Co się wydarzyło w rzeczy samej owego słynnego popołudnia 11 marca?

Razem ze starszym synem i mamą, która czekała na nas w aucie, przyjechałem po córkę. Godziny spotkań były wcześniej ustalone z moją żoną Wioletą i zostały ustalone przez nią osobiście. Wraz ze swoim starszym synem wszedłem do mieszkania. Mieszkał wówczas ze mną i poszedł po niezbędne rzeczy, tymczasem ja szykowałem do wyjścia córkę. Po kilku minutach zawołałem głośno na syna, by się pośpieszył. Odpowiedział, że nie może znaleźć szkolnego mundurka i po raz pierwszy od jakiegoś czasu poszedłem w głąb mieszkania, aby mu pomóc.
Kiedy skończyliśmy szukać, w pokoju byliśmy już we trójkę: my z synem i moja żona Wioleta. Po otwarciu drzwi jednej z szaf osłupiałem ze zdziwienia - była wypełniona po brzegi markowymi ubraniami, które jej wcześniej kupiłem.

Dlaczego to pana zdziwiło?

Ponieważ przed kilkoma miesiącami ona i mnie, i kilku innym osobom mówiła, że z powodu braku pieniędzy wszystkie drogie rzeczy sprzedała. Także i złoty zegarek, który jej podarowałem, wart ponad 20 tysięcy litów. Bardzo mnie zdziwiło, dlaczego jej brakuje pieniędzy, skoro przez cały czas naszego wspólnego pożycia, a nawet i teraz, ona korzystała z mojego konta bankowego. Ma własną kartę, korzysta także z mojej karty na paliwo, a ja przez cały ten czas płacę po 3 tysiące litów co miesiąc za jej „Lexusa”.
Nigdy się nie skarżyła na brak pieniędzy, uwierzcie mi, gdyby naprawdę jej ich brakowało, na pewno by mi o tym powiedziała. Więc gdy zobaczyłem ten złoty zegarek, zaproponowałem, że być może faktycznie lepiej by było go sprzedać, a pieniądze wykorzystać na potrzeby dzieci. I wówczas się rozpoczęło…

Ta słynna bijatyka?

Prawdopodobnie można to i tak nazwać... Tylko w przeciwieństwie do tego, co dotąd twierdziła Wioleta, to nie ja zaatakowałem. To ona mnie zaatakowała, dosyć spontanicznie, tylko zauważyłem, że świadomie celuje w twarz: zrzuciła okulary, podrapała. Złapałem ją za nadgarstki i trzymałem na odległość wyciągniętej ręki, starałem się uniknąć podrapania.
Przez cały ten czas obok stał syn, który zaczął krzyczeć: „co ty robisz, mamo“, przybiegła też córeczka, która usłyszała hałas, a Wioleta, co wydało mi się najdziwniejsze, zaczęła krzyczeć po litewsku i wzywać pomocy. Dziwne wydało mi się to dlatego, że jesteśmy Polakami i w domu rozmawiamy po polsku.

Media pisały, że pan zastosował przemoc wobec żony, kobieta opowiadała o tym, że podobno jej ciało, po tym wieczorze, było całe pokryte sińcami...

Nie! Niczego podobnego w życiu nie zrobiłem, chciałem zwyczajnie wyjść, wszystko to się wydarzyło na oczach dzieci. Krzyczała na cały głos, że ją biję i zabiję, tymczasem ja ją tylko trzymałem za nadgarstki na odległość wyciągniętej ręki. Wtedy powiedziałem do syna, że ma zabrać siostrę i wychodzimy.

Puściłem ręce Wiolety, jednakże ona znowu mnie zaatakowała, okulary były już na ziemi, dlatego też bezpośrednio kciukiem zaczęła wciskać moją gałkę oczną. Odepchnąłem ją, pozbierałem rozrzucone rzeczy syna i wszyscy wyszliśmy z domu, schodząc na dół słyszeliśmy, jak dzwoni na policję i pełnym boleści głosem opowiada przez telefon, że ją biję i jeśli się nie pośpieszą – zabiję.
Potem wróciliśmy do domu mojej mamy, po jakimś czasie przyjechała policja, gdyż żona zgłosiła, że porwałem dzieci. Funkcjonariusze porozmawiali z dziećmi, zobaczyli, że czują się dobrze i swobodnie: w tym czasie córka bawiła się z pieskiem, obrócili się na piecie i wyszli. Tylko umówiliśmy się, że za jakieś pół godziny przyjadą śledczy, ponieważ się okazało, że Wioleta oskarżyła mnie o pobicie. Byłem w szoku...

Czy pana zdaniem, ta historia będzie miała ciąg dalszy?

Oczywiście, zwłaszcza, że ona złożyła jeszcze jedną skargę, w której twierdzi, że nigdy nie dbałem o dzieci i wnioskuje o pozbawienie mnie praw rodzicielskich. To jest kłamstwo. Nie chcę, by manipulowała dziećmi i będę dążył do tego, by się z tego wycofała. Jestem dobrym ojcem. Uwielbiam swoje dzieci.

To, o czym w tej chwili opowiedziałem, to jeszcze nie wszystko. Chcę trochę odczekać i po tym, jak zgromadzę rozmowy telefoniczne, krótkie wiadomości i odpowiednie papiery, będę miał jeszcze wiele do opowiedzenia. Nie chcę się śpieszyć, chcę być pewien każdego swojego słowa, które znajdzie się w przestrzeni publicznej. Mogę dodać, że pozwę małżonkę o zniesławienie, gdyż nie chcę by mnie nazywano tyranem czy złym ojcem. Ponadto mój adwokat gromadzi materiały niezbędne do zaskarżenia mediów, które zamieściły informacje, gdzie nie podano, że jestem podejrzany o pobicie żony, tylko, że zrobiłem to na prawdę...

Wierzcie mi, będą musieli zapłacić za to, że orzekają o winie bez procesu sądowego.

Jak pan uważa, dlaczego Wioleta tak się zachowała? Jak sam pan opowiada, najpierw sama napadła, a później oskarżyła o to pana?

Dla pieniędzy, dla rozgłosu, którego pragnęła. Myślę, że dąży do zniszczenia mojej reputacji i kariery zawodowej. Ale zasadniczo dla pieniędzy. Kiedy dobre pół roku temu spisałem niemalże biznesową ofertę rozwodową i chciałem opłacić adwokatów - ona się nie zgodziła. Wówczas rozpoczęły się nasze nieporozumienia, ciągle na coś czekała, odwlekała czas. Potem oświadczyła, że chce dużo więcej pieniędzy, zapewnienia kosztów utrzymania, aż w końcu mnie zaszokowała tekstem, że być może chciałaby mieć trzecie dziecko, ale się rozwodzę, więc z kim miałaby je mieć...

Z tego powodu też obiecała, że będzie żądać odszkodowania. Szczerze mówiąc, byłem zszokowany i zwyczajnie nie rozumiem Wiolety.

A teraz wszystko zaczyna się wyjaśniać, że ta historia była planowana nie tylko przez nią i przez pewien czas, gdyż istnieje prawo, ze gdy rozwód odbywa się z powodu winy małzonka, on jest zobowiązany utrzymywać żonę. Tego ona zawsze i chciała. A jakże inaczej, przecież ona korzystała i nadal korzysta z mojego konta bankowego, mojej karty na paliwo, pieniędzy przeznaczonych na dzieci… Ona zawsze żyła wygodnie i nie wierzę, żeby chciała to stracić.

Żona zaczyna mylić się w relacjach

DELFI spróbowało też zdobyć w tej sprawie komentarz żony Edmunda Sztengiera Wiolety. Przed miesiącem kobieta opowiadała, że próbuje się pozbierać po bolesnych doświadczeniach i żyć dalej. Bardzo też szczegółowa relacjonowała wydarzenia, które zaszły w jej mieszkaniu 11 marca.

„Ja go pierwsza nie zaatakowałam, tylko się broniłam, gdyż on załamał mi ręce i przygniótł mnie od tyłu całym ciężarem swojego ciała. Jedną ręka próbowałam go odepchnąć od siebie, lecz nie miałam żadnych szans“ — od razu po zdarzeniu opowiadała Wioleta Sztengier.

Gdy przypomniano jej, iż podczas filmowania, które odbyło się prawie po dwóch tygodniach, Muniek został zauważony z sińcami pod oczyma i na publiczności starał się nie pokazywać się bez makijażu, odparła: „Być może mogłam go zaczepić, gdy starałam się go odepchnąć“.

Gdy DELFI skontaktowało się z Wioleta po powyższej rozmowie z Edmundem Sztengierem, kobieta rozmawiała z dziennikarzami bardzo niechętnie.

Nieco wcześniej opowiadała pani nam, że owego wieczoru 11 marca Edmund Sztengier załamał pani ręce i przygniótł od tyłu całym ciężarem swojego ciała, zaś pani jedną ręka próbowałam go odepchnąć od siebie. Tymczasem w skardze, którą złożyła pani na policji tego samego dnia, jest napisane, że mąż po przyjeździe do pani domu zachowywał się grubiańsko, zaatakował panią, przewrócił na ziemię i ciągał po całym mieszkaniu, bił twarzą o podłogę. Wersje wydarzeń, przedstawione przez panią nam i policji, znacznie się różnią...
Nie zamierzam komentować waszych interpretacji...

- To nie są interpretacje tylko cytat z pani rozmowy z nami

Nie widzę żadnych różnic. Tak, zostałam przewrócona i na podłogę, i na łóżko, i za włosy mnie ciągał i jeszcze z nogami na mnie wskoczył — powiedziała kobieta i zakończyła rozmowę.
Już wcześniej dziennikarze zauważyli pewne różnice w relacjach Wiolety Sztengier – jednym dziennikarzom kobieta opowiadała, że została podrapana, innym – że miała całe ciało posiniaczone czy wręcz złamany kręgosłup. Jeszcze raz spróbowaliśmy porozmawiać z samą Wioletą.
„<...> Gdy będę chciała coś powiedzieć dziennikarzom publicznie, wydam oświadczenie prasowe“ — kobieta, która dotychczas chętnie rozmawiała z dziennikarzami, natychmiast odłożyła słuchawkę.

I jeszcze jeden ciekawy szczegół: Edmund Sztengier twierdzi, że kilka godzin po konflikcie z żoną, dostał SMSa od prowadzącej pewnego telewizyjnego talk show. Gdy Muniek odmówił z nią rozmowy, doczekał się kolejnego SMSa, że nagranie zostanie upublicznione i przekazane innym producentom.

Nieco później się okazało, że dziennikarka zamierza upublicznić właśnie nagranie wydarzeń z 11 marca.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (23)