Wczoraj (22 maja) odbył się właśnie pierwszy półfinał już 57. odsłony tego paneuropejskiego festiwalu. Tym razem w Baku (Azerbejdżan).

Z 18 uczestników do finału dostało się dziesięciu: Islandia, Rumunia, Rosja, Dania, Irlandia, Grecja, Cypr, Mołdawia, Węgry oraz Albania.

Dlaczego w Baku?

Już dawno minęły czasy, gdy w „Eurowizji” wystarczyło wyjść na scenę, zaśpiewać wpadającą (lub nie) w ucho piosenkę i zwyciężyć. Teraz trzeba albo pochodzić z Bałkanów (obywatele państw tego regionu glosują na wykonawców z kraju sąsiedniego z takim samym entuzjazmem, z jakim jeszcze wczoraj jeden drugiego wykańczali tępymi maczetami), albo zrobić ze zwycięstwa w „Eurowizji” narodowy projekt strategicznego znaczenia. Azerbejdżan poszedł właśnie tą drugą drogą. Przez cztery lata pakował w swoich reprezentantów i ich promocję grube miliony naftodolarów, zatrudniał najlepszych kompozytorów, stylistów i piarowców. I za czwartym razem się udało. Piosenka „Running Scared" w wykonaniu duetu Ell & Nikki sprowadziła konkurs do Baku. Może to i dobrze, bo w dzisiejszych czasach totalnego kryzysu gospodarczego tylko Azerbejdżan chyba stać na zorganizowanie odpowiedniego show. Dla np. takiej Litwy organizacja takiego muzycznego pandemonium skończyłaby się albo głośną na cały świat klapą (vide Wilno –Europejską Stolica Kultury 2009), albo totalnym kolapsem budżetu państwowego.

Zaledwie dwa dni po finale ubiegłorocznej Eurowizji, ogłoszono, że tegoroczny konkurs odbędzie się w hali Crystall Hall, która zostanie specjalnie na to wydarzenie wybudowana w pobliżu National Flag Square w Baku. Budowę ukończono przed niecałymi dwoma miesiącami, przy okazji wyburzono tez kawałek Baku, wypłacając mieszkańcom odszkodowania trzykrotnie niższe od ceny rynkowej. Ale kto by tu zawracał głowę jakimiś mieszkańcami, gdy się buduje obiekt, w którym zasiądzie na trzy dni 16 tysięcy osób z całej Europy?...

Show w Crystal Hall

Statystyki oglądalności TV dowodzą bowiem, że najbardziej popularne są groteskowe obrazy powodujące dziki śmiech i zdziwienie w stylu opadniętej szczęki. Pierwszym, który to zrozumiał był twórca cyrku Barnuma Phineas Taylor Barnum. Dziś jego naśladowcy tworzą European Song Contest. Ci, którzy oczekują po konkursie europejskiej piosenki jakichś świeżych pomysłów i oryginalnych brzmień, niech lepiej przełączą kanał. Ci natomiast, którzy chcą zabawić się i się pośmiać (można i przy wyłączonym dźwięku) – welcome to Baku!

Na początku ceremonii tradycyjnych kilka słów od prowadzących: Eldara (zwycięzcy ubiegłorocznej „Eurowizji”) oraz niemiłosiernie kaleczących francuszczyznę Leily i Nargiz, a potem już tylko: „Let the show begin!”
Na pierwszy ogień poszła Czarnogóra. Po wykonawcy, który się nazywa Rambo należało się spodziewać niecodziennego występu. I takiego się doczekaliśmy. Wyszedł więc na scenę taki tatko i po prostu przez trzy minuty... mówił do mikrofonu, bo nawet rapowaniem to trudno nazwać. Tak „alternatywnego” występu na „Eurowizji" jeszcze nie widziałem. „I have no ambition for high position" — samokrytycznie „śpiewał" Rambo Amadeus w piosence „Euro Neuro”, a w tle wygłupiała się banda czarnogórskich klaunów. Frank Zappa uśmiecha się z zaświatów i jedyny problem z czarnogórskim Rambo jest taki, że jego występ był po prostu… nudny. Rambo i Czarnogóra poza finałem.

Natomiast do finału wchodzą oczywiście Greta Salome i Jonsi z Islandii z musicalową piosenką „Never Forget". Jakoś tak mi się nieodparcie kojarzyła z „Upiorem w operze", ale na dobrą sprawę podczas ich występu bardziej się zastanawiałem nad tym, jakim cudem kraj wielkości powiatowego miasta co roku wysyła na „Eurowizję" nawet jeśli nie zawsze oryginalnych, to takich uzdolnionych wykonawców?...

Eleftheria Eleftheriou z Grecji zaprezentowała tradycyjną grecką wersję eurowizyjnego hita. „Aphrodisiac" - jak sama nazwa wskazuje - to tryskające seksem show, szybkie, melodyczne rytmy taneczne i... Rabinowicz, który pracował na sowieckiej fabryce produkującej odkurzacze i w ciągu roku wynosił z pracy części produkcji, żeby żebrać w domu odkurzacz za free, skarżył się podobno żonie: „Jak nie zbieram, a ciągle mi karabin maszynowy wychodzi!". Natomiast Grekom ciągle wychodzi sirtaki. I mimo to ciągle trafiają do finału.

Łotewski powrót do lat 60-ych czyli „Beautifil song” w wykonaniu Anmary. Ani Mick Jagger, ani sir Paul McCartney raczej do Anmary nie zadzwoni ą... Łotwa poza finałem, ale wykonawcom z tego kraju chyba oto właśnie chodzi. Po zwycięstwie Marie N. w roku 2002 Łotwa najwyraźniej nie życzy sobie raz jeszcze organizować tego konkursu.

Smutna piosenka w wykonaniu Rony Nishliu. To akurat zrozumiałe, bo w Albanii ogłoszono wczoraj jednodniową żałobę z powodu wypadku autokaru, w którym 12 osób zginęło. Albania w finale, chociaż z całego występu zapamiętałem jeno „wycie” do mikrofonu.

Mandiga czyli najlepszy rumuński zespół grający... latino. Taka Kuba przypominająca sowieckie ciastko „Leonid" (ten sam „Napoleon" tylko bez jaj), mimo iż w zespole grają prawdziwi Kubańczycy. Rumunia jednak przekonała swoim „Zaleilah” Europę i jest w finale. A ja najbardziej żałuje, że gdy mieliśmy okazję nie wysłaliśmy na „Eurowizję" Inculto. Chłopaki ze swoim zadziornym i wesołym latino rockiem zrobiliby furorę.

Dalej – gorzej, bo cały szereg wykonawców, którzy do sobotniego finału się nie zakwalifikowali. Szwajcarska wersja współczesnego brytyjskiego rocka czyli Sinplus. Sympatyczna piosenka i jeszcze sympatyczniejsza basistka. Szczera, ciekawa propozycja bez jakichkolwiek pretensji na cokolwiek „Would you?” w wykonaniu Iris z Belgii. Pemilla z Finlandii śpiewająca po… szwedzku („Nar Jag Blundar”; może ktoś wyobrazić reprezentanta Litwy śpiewającego np. po polsku? Na pewno nie w perspektywie najbliższych stu lat i właśnie o tyle lat leżymy od Skandynawii, mimo politycznych deklaracji o skandynawskiej dymensji). Z kolei izraelski zespół Izabo, podobnie jak „braliukai”, spróbował przywrócić na scenie ducha lat 60-ych. I również bez większych sukcesów. No i piosenka o Facebooku w wykonaniu reprezentantki San Marino. Organizatorzy „Eurowizji” zabronili co prawda śpiewać o Facebooku, więc Valentina Monetta zaśpiewała „The Social Network song”. Oh Oh – uh — Oh oh… Hymn pokolenia Internetu w wersji disco?

Kolejny finalista – Cypr. Takich piosenek jak „La la love” w wykonaniu Ivi Adamaou można każdej soboty posłuchać w restauracjach „Carskoje sieło” w Wilnie (tylko że po rosyjsku), ale przecież nie od wczoraj wiadomo, że jeśli w półfinale spotkają się Grecja i Cypr istnieje olbrzymia szansa, że trafią i do finału. Niezależnie od tego czy głosuje jury czy telewidzowie greckie głosy padają zawsze na Cypr, cypryjskie – na Grecję.

Jeśli w przypadku Cypru piosenka przynajmniej była rytmiczna, wesoła i porywająca do tańca, to dlaczego w finale znalazła się Soluna Samay z Danii i jej „Should’ve Known Better” nie wiem. Być może z powodu pseudogeneralskiego czy admiralskiego munduru, który naczepiła na siebie Soluna? Żadnych innych „smaczków” w jej występie nie zauważyłem…
No i wreszcie – to na cośmy (prawie) wszyscy czekali. Baku szaleje! Buranovskiye Babushki i ich „Party for everybody”! Dla „prawdziwych” fanów „eurowizji” – to piosenka niemal świętokradzka, naruszająca wszystkie eurowizyjne zasady i kanony, ale ile ognia, ile energii w tych babciach z Udmurtii! Nawet gdyby nie zaśpiewały ani słowa należałoby się im bezapelacyjnie miejsce w finale. Come on and dance, everybody!

Trudniej zrozumieć dlaczego do finału dostali się elektrorockerzy Compact Disco z Budapesztu i ich może niebanalna, ale w sumie nudna piosenka „Sound of our hearts”, a nie dostali się kabaretowi raperzy z Austrii Trackshittaz („Woki Mit Deim Popo”), chociaż tych ostatnich wspierały trzy tancerki ze świecącymi się… tyłkami.

No i na sam koniec I. półfinału jeszcze dwaj finaliści. Zabawny Pasha Parfeny z Mołdawii z kawałkiem „Lautar” w którym się spotykają bałkańskie brzmienia, rosyjski pops i kadra narodowa Mołdowy w gimnastyce artystycznej. I bracia-bliźniacy z Irlandii czyli Jedward. Gdyby ktoś postanowił na nowo sfilmować „Przygody Elektronika” – Jedward powinni w tym filmie zagrać. Reprezentowali Irlandię już przed rokiem i Iż zdobyli w finale 8. miejsce. Ich ówczesna piosenka („Lipstick”) podobała mi się bardziej niż obecna „Waterline”, ale i tak to kawał dobrej, chociaż tradycyjnej eurowizyjnej roboty.

Dziesięć pierwszych finalistów

Każdego roku Internauci typują swoich faworytów w „Eurowizji”. Jeśli chodzi o pierwszy półfinał byli nimi. Islandia, Grecja i Cypr. Wszystkie głosowania, z małymi wyjątkami, wskazywały też, że reprezentanci Austrii, Czarnogóry i San Marino nie znajdą się w pierwszej dziesiątce. Tak też się stało. Do finału dostali: Islandia, Rumunia, Rosja, Dania, Irlandia, Grecja, Cypr, Mołdawia, Węgry oraz Albania.

W tym roku a propos po raz kolejny zmieniono zasady głosowania. W latach 2010-2011 telewidzowie mogli oddawać swoje głosy od momentu pojawienia się pierwszego wykonawcy na scenie. Głosowanie kończyło się 15 minut po zejściu ze sceny ostatniego artysty. W Baku powrócono do trybu sprzed roku 2009. Linie telefoniczne otwarte zostają dopiero po ostatniej prezentacji. Telewidzowie mają wówczas 15 minut na zagłosowanie na swoich faworytów. W każdym kraju nadal głos będzie należał także do jury, a więc na końcowe wyniki z każdego państwa składać się będzie 50 procent głosów oddanych przez widzów oraz 50 procent przez jury.
Finał 57. Konkursu Piosenki Eurowizji Baku 2012 odbędzie się w sobotę, 26 maja. Uczestniczyć w nim będzie 26 krajów: Azerbejdżan, jako kraj-gospodarz konkursu, państwa Wielkiej Piątki, czyli Francja, Hiszpania, Niemcy, Wielka Brytania oraz Włochy, a także po dziesięć uczestników z każdego półfinału.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (9)