Dom seniora gminy żydowskiej na Bornheimer Landwehr we Frankfurcie jest kawałkiem Mitteleuropy. Po obiedzie warszawianka Zofia Skrzeszewska rozmawia po polsku z Elizą Wysocką z Lublina, podczas gdy jej mąż Romek, który urodził się w 1920 roku na Ukrainie, ucina sobie drzemkę.

W tym czasie starszy o 10 lat Barys Kit z podnieceniem opowiada o swej immatrykulacji w 1928 roku. "Po ukończeniu Liceum w Nowogródku było jasne, że pójdę na Uniwersytet Wileński. Ale lista chętnych na Wydział Historii była tak długa, że spontanicznie zapisałem się na matematykę/fizykę. Wyłysiały starszy pan dodaje z przymrużeniem oka: "i tak zostałem najbardziej znanym Białorusinem wszech czasów".
Po zakończeniu wojny Barys Kit zrobił karierę w USA jako matematyk. Poprzez swoje obliczenia przyczynił się do rozwoju lotów załogowych NASA. "To jest nasz człowiek z księżyca" - żartuje siostra. "Barys jest naszą gwiazdą, tutaj". Ale w jaki sposób trafił Białorusin z Litwy, przez USA, do domu seniora we Frankfurcie?

Barys Kit, który urodził się w 1910 roku w Sankt Petersburgu, chętnie opowiada swą historię - i to nie po raz pierwszy. Jeśli przez moment nie może przypomnieć sobie jakiegoś epizodu, pomaga mu o 60 lat młodsza pielęgniarka. Pochodzi z Rygi i specjalnie dla swego kochanego Borysoczki nauczyła się białoruskiego. Wciąż czyta mu na głos te książki, które na temat Kita zostały napisane w latach dziewięćdziesiątych. Białoruscy intelektualiści tacy jak pisarz Wasilij Bykau po upadku Związku Sowieckiego odkryli życie matematyka jako żywy dowód istnienia Białorusinów - obywateli świata. Republika Białoruś niepodległość uzyskała dopiero w 1991 roku - Kit marzył o tym pół wieku.

Żaden etos

Podczas gdy na Bornheimer Landwehr mówi się w jidysz, po hebrajsku, rosyjsku, niemiecku i po polsku, najchętniej rozmawia Borys wciąż po białorusku. Już jako student angażował się politycznie i siedział za to przez krótki okres w słynnym więzieniu na wileńskich Łukiszkach. Jeszcze podczas studiów rozpoczął pracę nauczycielską w białoruskiej szkole w Wilnie. Pojedyncze epizody zapadły Kitowi w pamięć: "w teatrze na Pohulance gimnazjum Juliusza Słowackiego obchodziło rozpoczęcie się roku szkolnego. To było 1 września 1935 roku. Liceum Białoruskie zostało właśnie włączone w skład gimnazjum Słowackiego, ponieważ w Polsce miało już nie być żadnych szkół mniejszościowych. I tak jako 25-latek uczestniczyłem w oficjalnej ceremonii polskiej szkoły. Na górze uczniowie, na dole nauczyciele. Dyrektor, który jeszcze mnie nie znał, podszedł do mnie i wysłał mnie na górę. Tam powiedziałem do niego z pełną dumą: "jestem nowym nauczycielem matematyki w Pańskiej szkole".

Mówiąc te słowa Boris Kit nabiera rozpędu na wózku i posuwa się nim do tyłu. Po tym jak jest już z powrotem przy stole, mówi bez ogródek, jak podczas sowieckiej okupacji między jesienią 1939 a czerwcem 1941 roku jako naczelny inspektor ds. szkolnictwa otwierał jedną szkołę białoruską po drugiej, żeby dzieci w swoim kraju mogły się uczyć w ojczystym języku. Podczas okupacji niemieckiej rozpoczął ponownie pracę jako nauczyciel. Scena, która dla Kita wciąż jest ważna po 70 latach, rozegrała się pod koniec 1942 roku w małym miasteczku między Wilnem i Witebskiem. "Ulice były pełne zwłok zamordowanych Żydów. Jeden Niemiec podszedł do mnie i zażądał ode mnie, bym wraz z moimi uczniami zgarnął zmarłych z ulicy. Odmówiłem, wtedy Niemiec wyjął pistolet i wycelował we mnie". Barys Kit opowiada to nie jak historię o swoim bohaterstwie, jego głos jest całkiem spokojny, spojrzenie jasne. "Za mną stał mój były uczeń Adam Dasjiukewicz, który został mianowany przez niemieckich okupantów burmistrzem. W ostatniej sekundzie zostałem puszczony wolno. Mój uczeń zapewnił, że zwłoki zostaną usunięte z pomocą urzędników z ratusza".

Później był podejrzewany przez SS o współpracę z sowieckimi partyzantami. Więzienie wspomina z niechęcią: "Umierałem każdego dnia. 30 dni. Piwniczny loch leżał pod oddziałem Gestapo w sztetlu. Większość Żydów była już dawno wymordowana. Ci, których odnajdywano w kryjówkach, byli tu przywożeni i po kilku dniach zabijani. Mieszkańcy sztetla rzucali przez piwniczne okno buraki i kartofle - w przeciwnym razie byłaby tylko wodnista zupa. I każdego dnia rozstrzeliwano ponad tuzin więźniów".

Miasto leżało w pobliżu wielkich bagien i lasów, w których ukrywali się partyzanci. Wikt wymuszali na mieszkańcach okolicznych wiosek. Niemcy stosowali kary zbiorowe, palili wsie i publicznie wykonywali wyroki na więźniach. Kit był na to przygotowany, że także go zabiją. Ale tak jak poprzednio został w ostatnim momencie uratowany przez byłego ucznia. Mimo kary więzienia udało mu się ponownie pracować jako nauczycielowi i otworzyć szkołę zawodową w Mołodecznie.
Najpierw do NASA, potem do Frankfurtu.

W obliczu powracających wojsk sowieckich ruszył ze swą młodą rodziną na Zachód. Kit wiedział, że w Związku Sowieckim zostałby osądzony jako kolaborant. Początkowo przyjechał w 1944 roku do Lindau. Ponieważ białoruski i ukraiński są ze sobą spokrewnione, nauczał już wkrótce matematyki w Liceum Ukraińskim w Monachium. W 1948 roku wyemigrował wraz z żoną i dzieckiem do Stanów Zjednoczonych, gdzie zapuścił korzenie jako matematyk. Cena, którą zapłacić za pracę dla amerykańskiej agencji kosmicznej: nie mógł utrzymywać żadnych kontaktów z ojczystą Białorusią.

W 1972 roku przybył z projektem badawczym do Frankfurtu - i został, by nauczać na amerykańskiej uczelni wyższej. Tu poznał swą kobietę z Ukrainy, której do dziś jest wierny. "Nigdy nie chciałem, żebyśmy mieszkali razem. Wciąż jesteśmy parą". Skończywszy 100 lat wymaga coraz większej opieki. Dom seniora przy gminie żydowskiej wydał mu się przeznaczony do tego, by stać się nową ojczyzną, tutaj rosyjski jest jednym z języków roboczych. Choć Barys Kit wyrastał w rodzinie chrześcijańskiej, został przyjęty z otwartymi ramionami. Przed południem odwiedza go pielęgniarka z Rygi, by czytać mu na głos, a po południami przychodzi jego żona z Ukrainy, by pobyć z nim parę godzin.

Gości wita Barys Kit wciąż mocnym uściskiem dłoni. I opowiada wciąż cudowne historie ze swego życia jako środkowoeuropejskiego nauczyciela pomiędzy Hitlerem i Stalinem a swoim American dream. Ale wciąż istnieją także historie, których Kit nie chce opowiadać: o tym jak w 1941 roku, krótko po niemieckiej agresji na Związek Sowiecki, przyszedł na świat jego syn. O tym, jak w 1944 roku, nie wiedząc o tym, na zawsze pożegnał się ze swymi rodzicami. O tym, jak przybył do Monachium, by uczyć w Liceum Ukraińskim, jak poznał swą pierwszą żonę i dlaczego ją opuścił. Być może te historie nie pasują do wielkiej narracji o Białorusinie, którzy wystrzeliwał rakiety w kosmos, a mimo to pozostał wierny swej ojczyźnie.

Przełożył z niemieckiego Tomasz Otocki

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (46)