Z tego co orientuję od trzech dekad mieszka Pan w Polsce. Jak Pan tutaj trafił?

Moja historia jest prosta, przyjechałem na studia w 1983 roku. Przyjechałem do Polski na studia weterynaryjne. Najpierw mieszkałem w Łodzi, bo tam znajduje się jedyna szkoła języka polskiego dla cudzoziemców. Potem pojechałem do Warszawy. Wybór Polski? Dlatego, że Polska w tamtym czasie była popularna. To były czasy stanu wojennego.

No właśnie czy Pan trochę się nie bał?

Trochę tak. O Polsce w Afryce mówiono. Co prawda to raczej nie było pozytywne. Bo wiadomo 1981, Wałęsa, Solidarność, Jaruzelski, strajki... Z drugiej strony był Jan Paweł II i polska reprezentacja. Sport naprawdę czasami potrafi wiele zmienić. Pamiętam, jak w 1982 r. w Hiszpanii Polska grała na mundialu i był mecz o trzecie miejsce. Polska wygrała z Francją. Senegal, jak wiadomo jest francuskojęzyczny, ale wszyscy kibicowali Polsce. Tamten zespół był bardzo znany. W zasadzie to tyle miałem informacji o Polsce. Postanowiłem spróbować. Dla mnie wtedy to był egzotyczny kraj, inny język, bo nie posługiwałem się żadnym językiem słowiańskim. Poza tym rozmawiałem z dalekim kuzynem, który skończył studia w Poznaniu dwa lata wcześniej. Powiedział mi, że rzeczywiście gospodarczo jest bardzo słabo, natomiast ludzie są fajni.

I jak Pana spotkała Polska?

Przede wszystkim dwie sprawy. Pierwsza sprawa to język, moja wymowa jest fatalna i do dzisiaj mam z tym problemy. Gramatyka nie jest trudna, bo francuska jest o wiele bardziej trudniejsza. Natomiast wymowa polska jest bardzo trudna. Druga sprawa to klimat. Zima dla mnie to była bardzo duża nowość. Jeszcze jedną niemiłą niespodzianką to było, że były kartki w sklepach. W Afryce, gdzie sytuacja jest trudniejsza, myślałem, że Polska to jednak Europa. Nigdy by mi nie przyszło do głowy, że w kraju europejskim mogą być kartki. To nie był powód, żeby wrócić. Mężczyzna, który wyjeżdża powinien być do końca konsekwentny. Pierw zresztą myślałem, że kończę studia i wracam do domu, później jednak wszystko potoczyło się inaczej.

Jak zaczęła się Pana przygoda z muzyką. Czy to wyniósł Pan z dzieciństwa?

Nie w Senegalu dużo słuchałem muzyki, ale nie grałem. Kiedy jednak studiowałem weterynarię, to spotkałam swego rodaka z Senegalu, który był starszy ode mnie. Grał na gitarze. W weekendy kiedy nie było zajęć to grywaliśmy sobie. To był chyba rok 1986 czy 87...

Pan pracował z takimi gwiazdami Anna Jopek czy zespołem Voo Voo...

Najdłużej współpracowałem z Voo Voo aż 5 lat i to była fajna szkoła.

A jak Pan wybiera projekty z kim współpracować?

To nie były projekty...

To jak doszło do współpracy z Kapelą Wileńską?

Z Wilnem sprawa wygląda tak, że dwa lata temu postanowiliśmy odkurzyć warszawski folklor. Składaliśmy projekt do biura kultury w Warszawie, aby nagrać „po naszemu” warszawski folklor. Bo uważam, że Polacy za mało słuchają swój miejski folk. Wstydzą się też trochę muzyki wiejskiej. To jest fakt, bo w klubach takiej muzyki nie usłyszysz. Na zasadzie prowokacji myślałem tak, że jak przyjdzie ktoś z Afryki i „odkurzy” warszawski folk to im będzie trochę głupio. Dostaliśmy trochę pieniędzy i nagraliśmy trzy utwory. Teksty były oryginalne, po polsku, a muzyka była nasza. 

Utwór „Nie ma cwaniaka nad Warszawiak” na you tube'ie w ciągu tygodnia zobaczyło 50 tysięcy. Więc to mogło oznaczać, że młodzież szuka świeżości. To nie oznacza, że nie lubią takich dźwięków po prostu czekają na bardziej oryginalne propozycje. Po tym sukcesie, teraz nagrywamy całą płytę. Tu w Wilnie jest szczególna sytuacja Polaków, chyba wszyscy o tym wiedzą. I na zasadzie takiej „miękkiej” prowokacji postanowiliśmy tu przyjechać z polską kulturą, z miejscowymi Polakami i Litwini być może zrozumieją, że pochodzenie nie ma znaczenia. A to, że trafiliśmy na Kapelę Wileńską to zasługa Sylwka Kozery z Kapeli Czerniakowskiej, z którym współpracowaliśmy. Sądzę, że wszystkie muzyki folkowe na całym świecie łączy, jakaś nić. To widać na dużych festiwalach. Kiedy przyjeżdża ktoś z Argentyny, lub aborygen z Australii i spotka Fina, Litwina czy Polaka znajdzie wspólna mowę. To jest coś naturalnego, że te stare dźwięki łącza wszystkich ludzi. Powracając do Kapeli Wileńskiej to chcieliśmy zagrać tu koncert, a później zaprosić ich do Warszawy. Dostaliśmy jednak mało pieniędzy więc ograniczyliśmy się tylko do Wilna. Natomiast po studiach, kiedy postanowiłem zostać w Polsce, chciałem poznać historię tego miejsca.

A Pan wcześniej był w Wilnie?

Nie pierwszy raz. Tylko słyszałem o Wilnie i Lwowie. O tej Polsce od morza do morza. Cieszę się, że tutaj przyjechałem, bo tu czuć ten dawny klimat.

Czy udało się coś zobaczyć w Wilnie?

Jesteśmy tu od czwartku i cały piątek zwiedzaliśmy Wilno. Nie jeździliśmy ani taksówką, ani autobusem, tylko pieszo. Byliśmy na Górze Trzech Krzyży, skąd widać piękna panoramę miasta. Krążyliśmy po mieście. Widzieliśmy bardzo dużo rożnych rzeczy. W Wilnie jest właśnie coś czego brakuje w Warszawie. Polacy często śmieją się, że Warszawa ma plastikową starówkę. Teraz wiem o co im chodzi. Oczywiście Warszawa ma specyficzną historię. W Wilnie natomiast widzę co było kiedyś i co przetrwało.

Jak Pan na co dzień czuje się w Polsce. Czy Pan zetknął się z rasizmem?

To jest tak człowiek kiedy dociera do nowego miejsca i nie do końca rozumie język, to gdzieś wewnątrz jest w defensywie. Po dłuższym okresie niezależnie co Polacy myślą widząc czarnego człowieka to ja utożsamiam się z miejscem. Po prostu olewam to wszystko. Kiedy spotykam Polaka, który uważa iż nie mam nic wspólnego z tym miejscem, to on ma ten problem. Dużo inwestowałem, aby poznać historię Polski. Razem ze zrozumieniem języka zrozumiałem również samo miejsce. Po 30 latach ta wiedza jest na innym poziomie. Dlatego na pewne komentarze ze strony nie reaguję. Bo zakładam, że on nie wiem, że mówi do Polaka.

To Pan czuje się Polakiem?

Czuję się związany z tym miejscem.

A w jakim języku Pan myśli?

To zależy z kim rozmawiam. W danej chwili myślę po polsku. Jak rozmawiam z Paku to myślę w języku wolof. Czasami spotykam znajomych z Afryki, którzy nie znają polskiego, to rozmawiamy po francusku. Wtedy myślę po francusku. To jest dziwne. Do pewnego momentu tłumaczyłem, szukałem odpowiedników we francuskim czy wolof, aby przetłumaczyć na polski. Tego już nie ma. Nie zastanawiam się na d językiem, po prostu mówię. Jednak przywiązanie do miejsca najlepiej oddaje sport. Momentem w którym kibicujemy, to właśnie jest moment kiedy jest prawda wewnętrzna. Bo sport jest czymś takim naturalnym i prawdziwym. Jak przegrywamy to jest nam niedobrze. Działam w Fundacji i mamy dużo spotkań w Mediolanie, Frankfurcie czy Paryżu poświęconych wielokulturowości. To kiedy tam jadę to reprezentuję Polskę. Realizujemy projekty w Warszawie za pieniądze biura kultury. Siłą rzeczy kiedy realizuję te projekty to jestem ambasadorem Polski.

Z tego co się orientuję Afrykańczycy bardzo nie lubią kiedy ich wszystkich wrzuca się do jednego worka....

To jest właśnie historia. Ciężko naprawić obraz Afryki w Europie. Kiedy spotykam się z młodzieżą w szkołach to mówię im tak Europa to trzy elementy: myśl grecka, technologia rzymska oraz religia chrześcijańska. Pierwszy element myśl grecka, zawsze zadaję pytanie, dlaczego ta filozofia nie narodziła się w Skandynawii lub Wielkiej Brytanii. Bo Grecy mieli pod bokiem Egipt i całą Azję. Oni nauczyli się od nich. Drugi punkt Cesarstwo Rzymskie. To jest jedyne cesarstwo, które łączyło trzy kontynenty. Północna Afryka była częścią tego Cesarstwa. Mam dwa elementy kultury europejskiej, w których Afryka jest bardzo ważna. Chrześcijaństwo też jest z importu. To jest myśl semicka, która trafiła do Europy. Więc pytam się Europejczyka: co jest na 100 proc. europejskiego? Moje przykłady pokazują, że świat to zawsze wymiana. Jeden wymyślał coś, drugi to polepszał i to szło dalej. Ekstremista zawsze wybiera tylko fragment historii, kiedy jego ziemia była potęgą. Nie mówi jednak o tym co było po tym, albo przed. Bo bywały takie okresy kiedy jego państwo dostawało w dupę. Więc próbuje im tłumaczyć, że świat to jest myśl ludzka. Więc kiedy osoby ograniczają się do „swój – mój” to jest nieporozumienie. Bo ja widzę przede wszystkim ludzi.

Pan twierdzi, że dla Pana najważniejszy jest człowiek, natomiast rasa czy narodowość jest czymś drugorzędnym. A czy nie jest tak, że na przykład gdzieś we Francji czy Niemczech spotyka Pan swego rodaka z Senegalu, to czy nie czuje się Pan raźniej...

I to jest piękne. To oznacza, że nie jesteśmy w próżni. Korzeni są, ale nie mogę się chwalić korzeniami. To nie moja zasługa. Jeśli ktoś urodzi się na Litwie, to jaka jest jego w tym zasługa, najwyżej rodziców. Bycie dumnym, że pochodzę z jakiegoś miejsca jest bzdurą. Natomiast kiedy staram się wypracować wartości tego miejsca, to już jest coś, to jest jakiś ruch. To kultura nas tworzy. Kultura jest bardzo ważna. Szanuję to. Jeśli osoba pochodzi z kraju X czy Y i zna swoje wartości to jest dobrze. Natomiast nie może udawać, że inni nie mają tych wartości. Mogę ze swymi wartościami przyjść do Pana, możemy się wymieniać. Nie mogę jednak mówić, że wartości z Senegalu są lepsze, gorsze niż wartości na Litwie. Są po prostu inne. Więc jeśli poznam Senegalczyka w Wilnie, czy Paryżu to się cieszę, bo poznaję swojego.

Pan mówił, że podstawa Europy składa się z trzech elementów. A z ilu elementów i jakich składa się Afryka?

Po pierwsze człowiek pochodzi z Afryki. Jeśli coś wychodzi z czegoś to musimy to przyjmować. Podam jeszcze dwa takie przykłady. Tam są duże rodziny i relacje między ludźmi są takie, jakie w moim odczuciu powinny być. Nie ma egoizmu. Tam rzeczywiście życie przebiega w wspólnocie. Konsekwencje jest taka, że mamy mało prywatnego życia. To ma swoje plusy i minusy. W Afryce, jeśli ktoś jest mały, to jest bardzo dobre miejsce dla dziecka. Jak ktoś jest stary to jest świetne miejsce. Bo tam nie ma domów dziecka czy domów starca. Rodzice umierają to odraz dziecko zostaje wchłonięte przez wspólnotę. Nie mówię o krajach, gdzie trwa wojna, bo wojna to jest sztuczna sytuacja. Natomiast w tradycji rodzina wchłania wszystko. I pod tym katem to są super rzeczy. W Europie natomiast jest tak, że jak jesteś młody, zdrowy i masz pracę to wszystko jest ok. Natomiast możemy obserwować dzieci, którzy nie mają kontaktów z mamą. Bo mama pracuje, a na jej miejscu jest niańka. Podobnie jest z osobami chorymi i starymi. W Senegalu, jak ktoś jest w szpitalu to ludzie tam się przewijają, czasami ich nawet wyrzucają. Natomiast tutaj jest tak, że w ciągu ilość godzin nikogo przy chorym nie ma. Tak samo jest ze starszymi osobami. Ich wypychają, bo potrzebne jest mieszkanie. Nikt tego nie mówi wprost, ale to się tak dzieje. Ludzie mylą pojęcia, bo cywilizacja nigdy nie była technologią. Oczywiście wiemy, że trzeba pracować, zarobić, mieć pewien komfort. Tego każdy potrzebuje. W Afryce są miejsca, gdzie nie ma wody i innych rzeczy. Nie można jednak generalizować, bo wartości duchowe też się liczą.
Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (14)