Pan w Kapeli Czernikowskiej gra od 1968 roku?

Byłem założycielem. Było nas czterech. A później wie Pan, jak to bywa też między mężem z żoną, rozstaliśmy się...

Jest to długi staż. Czy Pana nigdy granie w jednej formacji nie znudziło? Ciągle w jednej stylistyce?

Proszę Pana, grałem w różnych stylistykach. To nie prawda, że muzyk grając folklor, jest jakoś ograniczony. Gra się wszystko. Jetem wychowany na The Beatles, na Rolling Stones. Grałem w rożnych zespołach. Niestety po wojnie zanikały stare piosenki. Były wyautowane. Śpiewało się „Zbudujemy nowy dom”, ale nie wiedziało się co było kiedyś.

To skąd u Pana pojawiło się takie zamiłowanie do miejskiego folkloru?

Tak ogólnie to ma się w duszy. Matka mi śpiewała piosenki folklorystyczne z Mazowsza. Ojciec też. Takie piosenki jak „Ruda Mańka”, „Czarna Mańka” przed wojną były śpiewane w zawodowych kabaretach. Te piosenki wychodziły później na ulicę i ulica je przechwytywała.

Uczestniczył Pan w koncercie Kapeli Wileńskiej. Czy mógłby Pan porównać miejski folklor warszawski i wileński? Czy wcześniej Pan coś słyszał o wileńskim folklorze?

Interesowałem się tym i o Kapeli Wileńskiej słyszałem od bardzo dawna. Szukaliśmy oryginalnych utworów, które śpiewano w Wilnie, czy we Lwowie. Szukaliśmy piosenek, które śpiewano przed wojną. Aby nieuległy zapomnieniu. Każdy folklor ma wiele wspólnego, ma pewien wspólny podkład. Uważa się, że folklor warszawski to muzyka podwórkowa, a to nie jest prawda. Wszystko to było napisane przez ludzi wykształconych, po dwóch fakultetach. Słowa pisali naprawdę mocni tekściarze...

Czyli to jest pewien mit, że w folklorze nie wiadomy jest autor?

To są autorskie piosenki, bo ktoś musiał je napisać. Do starych melodii dopisywano teksty. Ludzie adoptowali popularne melodie, dopisywali swoje słowa...

Warszawski folklor jest znany, lwowski również, natomiast przedwojenny folklor wileński jest znany na dużo mniej. Dlaczego?

Wilno, jak ja tak patrzę, to jest to tęsknota. Być może takiego folkloru miejskiego tu nie było, jak w Warszawie przed wojną.
Kapela Wileńska

W Wilnie zagrał Pan oprócz Kapeli Wileńskiej, również z muzykami z Afryki. Jak Pan ocenia taką mieszankę stylów, pochodzących z rożnych krajów i kontynentów?

Ogólnie to Muzyka – Matka Afryka. Wszystko zaczęło się od afrykańskich rytmów. Moja „banjolka” to pierwszy instrument czarnych Amerykanów. Później biali go przejęli. W Warszawie natomiast „banjolka” była popularna, ponieważ kto się trochę znał, to mógł ją sam sobie zrobić. Banjo było tanie. Skrzypce, czy akordeon były drogimi instrumentami. A, „banjolka” to był taki instrument, kiedy się szło na trawkę, czy na imieniny...

Pan jest pierwszy raz w Wilnie?

Tak jestem pierwszy raz.

Czy udało się coś zobaczyć? Jakie wrażenie wywarło na Panu Wilno?

Jak to się mówi trudny teren. Górki, pagórki, to trzeba robić spacery. Bo tu jesteśmy od piątku. Ciągle byliśmy na próbach. Jednak trochę się udało. Bardzo piękne miasto. Bardzo mi się podoba.

Czy Pan w przyszłości również planuje współpracę z Kapelą Wileńską?

To zależy od Kapeli Wileńskiej. Jestem otwarty.
Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion