Na początku nam zarzucano, że używamy dużo przekleństw, gramy dużo coverów „Leningradu”. Mówiono, że śpiewamy dużo „matu” i mało ska. Tak, wiele osób mówi, że „mat” to jest źle, nieładnie i nieestetycznie, ale co mogę z tym zrobić? Jesteśmy takimi ludźmi, którzy wyrośli na ulicy. Nasi rodzice są najlepsi na świecie, starali się nas wychować jak najlepiej, mimo to, co usłyszeliśmy od innych dzieci - tak i mówimy — mówi Ernest.

A jeśli tak na poważnie: co wynieśliście z domu rodzinnego? Co dała Wam rodzina?

Rafał: Osobiście mam wielki szacunek wobec swoich rodziców. W pewnym sensie muszę im być wdzięczny za to, że teraz gram w Will'N'Ska. Bo to oni mnie zaciągnęli do szkoły muzycznej w Niemenczynie. Zawsze miałem pewne ciągotki do muzyki, ale właśnie granie na trąbce było inicjowane przez rodziców. W przeszłości też sportowałem - to również im zawdzięczam. Więc dla mnie są kimś bardzo ważnym.

Pochodzisz z muzykalnej rodziny?

Nie. Mój ojciec ma bardzo fajny głos i ja mu naprawdę zazdroszczę tego, jak on śpiewa. Co prawda nigdy nie uczył się śpiewu. Kiedy ojciec i jego koledzy mieli po 20 lat, jeszcze za czasów sowieckich, w Bujwidzach, skąd pochodzę, mieli własną grupę, w której śpiewali wówczas popularne piosenki.

Nazwa Waszego zespołu nawiązuje do wileńskości. Co ona dla Was oznacza? Co chcieliście powiedzieć poprzez tę nazwę?

Ernest: W swojej nazwie chcieliśmy nawiązać do Wilna. Chcieliśmy pokazać miłość do miasta, w którym się urodziliśmy się. To miasto ma długą historię…

Rafał: Jeśli patrzeć ze strony undergroundu, do którego zaliczamy się, to tu jest bardzo dużo Polaków. Z Ernestem poznajomiliśmy się jako członkowie różnych zespołów. Ja grałem w zespole „Lucky strike”, a Ernest - w „Ruberoidzie”. Zresztą zespołów, w których grają Polacy, jest więcej. Nikt jednak z nich swojej polskości nie afiszuje. My pierwsi zaryzykowaliśmy i zaczęliśmy śpiewać po polsku. Chcieliśmy pokazać, że Wilno to jest nasz dom i tu się dobrze czujemy.

Więc nie żałujecie, że zaczęliście śpiewać po polsku?

Rafał: W żadnym wypadku. Nie wiem jak inni członkowie zespołu, ja osobiście nie mam większych sentymentów do Polski, ale Wilno, region wileński to jest właśnie mój dom. Dlaczego tego nie pokazać? Znudziły mi się te ciągłe rozmowy polityków z Litwy o nazwiskach, nazwach ulic i tak dalej...

Jesteście ode mnie młodsi o prawie 10 lat, na wiele spraw pewnie patrzycie inaczej niż osoby z mojego pokolenia czy jeszcze starsze. Przykładowo, jakie dla Was znaczenie ma oryginalna pisownia nazwisk?

Rafał: Osobiście dla mnie żadnego. Jestem zdania, że wszyscy ludzie na całym świecie są dla mnie równi. I to jakimi literkami się zapisuje nazwisko jest sprawą drugorzędną.

Ernest: Chciałem nawiązać do tych nazwisk. Moim zdaniem, jeśli Polak chce pokazać, że w jego nazwisku są litery „ą”, „ę”, „w” czy „rz” - to trzeba mu na to zezwolić. To jest jego prawo. To jego nazwisko i jemu z tym nazwiskiem trzeba będzie żyć. Co do mojego nazwiska to mi się powiodło, w nim nie ma żadnych tego typu liter.

Rafał: U mnie są, ale dla mnie nazwisko czy narodowość nie mają większego znaczenia.

Tworzycie piosenki po polsku, po litewsku, angielsku. A w jakim języku myślicie?

Ernest: Osobiście mi bardzo fajnie pisze się po polsku. Nie tak wiele jeszcze napisałem, ale jedną z ostatnich piosenek napisałem po polsku. Bo lubię takie fajne, śmieszne rymowania...

Rafał: Ok, ale musisz też przyznać się, że nie piszesz piosenek poprawną polszczyzną...

Ernest: To prawda, piszę po wileńsku. Tak jak rozmawiam w domu z rodzicami, z kolegami.

Na Facebook'u jest grupa „Pulaki z Wilni”, którzy piszą tak, jak większość z nas rozmawia na co dzień. To Waszym zdaniem jest dobrze czy źle?

Rafał: Dla mnie osobiście to jest bardzo fajne. W swym życiu naprawdę spotkałem wiele osób z dalekiej Litwy, tam gdzie nie ma Polaków i mało się o nich wie. Oni dużą mówią złych rzeczy o Polakach, w Polsce zresztą jest podobnie jeśli chodzi o Polaków z Litwy. My jako zespół jesteśmy Wilniukami, a nie Polakami czy Litwinami. Więc sądzę, że ten język to jest taka nasza perełka.

Ernest: Sądzę, że język wileński to jest taki egzotyczny język, który można spotkać tylko na Wileńszczyźnie. Tak samo język Żmudzinów i Dzuków rożni się od oficjalnego języka litewskiego. Musimy szanować ten wileński język, ale musimy szanować też innych ludzi. Musimy umieć też poprawnie rozmawiać po litewsku i po polsku.

Bardzo często w polskich mediach pojawia się informacja, że nas Polaków na Litwie nie lubią, że Litwini na nas źle patrzą. Czy osobiście z czymś takim spotkaliście się ze strony Litwinów?

Ernest: Osobiście ja z takim czymś spotykałem się bardzo rzadko. W człowieku przede wszystkim cenię tolerancyjność. Dla mnie tolerancyjność oznacza normalność. Bo jeśli człowiek nie jest tolerancyjny, to nie wiem jak może żyć w takim świecie. Była taka sytuacja: rozmawiałem z kolegą po polsku, podchodzi do mnie jakiś pijany Litwin i pyta się: „Dlaczego rozmawiasz po polsku?”. Ja mu na to: „Bo jestem Polakiem”. On: „Jesteś na Litwie, więc mów po litewsku”. Ja: „Jak chcę tak i rozmawiam. Z tobą po litewsku, z kolegami po polsku”. To jest właśnie człowiek nietolerancyjny.

Rafał: My działamy w undergroundzie, a w punku nie ma narodowości, ponieważ punk wspiera anarchię, czyli nie ma żadnych granic ani systemu. I tu nie ma problemów narodowościowych. Ale kiedy zajmowałem się biathlonem. Byliśmy z Niemenczyna, więc byliśmy jedynymi, którzy rozmawiali po polsku, ale miałem przyjaciół z innych litewskich miast. I pewnego razu zapoznałem się z chłopcem, który był bardzo negatywnie nastawiony wobec Polaków. Kiedyś nawet powiedział, że nienawidzi Polaków. To go zapytałem: a ile Polaków zna? On powiedział, że tylko mnie. I po tej rozmowie już od 7 lat jesteśmy kolegami.

Ernest: Niestety istnieje u Litwinów taki stereotyp. Dlatego założyliśmy zespół, w którym śpiewa się w różnych językach, aby złamać te stereotypy. Chcemy pokazać jedność. Chcemy udowodnić, że to w jakim języku rozmawiasz, jaki jest kolor twojej skóry – to jest coś nieistotnego. Żyjemy w czasach globalizacji i zaraz u nas będzie dużo Turków, Rumunów i tak dalej...

Rafał: Po prostu chcemy pokazać, że wszyscy są równi.

A dlaczego wybraliście ska jako podstawę dla swojej muzyki?

Rafał: Gdy tylko zaczęliśmy grać byłem wielkim fanem ska, Ernest również lubił ska.

Ernest: Przez pewien moment nigdzie nie grałem. A moimi ulubionymi zespołami są „Lyapis Trubetskoy”, „Leningrad” i „Pidżama Porno”. Oni wszyscy grają taką mieszankę ska i punku. My również próbujemy coś takiego robić. Pierwszy nasz cover to był właśnie „Manifest” Lyapisów.

Rafał: Tak, kiedy zaczęliśmy poważnie rozmawiać o naszym projekcie byliśmy na fali „Lyapisów”. Muszę jednak powiedzieć, że każdy członek zespołu słucha innej muzyki. Ja lubią ska, Daniel (perkusista – PL DELFI) lubi bardziej ciężką muzykę, taką metalową. Ernest chociaż mówi, że lubi ska to jego ręce są zatoczone pod punk i hardcore...

Ernest: Tak, słuchamy rożnej muzyki, ale później staramy się nasze zainteresowania połączyć w jedno.

Ska czy punk w dużym stopniu są stylami zaangażowanymi społecznie i politycznie…

Rafał: Antypolitycznie. Bo raczej nie można powiedzieć, że punki popierają komunizm czy demokrację.

Ale anarchizm już raczej tak...

Rafał: No tak, anarchizm owszem.

To jaki jest Wasz stosunek do anarchizmu?

Rafał: Mój - bardzo dobry. Byłem kiedyś członkiem litewskiego parlamentu uczniowskiego. Tam uczą jak zostać politykiem, szybko zrozumiałem, że to wcale mnie nie interesuje. Dlatego bardziej popieram takie antysystemowe rzeczy.

Ernest: Biurokracja i wszystkiego tego typu rzeczy - bardzo źle z nimi się czuję. Również chodziłem na różne zebrania do samorządu wileńskiego, ale zrozumiałem, że to nie dla mnie.

Możecie wyobrazić świat bez rządu?

Rafał: Niestety obecnie nie.

Ernest: W tym temacie można powiedzieć bardzo wiele, dla mnie anarchia oznacza – rób co chcesz, ale nikomu nie przeszkadzaj.

Rafał: Mam napisanych kilka tekstów politycznych czy raczej antypolitycznych, ale do samej polityki wolimy nie wtrącać się.

Ernest: Mamy swoje poglądy, ale ich nie eksponujemy. Nie chcemy nikogo obrażać i tak dalej. Każdy człowiek jest inny.

A kto u Was pisze teksty, muzykę? Kto jest liderem zespołu?

Rafał: Ernest zmusza nas wszystkich do grania. Większość tekstów napisałem ja, Ernik napisał słowa do dwóch piosenek. „Ostatni autobus” to jest jego wspólny utwór z naszym kolegą Darookiem. Co prawda dodałem w nim trochę od siebie. Ja natomiast piszę piosenki i zapisuję pewne akordy. Później Ernest poprawia tę muzykę, ale melodia pozostaje najczęściej ta sama.

Ernest: U nas każdy wnosi coś swojego. Fakt, lubię pokierować. Niektórzy nazywają mnie dyktatorem, ale to jest normalka - ktoś musi stać na czele.

Panuje stereotyp, że punki dużo piją. Jak jest z Wami?

Ernest: U nas każdy robi co chce, ale nam to nie przeszkadza.

A jakie macie plany na przyszłość?

Ernest: Bardzo chcemy nagrać płytę. Zrobić teledysk. Teraz być może będziemy mieli możliwość nagrać w studiu jedną piosenkę. Nie chcemy za dużo o tym mówić, bo czym więcej mówisz - tym mniej udaje się...

Na Litwie z muzyki raczej nie da się żyć. Czy nie myśleliście o emigracji?

Ernest: Byłem w Anglii. Myślałem, że nauczę się angielskiego, ale tam rozmawiałem tylko po polsku, rosyjsku i litewsku. Nie chcę emigrować. Mi podoba się Wileńszczyzna. Ona dodaje mi sił w tworzeniu.
Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (54)