Wcześniej bo w latach 1973–1975, po ukończeniu szkoły średniej, odbył służbę wojskową jeszcze w armii czerwonej. Następnie przez dwa lata pracował w fabryce "Žalgiris". Po ukończeniu studiów, na Wydziale Prawa Wileńskiego Uniwersytetu Państwowego w 1982 roku, rozpoczął pracę jako adwokat w wileńskiej Kancelarii Adwokackiej nr 1.

W 1988 zaangażował się w działalność Sąjūdisu, a rok później został wybrany na przewodniczącego wileńskiego zarządu Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego Polaków na Litwie. W 1990 współtworzył Związek Polaków na Litwie i był pierwszym wiceprzewodniczącym Związku.

W lutym 1990 został w okręgu Wilno–miasto wybrany posłem do Rady Najwyższej Litewskiej SRR, przekształconej w Sejm. 11 marca 1990 jako jeden z trzech Polaków złożył swój podpis pod Aktem Przywrócenia Państwa Litewskiego. Pełnił funkcję wiceprzewodniczącego sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych.

W 1992 założył w Wilnie Radio "Znad Wilii", nadające w języku polskim. Pełni do dzisiaj funkcję prezesa rozgłośni. Od 1998 pełnił funkcję doradcy prezydenta Valdasa Adamkusa ds. stosunków z Polską, później podobną tematyką zajmował się w kancelarii prezydenta Rolandasa Paksasa i pełniącego obowiązki prezydenta Litwy Arturasa Paulauskasa. W 2006 został doradcą premierów Litwy ds. stosunków z sąsiadami i polityki regionalnej.

- Niewątpliwie jest pan na Litwie osobą znaną i wpływową. Jednocześnie jest pan Polakiem podkreślającym swoje korzenie narodowe. A to nie zawsze w Wilnie było właściwą przepustką do kariery. – pytanie kieruję do Czesława Okińczyca.

- Moją pozycję w obecnej Litwie musiałem osiągać poprzez wiele lat pracy. Wcześniej jednak nasz ojciec wychowywał nas w duchu antykomunistycznym. W domu rodzinnym zawsze słuchaliśmy „Głosu Ameryki”, „Wolnej Europy”, „Deutsche Welle”, „Radia Watykan”. Mój najstarszy brat, Zbigniew był wysokiej klasy radiotechnikiem. Potrafił więc zminimalizować zakres szumów związanych z pracą zagłuszarek, które były wtedy nieodłącznym elementem pracy socjalistycznych specsłużb. Tym sposobem mieliśmy możliwości śledzenia wydarzeń na świecie. Innych form walki z reżimem komunistycznym, prócz słuchania radiostacji zachodnich, my młodzi obywatele ZSRR nie mieliśmy. Pamiętam jednak, że w momencie transmisji z wielu światowych wydarzeń sportowych zawsze kibicowaliśmy przeciwnikom reprezentacji ZSRR. To był taki nasz wewnątrzrodzinny protest przeciw władzy sowieckiej. W roku 1968, gdy miałem 13 lat, miała miejsce rewolucja Aleksandra Dubczeka w Czechosłowacji. Zakończyła ją interwencja armii komunistycznych w Czechosłowacji. Na igrzyskach olimpijskich w Grenoble, Czesi wygrali z reprezentacją ZSRR, 5:4. Po spotkaniu tym, które obejrzałem w telewizji, jeszcze ponad dwie godziny malowałem flagi czechosłowackie. Potem tymi malunkami zastąpiłem w całej szkole (ówczesnej szkole nr 26, obecnie imienia Józefa Kraszewskiego), wszystkie gazetki ścienne. Momentalnie do szkoły wezwano rodziców. Mieli oni przeze mnie dużo nieprzyjemności. To była też moja pierwsza styczność z sowieckim KGB. 

Pod koniec lat osiemdziesiątych, gdy rozpoczęły się wiece Sajudisu, na Placu Katedralnym, biuro adwokackie, w którym ówcześnie pracowałem, miało swoją siedzibę tuż obok. Nie sposób było więc w tych imprezach nie uczestniczyć. To był też taki mój protest przeciwko wszystkiemu co sowieckie i rosyjskie. W naszej kancelarii pracowało 45 adwokatów. 38 z nich to byli Litwini, a tylko dwóch było Rosjanami. Wszystkie ogłoszenia w kancelarii były w języku rosyjskim. Po jednym z pierwszych wieców, w których uczestniczyłem, zerwałem w kancelarii te wszystkie wewnętrzne ogłoszenia. To był rok 1988. A więc dwa lata przed ogłoszeniem przez Litwę niepodległości. Wszechwładne, wtedy jeszcze, KGB szukało sprawcy zerwania ogłoszeń. Nikt jednak mnie nie wydał. A Kazimieras Motieka, jeden z naszych adwokatów, a później wiceprzewodniczący sejmu restytucyjnego, wręcz, po cichu, mi dziękował za ten akt odwagi. Rychło od werbalnego poparcia Sajudisu przeszliśmy, my prawnicy, do tworzenia zaplecza prawnego ruchu niepodległościowego. Analizowaliśmy wszystkie dokumenty wydawane przez aktywistów niepodległościowych. Głównie interesowało nas ulokowanie wszelakich, oficjalnych, dokumentów ruchu w zasadach prawa międzynarodowego. 

- Wtedy też rozpoczęli się samoorganizować Polacy…..

- Bardzo wtedy znany adwokat, polskiego pochodzenia, Zdzisław Tuliszewski, zaprosił mnie na spotkanie powstającego Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego Polaków m. Wilna. Chciałem spokojnie posłuchać o czym się tu mówi. Nie myślałem o oficjalnym włączeniu się w działalność organizacyjną. Tymczasem Tuliszewski, ni stąd ni zowąd, zaproponował mnie do zarządu organizacji. Potem na zebraniu, już tego grona Tuliszewski, nie przyjął stanowiska przewodniczącego. Sam zaproponował właśnie mnie do pełnienia tej funkcji. Ja tam nikogo nie znałem. Mnie też tam nikt nie znał. Wystarczył autorytet zgłaszającego – Zdzisława Tuliszewskiego. Wybrano mnie na przewodniczącego Stowarzyszenia. W ciągu kilku miesięcy udało mi się przekonać działaczy Stowarzyszenia do utworzenia niezależnej, ogólnolitewskiej, organizacji. W maju 1989 powstał niezależny Związek Polaków na Litwie. Ja zostałem wiceprzewodniczącym organizacji. Przede wszystkim chcieliśmy prowadzić dialog z Litwinami, na temat naszego, polskiego, miejsca w powstającym, niepodległym, państwie litewskim. Na początku 1990 r. odbyły się też wybory do Rady Najwyższej Litewskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Już później to ciało zostało przemianowane w sejm restytucyjny. Ja wystartowałem z ramienia wileńskiego oddziału Związku Polaków na Litwie. Już wtedy byłem w konflikcie z Zarządem Głównym ZPL. Zarząd nie wypowiadał się bowiem jednoznacznie za niepodległością Litwy. Dominował tam bowiem komunistyczny beton, ciągle zerkający na Moskwę. W wyborach pełnego poparcia udzielił mi Sajudis. Zdobyłem więc bezdyskusyjnie mandat poselski. Już w nowym parlamencie najważniejsze było oczywiście głosowanie nad deklaracją niepodległości Litwy. Przed samym głosowaniem ja byłem jednym z ostatnich mówców. Jednoznacznie zakomunikowałem wtedy, że będę głosował za niepodległością Litwy. Apelowałem też do wszystkich posłów, niezależnie od ich narodowości, do głosowania za litewską niezależnością. Tłumaczyłem, że tylko taka decyzja pozwoli na dołączenie kraju do, wspólnej, europejskiej rodziny. 

- Co z tych pana idei pozostało do tej pory. Czy pan u progu lat dziewięćdziesiątych podobnie widział rozwój sytuacji na Litwie. 

- W rejonach wileńskim i solecznickim przez wiele lat niepodzielnie rządzą Polacy. W samej stolicy, Wilnie Polacy również, niejednokrotnie byli w koalicjach zarządzających miastem. Obecnie wiceprezydentem miasta oraz wicedyrektorem administracji są Polacy. Pod przewodnictwem Polaków pracuje też kilka ważnych komisji Rady Miejskiej Wilna. To jest normalna droga w państwie prawa. A przecież takim jest Litwa. Ale samorząd na Litwie (w odróżnieniu od Polski) nie funkcjonuje właściwie. Przede wszystkim system finansowania samorządów nie jest tu jednoznaczny i przejrzysty. Wszystko jest powiązane z dotacjami centralnymi. To powoduje uzależnienie jednostek „samorządowych” od władz centralnych. Jednostki samorządowe mają bardzo ograniczone możliwości wypracowywania własnych pieniędzy. Jest to szczególni istotne teraz, gdy trzeba aplikować o pieniądze europejskie. A tam zawsze trzeba mieć „udział własny” czyli własne fundusze. Trzeba o nie wręcz prosić władze centralne. Miejscowi Polacy powinni uczestniczyć we wszystkich działaniach ogólno litewskich. Przede wszystkim startować w wyborach. Cieszę się z ostatniego sukcesu Akcji Wyborczej Polaków na Litwie w wyborach do Sejmu Republiki Litewskiej. Wejście AWPL do koalicji rządzącej doprowadziło do tego, że miejscowi Polacy uczestniczą w zarządzaniu państwem. Mamy swego wicemarszałka Sejmu RL, przewodniczącego jednej z komisji Sejmu, mamy frakcję w Sejmie, ministra w Rządzie i cały szereg wiceministrów. Te fakty wskazują, że jesteśmy normalną i trwałą częścią obywatelskiego społeczeństwa Litwy. 

- Od samego początku lat dziewięćdziesiątych był pan aktywny przy organizacji polskiego ruchu wydawniczego.

- Na początek w roku 1989, razem z Romualdem Mieczkowskim, założyliśmy gazetę „Znad Wilii”. To miała być gazeta pokazująca, że na Litwie są Polacy, którzy popierają litewskie dążenia do wolności i przeciwko polskim ciągotom prosowieckim. W tym czasie wpływ Moskwy na stanowiska prezentowane przez przedstawicieli mniejszości polskiej był bardzo duży. Eksponentem takiego prosowieckiego stanowiska był choćby Anicet Brodawski czy Jan Ciechanowicz. Litwini więc często Polaków traktowali jak część agentury sowieckiej. Czasopismo „Znad Wilii” pokazywało, że na Litwie są także zupełnie inni Polacy, ci którzy również traktują za coś bardzo ważnego, niepodległość Litwy. Gazeta była kolportowana wśród Polonii na całym świecie. Wtedy to nawiązały z nami kontakty takie tuzy jak Jan Nowak Jeziorański czy Zbigniew Brzeziński, a także Jerzy Giedroyć. Oni wyraźnie popierali nasze stanowisko w kwestii niepodległości Litwy. Logicznym tego następstwem stało się to, że w styczniu roku 1991 podczas agresji sowieckiej na Litwę – walki pod wieżą telewizyjną i pod budynkiem parlamentu – to właśnie ja zostałem przez parlament litewski wydelegowany do Polski, by szukać tam pomocy i poparcia. Były także wtedy pomysły by właśnie w Warszawie utworzyć litewski rząd emigracyjny. Przemawiałem wtedy w senacie RP. Mówiłem o konieczności dziejowej jaką byłoby udzielenie pomocy i poparcia dla litewskich planów niepodległościowych. Jak się potem dowiedziałem, moje wystąpienie było pierwszym wystąpieniem obywatela innego państwa w całej historii polskiego senatu. Przez kilka miesięcy mieszkałem wtedy w Polsce. Widziałem, że tu jak grzyby po deszczu powstają nowe, prywatne rozgłośnie radiowe. Radiozet, RMF, Eska (dawne radio Solidarność). Wtedy pomyślałem sobie, że i w Wilnie trzeba założyć podobną rozgłośnię. I tym sposobem, już po moim powrocie na Litwę, powstało, 1 lipca 1992 roku, Radio Znad Wilii. Przez rok dzieliliśmy naszą falę z rozgłośnią litewską. Potem otrzymaliśmy już indywidualny zakres eteru – fala 103.8, która funkcjonuje do tej pory. Początkowo miała to być normalna stacja komercyjna. Potem jednak, rozwijająca się konkurencja (często korzystając z naszych wzorców programowych), nieco nas wyprzedziła. Radiostacja nadal jednak funkcjonuje. W sensie ekonomicznym szczególnie trudny dla nas był koniec lat dziewięćdziesiątych, gdy załamał się rynek reklam, w związku z kryzysem rosyjskim. Wtedy największym partnerem handlowym Litwy była Rosja. Wielką konkurencją było także powołania, za pieniądze kremlowskie, radiostacji Russkoje Radio Bałtika. Mieliśmy zrozumienie w Senacie RP, a dziś – w MSZ RP. Corocznie przyznawane są nam dotacje z tych źródeł. Pierwsze decyzje o dofinansowaniu działalności Radia Znad Wilii podejmowała jeszcze pani marszałek, Alicja Grześkowiak. Wszyscy następni marszałkowie byli również dla nas łaskawi. Ostatnio wystartowaliśmy też z gazetą internetową, pod tym samym adresem elektronicznym, co i radio. Portal ma za zadanie docierać do Polaków na świecie, zainteresowanych tematyką litewską czy też ogólnie wschodnią. Oczywiście w internecie można także słuchać radia „Znad Wilii”. 

- Czy można stwierdzić, że ten portal to jakby naturalna ścieżka rozwoju pana działalności medialnej. 

- Oczywiście, przy czym rozwój mediów to nie tylko moja inicjatywa. Dużo do powiedzenia mieli tu dziennikarze jak i administracja radiostacji. To oni myślą nad dalszym rozwojem. Muszą brać pod uwagę zmieniającą się błyskawicznie technologię. Ot choćby możliwość zaglądania na nasze strony poprzez tablety czy telefony komórkowe. Uzyskaliśmy znaczącą pomoc finansową z Polski na rozpoczęcie działalności portalu. Liczymy na wsparcie, jeszcze choćby przez dwa lata. Po tym okresie portal powinien utrzymać się samodzielnie, zarabiając na siebie. To jest wielkie wyzwanie dla całego zespołu redakcyjnego. 

- Przez te wszystkie lata działa pan bardzo często na styku wielu interesów polsko –litewskich. Jak wygląda pana ocena odnośnie tak stosunków polsko litewskich jak i sytuacji mniejszości polskiej na Litwie. Proszę też o wskazanie najważniejszych problemów jakimi żyje polska mniejszość na Litwie. 

- W ciągu ostatnich dwudziestu lat zaszły kardynalne zmiany w sytuacji litewskich Polaków. Przede wszystkim są oni o wiele lepiej zorganizowani niźli dwadzieścia lat temu. Funkcjonuje przecież partia polityczna (Akcja Wyborcza Polaków na Litwie) oraz moc organizacji społecznych. Jest też rozwinięte szkolnictwo polskie, zespoły taneczno – muzyczne, polskie media. Wszystko to tworzy siłę. A dzisiaj AWPL, poprzez uczestnictwo w koalicji rządzącej, współrządzi państwem litewskim. Polacy obejmują stanowiska ministrów, wiceministrów, dyrektorów departamentów w poszczególnych ministerstwach. To jest ta prawdziwa siła. Siła decyzyjności. Pozwala to pokazać, że Polacy na Litwie są nieodłączną częścią litewskiego społeczeństwa. Ten współudział w rządzie pozwala potwierdzić, że Polacy potrafią rządzić nie tylko na szczeblu rejonu, zamieszkałego w większości przez Polaków, ale też potrafią się zająć problemami ogólno litewskimi, transportem, gospodarką, oświatą, energetyką, rolnictwem. To jest nasz ogromny sukces. Także i mój. Bo ja zawsze myślałem, że nie należy zamykać się w sobie i krzyczeć, że mu tu jesteśmy Polakami i coś nam się należy. Trzeba nadal edukować młodzież i szukać możliwości tworzenia różnego rodzaju struktur politycznych i społecznych, które pozwalałyby rozszerzać wpływy mniejszości polskiej. A przede wszystkim otwierać się na państwo i na innych obywateli Litwy. Należy też koniecznie uczestniczyć w zarządzaniu państwem. Bo nic tak nie kształci obywatelskiej postawy jak uczestnictwo w rządzeniu. O tym właśnie myślałem 20 lat temu. 

Oczywiście nadal występują różne problemy dotykające miejscowych Polaków. Trudno też oczekiwać, że w najbliższym czasie nastąpią jakieś spektakularne zmiany dotyczące pisowni polskich nazwisk, dwujęzycznych nazw ulic i miejscowości. Choć z drugiej strony, w programie tego rządu, jest przedstawienie sejmowi projektu ustawy o mniejszościach narodowych, gdzie wszystkie te kwestie miały być rozwiązane. Wedle tych projektów język mniejszości miałby uzyskać status języka urzędowego w miejscowościach, gdzie mniejszość ma określoną, procentowo, ilość mieszkańców. W Europie tego rodzaju sytuacje nie stwarzają żadnych problemów. Na Litwie jednak trzeba na to jeszcze sporo czasu. Ja zamierzam żyć do stu lat (moja mama przeżyła ponad 98 lat), i jeśli doczekam się tych zmian za swojego życia to będę bardzo szczęśliwy. To są rzeczy oczywiście bardzo ważne, ale przede wszystkim symboliczne. Trzeba bowiem ciągle pamiętać o sprawach aktualnych obecnie, a więc zwrocie ziemi czy też oświacie polskiej. 

- Jak wyglądają pana osobiste oceny, choćby te dotyczące zwrotu ziemi, oświaty polskiej na Litwie. Jak też pan ocenia rozwiązywanie kwestii, jak pan to ocenił, symbolicznych.

- Zwrot ziemi jest sprawą podstawową. Obecnie ta sprawa powinna nabrać właściwego wymiaru. Wszak w ministerstwie rolnictwa wiceministrem jest Polka, desygnowana tam przez AWPL. Oczywiście proces rewindykacji gruntowych jest bardzo trudny. Bo tej ziemi często już nie ma. Trzeba więc wypracowywać jakieś kompromisy. Nie jest to łatwe. Tym bardziej, że ileś tam lat temu, wymyślono bardzo dziwną konstrukcję prawną, że przy zwrocie gruntu, w innym miejscu niźli wskazują na to dokumenty, liczy się nie jej wartość rynkowa lecz wskaźniki urodzajności. To jest ta największa krzywda byłych właścicieli. 

Bardzo też krzywdząca jest decyzja władz litewskich odnośnie zasad mających rządzić oświatą mniejszości narodowych. Litwini popełniają tu kardynalny błąd. Nie wolno nikomu narzucać miłości do języka – w tym przypadku państwowego. Języka należy uczyć w przyjaźni i poszanowaniu innych wartości. Tak, by nauka tego przedmiotu nie stała się dla ucznia jakąś traumą. Jestem przekonany, że młodzi polscy maturzyści z litewskiego zdadzą egzamin nie gorzej niźli ich litewscy koledzy. Tyle, że będzie to tylko odfajkowanie przykrej konieczności. Nie można bowiem szacunku wymusić decyzjami politycznymi. 

- Jeszcze w czasach sowieckich, na Litwie bardzo popularne były kanały telewizyjne z Polski. Teraz zaś polska telewizja na Litwie jest praktycznie nieobecna. Jednocześnie jest zalew programów rosyjskich. Widać, że ta sytuacja bardzo odpowiada wielu Litwinom. Choć wielu jednocześnie uważa Rosję za czołowego wroga Litwy. A przecież ta swoista agresja kultury rosyjskiej bardzo przybliża wielu Litwinów do wzorców rosyjskich. 

- Widać, że Rosjanie wkładają w swoje media i ich obecność w krajach nadbałtyckich, o wiele większe pieniądze niźli strona polska. Nie wolno też zapominać, że ta telewizja rosyjska jest dla litewskiego oglądacza bardzo atrakcyjna. A język rosyjski jest, na Litwie, ciągle znany dość powszechnie. To ułatwia odbiór rosyjskich kanałów. Ponadto to mechanizm samonakręcający się: ponieważ więcej ludzi ogląda rosyjskie kanały to i reklamy tam jest więcej, a wtedy można atrakcyjniejsze programy wprowadzać na antenę… O popularności języka rosyjskiego na Litwie świadczy choćby fakt, iż także rosyjskojęzyczna, rozgłośnia („Russkoje Radio”) jest tu najpopularniejsza. To znów przekłada się na większą liczbę reklam. Ponadto trzeba pamiętać, że przed odzyskaniem niepodległości około 50% Polaków posyłało swoje dzieci do rosyjskich szkół. Oni więc często także są odbiorcami masowej kultury rosyjskiej.

Pocieszające jest jednak to, że następuje powolne odchodzenie (jak wykazują badania telemetryczne) słuchaczy i widzów od rosyjskich mediów. Dzięki temu, także i Radio Znad Wilii ma nieco więcej słuchaczy niźli 10 czy 15 lat temu. Ciągle jednak trzeba pamiętać, że media na Litwie to nie tylko biznes. Wystarczy, że Kreml przekazuje większe pieniądze w utrzymanie swoich mediów i efekt jest jednoznaczny. 

Obecnie jednak nie widzę jakiejś tragedii w rozwoju polskiej kultury na Litwie. Sami Polacy coraz chętniej organizują różnorakie zespoły folklorystyczne, ale także i te prezentujące muzykę popularną. Jest też dużo stowarzyszeń, które promują obecność polskiej kultury na Litwie. Tu dopiero widać, że polska mniejszość jest doskonale zorganizowana. Potrafi ona o siebie zadbać i postawić się władzom. Notabene potwierdził to szef polskiego MSZ, Radosław Sikorski, który podczas niedawnego spotkania z przewodniczącym AWPL, Waldemarem Tomaszewskim powiedział, że polska mniejszość na Litwie i jej samoorganizacja to wzór dla Polaków w innych krajach. 

- Mówiąc o kontaktach polsko litewskich nie wolno zapominać o biznesie. Pan też w tej wymianie handlowej bierze udział, choćby w postaci doradztwa prawnego dla polskich firm. Są przykłady trwałej obecności polskich firm na Litwie. To jest PZU, Lotos i przede wszystkim Orlen.

- Największe polskie inwestycje na świecie to są te, które dokonały się na Litwie. Przykładem jest tu „Orlen”. Po chwilowych zawirowaniach obecnie już chyba sprawa kontaktów firmy z władzami układa się bardzo dobrze. Efektem tego ma być budowa produktociągu z Możejek do terminalu w Kłajpedzie. W tej sprawie nawet utworzono w rządzie specjalną komisję, która ma się zająć wszelakimi aspektami prawnymi tej inwestycji. Wspiera ten projekt także ministerstwo energetyki. Można być więc przekonanym, że zamierzenia Orlenu będą pozytywnie zakończone. Bardzo dynamicznie rozwija się na Litwie (poprzez swoje spółki córki) „Lotos”. Wydobycie ropy na Litwie jest zdominowane przez tę polską spółkę. Podobnie jak znaczący procent koncesji na poszukiwanie surowców energetycznych (w tym także i gazu łupkowego) to również domena spółki z Gdańska. Pomaga w tym także fakt, iż prezes Lotosu, Paweł Olechnowicz, jest szefem stowarzyszenia firm energetycznych z Europy Środkowo Wschodniej – CEEP. W tej organizacji są także i litewskie przedsiębiorstwa. 

Bardzo intensywnie na rynku litewskim rozwija się PZU. To obecnie już bodaj największa firma ubezpieczeniowa na Litwie, przy okazji przenosząca na rynek litewski polskie standardy prowadzenia biznesu. Poprzez Litwę, PZU rozpoczęło swoją działalność w Estonii i Łotwie. Działa także na Litwie mnóstwo mniejszych firm polskich. To powoduje znakomity wzrost wzajemnych obrotów. Z kolei Litwini zaczynają także wchodzić na rynek polski. Przykładem jest tu właściciel marki supermarketów „Maxima” – „Vilniaus Prekyba” – która wchodzi na rynek polski poprzez wykupienie innej, polskiej firmy. W przetargach na budowę oraz remonty dróg i szlaków kolejowych w Polsce również uczestniczą firmy litewskie. Litewskie spółki są też obecne na giełdzie papierów wartościowych w Warszawie. 

Oczywiście czasami politycy litewscy wygłaszają hasła, że Litwa musi przede wszystkim rozwijać swoje kontakty handlowe ze Skandynawią. Ale biznes i tak robi swoje.

- Kontakty polsko litewskie obecnie są bardzo różne. Na poziomie samorządów i biznesu bardzo dobre. Na poziomie władz centralnych nie najlepsze. Czasami wręcz lodowate. Jak pan widzi przyszłość tychże kontaktów na każdym szczeblu. 

- Jestem jednoznacznym optymistą. Te dwa kraje są na siebie skazane. Ostatnie półrocze 2013 to był okres przewodnictwa litewskiego w Unii Europejskiej. Widać było jak wiele razy politycy litewscy zasięgali opinii u swoich polskich kolegów, co robić by przewodnictwo zakończyło się sukcesem. Teraz, gdy przewodnictwo się skończyło, widać jednoznaczną potrzebę częstych spotkań polityków z obydwu krajów. Tak by jednak spróbować ułożyć jak najlepsze stosunki Polski z Litwą. Na każdej płaszczyźnie: politycznej, gospodarczej, społecznej. Nie wolno jednak, w tych wzajemnych, konsultacjach zapominać o wątku mniejszości polskiej na Litwie i mniejszości litewskiej w Polsce. Kiedyś bardzo mocno było podkreślane partnerstwo strategiczne naszych dwóch krajów, przez prezydentów, Valdasa Adamkusa i Aleksandra Kwaśniewskiego. Wileńskie marzenia o Skandynawii jako wzorcu rozwoju nie mogą przesłonić strategicznego znaczenia stosunków z Polską. Przecież łączy nas długa historia, wspólna kultura, architektura i jeszcze wiele innych wspólnych rzeczy. I to jest przyszłość Litwy. A Litwini będą pewnie coraz bardziej otwarci na Polskę. Polacy zaś częstokroć tę sympatię, czasami wręcz empatię, już mają. Widać to choćby po tłumach polskich turystów w Wilnie, którzy zostawiają tu mnóstwo swoich pieniędzy. 

Mnie osobiście pozostaje być więc optymistą co do dalszego rozwoju naszych wzajemnych stosunków. 

- Dziękuję za rozmowę. 

W Wilnie, rozmawiał: Krzysztof Szczepanik