „kresy” uważa się nie za płodne pogranicze, ale teren niekończących się pretensji, nawet rewindykacji. Ta niedobra mentalność kresowa jest wysoce niepożądana dla Litwinów, a sądzę, że w końcowym rachunku i dla Polaków” (...)wielu polityków litewskich, w tym bardzo znanych i zasłużonych w polemice z Tomaszewskim i w ogóle z Polakami na Litwie staczają się na zupełnie niepoważny i prowincjonalny poziom” — skrytykował litewską kulturę polityczną Venclova.

Odwołując się do wydarzeń z zeszłego miesiąca poeta wskazał, że „demonstracje polskie w Wilnie mają charakter niebezpieczny, bo mogą przekształcić się w starcia, czemu zdają się sprzyjać szowinistyczne kręgi po obu stronach. Ale demonstracja ostatnia w Wilnie, do której żywiono jak najgorsze przewidywania, zrobiła w każdym razie na mnie wrażenie przez to, że odbyła się w spokojny i godny sposób. Może właśnie teraz Polacy wileńscy dojrzewają do swojej obywatelskiej roli”.

Pod koniec wykładu znalazły się rekomendacje dla Polaków i Litwinów: „Obie strony muszą ustąpić, ta która ustąpi pierwsza, nie zazna uszczerbku na honorze, ale będzie po prostu pierwsza. (..) Litwini muszą zrozumieć, że asymilacja mniejszości polskiej nie jest niezbędnym warunkiem przetrwania Litwy, muszą przyjąć nowoczesną definicję narodu jako zbiorowości obywatelskiej, gdzie pochodzenie i język nie grają roli najważniejszej (…) Polacy ze swej strony muszą zrozumieć, i to zrozumieć na poziomie odruchu, że kwestia wileńska została rozwiązana raz na zawsze (…), że nie są pod obcą i niepożądaną władzą, że są u siebie, jako spadkobiercy Starolitwinów, dla których Litwa była rzeczą najważniejszą, a więc są współodpowiedzialni za losy kraju i nie muszą skupiać się na zadawnionych niechęciach i urazach. Polska musi ich traktować nie jako rodaków odłączonych od macierzy, ale jako prawowitych obywateli innego państwa” — oświadczył Tomas Venclova.

W cyklu „8 Wykładów na Nowe Tysiąclecie” przemowy wygłaszali już m.in. red. Stefan Bratkowski („Czy Polska ma prawo do optymizmu?”), ks. Adam Boniecki („Między panem i plebanem”) oraz prof. Piotr Węgleński („Straszliwe GMO”). Poprzednim razem Antanas Venclova gościł na Uniwersytecie Warszawskim w 2007 r. Wygłosił wówczas prelekcję pt. „Rzeczpospolita Obojga Narodów dziś: na przykładzie Wilna”. W czwartek litewski poeta odwiedzi Gdańsk, gdzie w Ratuszu Staromiejskim weźmie udział w promocji książki „Powroty do Litwy” – zbioru utworów Czesława Miłosza związanych z Venclovą i utworów Venclovy powiązanych z Miłoszem. 24 kwietnia zagości z kolei w krakowskiej księgarni „Pod Globusem” na spotkaniu organizowanym przez Nową Europę Wschodnią.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (17)