Pod koniec tego długiego wieczoru organizatorzy Świątecznej Akcji Charytatywnej „...bo z nami jest wesoło” podliczyli, że uczestnicy koncertu ofiarowali dzieciom 800 litów, sporo zabawek, fajerwerków i ciepłych ubrań. „Tak mało? Przecież było tylu ludzi!” — nie kryli rozczarowania niektórzy. Jednak tak naprawdę to całkiem sporo, gdy się weźmie pod uwagę, iż na sali było około 50 osób. Pierwsze koty za płoty.

Pierwsi fani zaczęli ściągać do pubu przy ulicy Wszystkich Świętych na długo przed godziną 19. Okazało się jednak, że pijany nieco barman wynajął podziemną salę w której miała się dobyć impreza dla jakiegoś zlotu piwowarów. Początek koncertu więc volens nolens został przesunięty o godzinę. Pozostawało więc cierpliwie sączyć piwo i absent, nabywać atrybutykę PzW (znaczki, kubki) oraz debiutancki tomik Jana Rożanowskiego pt. „...bo z nami jest wesoło”, polować na autograf autora i nawiązywać znajomości. Pub powoli się wypełniał.

Debiut Jana Rożanowskiego

Około 20ej chłopaki z zespołu Kite Art zaczęli soundcheck na scenie w piwnicy, który skutecznie wykurzył z piwnicy degustatorów piwa. Chebra powoli zaczęła spływać do piwnicy, wypełniając niedużą salkę koncertową po brzegi.
„Czy ta impreza uda się czy nie, będzie zależało przede wszystkim od nas” – tymi słowami rozpoczęła imprezę Ewelina Mokrzecka, organizator imprezy. Twórczyni i administratorka „Pulaków z Wilni” przypomniała zebranym pokrótce jak będzie wyglądać wieczór, na jaki cel są zbierane pieniądze i bez zbędnego gadania dała start imprezie: „Ni ma co machać jenzykiem jak łopata! Pujichali!”

Na pierwszy ogień poszedł Jan Rożanowski. Debiutujący poeta piszący we współczesnej gwarze wileńskiej. Rożanowski stał się znany właśnie z powodu ironicznych wierszyków zamieszczanych na fanpage’u „Pulaków z Wilni”. Fani jego ironicznych rymowadeł od dawna domagali się wydania tomika z jego wierszami i o to – za sprawą Niezależnej Oficyny Wydawniczej PzW — pomysł nabrał realnych kształtów. Dziś każdy chętny może nabyć niedużą, 50-stronicową książeczkę i ocenić twórczość Rożanowskiego. Kilka swoich wierszy Jan przeczytał też zebranym wzbudzając raz śmiech, a innym razem zmuszając do zastanowienia i refleksji:

Minie jak wiosenna handra
Pomysł wszczencia tutaj wojen
Vilnius yra mūsų bendras
Wilna moja jest i twoja!

Jana Rożanowskiego zmienia na scenie Robert „Moro” Bieńkuński, lider, wokalista i gitarzysta postrockowego zespołu Kite Art. „Wilno jest dużym miastem. Wystarczy tu miejsca dla każdego. I dla Polaków, i dla Litwinów, i dla Rosjan. Dziękujemy „Pulakom z Wilni” za zorganizowanie tej imprezy” — mówi Moro i Kite Art zaczynają swój występ. Piosenki po polsku, angielsku i rosyjsku. Styl zespołu niełatwo zaszufladkować. Postrock? Postpunk? Cold wave? A może wszystko razem? Sami muzycy przyznają się do fascynacji Joy Division, Electric Litany, Radiohead czy Sigur Ros. Szczególnie dużo słychać tego pierwszego. W pewnej chwili się robi jak w jakimś „Twin Peaks”: czerwone światła, kiwający się ludzie i długie, mocne, transowe granie.

Will'n'Ska czyli po prostu Wileńska

Po Kite Art na scenie po raz kolejny Jan Rożanowski. Tym razem w bardziej romantycznej odsłonie. Czyta kilka wierszy i próbuje się już pożegnać z fanami, ale ci nie dają za wygraną i krzyczą najpopularniejsze hasło tego wieczoru: Jeszcze jeden! Jeszcze jeden! Rożanowski po raz kolejny sięga po swój tomik i czyta wesoły wiersz „Bywszy w Polsce”.
Kolejna przerwa na piwo i rozmowy. Kapela Will’n’Ska w tym czasie robi checksound. Na koncert wpada na chwilę nowomianowany wiceminister kultury Edward Trusewicz. Zresztą tzw. VIPów na sali było więcej, ale tego wieczoru nie oni byli najważniejsi. Każdy mógł stać się VIPem – wystarczyło ofiarować kilka litów dla dzieci z Solecznik.

„Jesteśmy kapelą Will’n’Ska, jeśli ktoś nie jest w stanie tego wymówić, niech mówi po prostu: Wileńska. To nasz w zasadzie pierwszy koncert, więc zawczasu przepraszamy jeśli coś pójdzie nie tak” — zapowiada ze sceny wokalista Will’n’Ska. I się zaczyna jazda bez trzymanki. Coś zupełnie innego niż Kite Art. Wesoły, dynamiczny, melodyczny miks Ska, punk i oi! Na twarzach młodych punkrockowców – uśmiechy. W każdej nucie, w każdym geście czuć ogromną radość z grania. Brzmią piosenki po polsku, rosyjsku i nawet białorusku. Wokalista prowadzi wesołą konferensjarkę po polsku.

Młodzi Litwini, których na sali całkiem sporo, zaskoczeni pytają: „A czy będzie tłumaczenie na litewski?” Stojący obok Polacy próbują im tłumaczyć żarty młodych muzyków, ale po co? Już po chwili wszyscy – i Polacy, i Litwini – zgodnie skaczą w rytm „Manifestu” Lyapisa Trubeckogo i „Trioch czierepach” NRM. Will’n’Ska kończy swój występ największym hitem muzycznym „Pulaków z Wilni” czyli „Pierwszym autobusem”. Cała sala śpiewa razem z kapelą. Kończy? Sala ma inne zdanie i wymusza bis. Will’n’Ska gra jeszcze dwie piosenki. W tym niecenzuralnego „Turboboya” z udziałem dziewczyn z publiczności w chórkach. Tym razem to już naprawdę koniec, ale publiczność jeszcze długo nie chce się rozchodzić. Ludzie stoją rozmawiają, piją piwo... „Dawno marzyłem o czymś takim. Super, że to marzenie się spełniło! Mam nadzieję, że takie koncerty, imprezy staną się tradycją, będą sie odbywały raz na miesiąc lub na dwa miesiące” — mówi Andrzej. Na zegarku już 23.30. Cztery godziny minęły niezauważalnie.

„Ludzie po koncercie podchodzili, dziękowali, mówili, że na coś takiego czekali, a więc sądzę, że to była całkiem udana impreza. No i cieszy, że zebraliśmy trochę pieniędzy i rzeczy dla dzieci" - powiedziała PL DELFI po koncercie Ewelina Mokrzecka. Jeszcze w tym roku „Pulaki z Wilni" zamierzają zawitać z darami do Domu Dziecka w Solecznikach.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (31)