Od lat 60 - tych ubiegłego wieku w tym mieście znajduje się końcówka wielkiego, biegnącego z rosyjskich złóż, rurociągu. W czasach komunizmu Windawa była czołowym portem przeładunkowym radzieckiej ropy na Morzu Bałtyckim. Od końca lat 70 to właśnie przez „łotewski korytarz” Związek Radziecki, a po 1991 roku – Rosja - eksportowały 40 proc. swojej ropy na Zachód. Dochody z tego tranzytu stanowiły dużą część budżetu Łotwy. Rurociąg biegnący przez całą Łotwę ma także swoje odgałęzienie do litewskich Możejek.

Terminal „Ventspils Nafta” to jeden z największych tego typu terminali na Bałtyku. Ponadto transport ropy odbywał się także przez dogodne połączenia kolejowe. Od roku 2002 Rosjanie preferują jednak w przeładunku własnej ropy porty wokół Petersburga. Rurociąg od tego czasu jest nieczynny. Ventspils musiał więc zmienić swoją specjalizację. Obecnie przeładowuje się tu po kilkanaście milionów ton rocznie rosyjskiego węgla kamiennego. Ponadto podejścia do portu Ventspils zostały pogłębione do 17.5 metra. To pozwala przyjmować wszystkie statki wpływające na Bałtyk. Obecnie jest to także największy port morski… Białorusi. Tu bowiem przeładowywanych jest najwięcej towarów białoruskiego importu i eksportu.

W Windawie działa też „Wolny Port”. Został on stworzony w celu promowania Łotwy w handlu międzynarodowym, przyciągania inwestorów, rozwoju produkcji i usług oraz stworzenia nowych miejsc pracy. Firmy działające na terytorium WP Ventspils maja wiele ulg podatkowych. Są zwolnienia celne i z podatku akcyzowego.

W zakresie wielkości przeładunków, port ten jest na pierwszym miejscu spośród portów Morza Bałtyckiego i mieści się w grupie 15 największych portów Europy. Przewiduje się, iż w jeszcze w tym dziesięcioleciu port będzie w stanie przeładowywać 80 mln. ton ładunków rocznie. Nadal funkcjonują tu największe na Bałtyku terminale: przeładunku ropy i produktów naftowych, przeładunku płynnych chemikaliów, drugi na świecie terminal przeładunkowy soli potasowej.

O terminalu w Windawie zrobiło się w polskich mediach głośniej, gdy ambicje do jego zakupu zaczął przejawiać płocki Orlen, który zarządza litewskimi Możejkami. Obecnie prawie w całości produkcja rafinerii Możejki jest eksportowana przez litewski terminal w Kłajpedzie. Specjaliści z PKN „Orlen” uważali jednak, że transport przez Windawę może być tańszy.

Nadbałtycki szejk

Od roku 1988 merem miasta jest Aivars Lembergs, który dwa lata później został jednym z sygnatariuszy aktu niepodległości Łotwy. Obecnie zalicza się go do grona najbogatszych (a może nawet jest najbogatszym) obywateli kraju. Swoją pozycję zawdzięcza terminalowi naftowemu Ventspils Nafta i choć formalnie do Lembergsa on nie należy, to powszechnie uważa się, że jest jego firmą. 

W latach 90 - tych mówiono wprost, że to nie Ryga ma stosunki z rosyjską stolicą, lecz że posiada je Ventspils. Złośliwie komentowano też, że w małym (47 tys. mieszkańców) nadbałtyckim mieście, do którego rzekomo zjeżdżał się na swoiste odprawy cały łotewski kwiat parlamentarno-polityczny, podejmowane są co ważniejsze decyzje państwowe. 

Rosjanie nigdy nie ukrywali ochoty na nabycie części akcji Ventspils Nafta. Jedynym decydentem w kwestii ceny i warunków ich odsprzedaży zawsze okazywał się ... Aivars Lembergs, który nie miał ochoty na pozbycie się kury znoszącej złote jaja. Wpływy windawskiego mera ostatnimi czasy mocno jednak spadły. Lembergs znalazł się nawet na krótko w areszcie domowym z zarzutem korupcyjnym. 

Nie odpuścili sobie natomiast przejęcie windawskiego terminalu, wraz z biegnącym do portu rurociągiem, Rosjanie. Specjaliści obliczają bowiem, że moc przerobowa zakładu w Primorsku może być zbyt mała jak na potrzeby eksportowe Rosji. Ponadto Rosjanie wykalkulowali, że taniej będzie kupić ropociąg nieużywany, niźli będący w rozkwicie. Siemion Wajnsztok, ówczesny prezes Transniefti, rosyjskiego monopolisty w dziedzinie przesyłu naftowego, powiedział w wywiadzie dla łotewskiej gazety „Wiedomosti”, że jest gotów nabyć kontrolny pakiet Ventspils Nafta – większościowego udziałowca rurociągu. Wszystko jednak miałoby zależeć od woli łotewskich akcjonariuszy. Firma ta, ustami Lembergsa, przedstawiła tezę, że import rosyjskiej ropy nie jest już konieczny. Obecnie jest ona dowożona do Windawy… koleją. Podobno jest to surowiec z Azji Środkowej. Czy przypadkiem nie jest to produkt rosyjski, wie to zapewne tylko sam Aivars Lembergs.

Rozmowa z Jaanisem Jurkansem 

„Ropa rządzi także Łotwą, a ropą rządzi Lembergs”

Jaanis Jurkaans jest wieloletnim parlamentarzysta łotewskim. To także były minister spraw zagranicznych Łotwy. Jego rodzinne korzenie są zaś całkowicie polskie. Po polsku też odbyła się nasza rozmowa. Jeszcze w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku nie było bowiem Jaanisa Jurkaansa był zaś Jan Zacharzewski. Takie to już koleje losu… Jurkaans był zawsze traktowany jako osoba niezależna w poglądach i nie związana z żadnym lobby biznesowym. To pozwala mu na obiektywizm w wyrażaniu poglądów.

Na Łotwie co i rusz wybucha sprawa prywatyzacji windawskiego terminalu naftowego oraz rurociągu tam wiodącego. Co pan o tym sądzi.

Rurociąg do Windawy bez ropy jest nikomu niepotrzebny. Na dzień dzisiejszy można powiedzieć tak: ropy w rurociągu nie ma bo sam Lembergs zrobił wielki błąd. Kiedyś w poczuciu bezkarności wprowadził bardzo wysokie taryfy za transport tego surowca. Putin więc zaordynował budowę Primorska. Oczywiście była to budowla w pełni polityczna. Nikt tam się nie bawił w przeliczniki opłacalności. Chodziło tylko i wyłącznie o gest politycznego uniezależnienia się od małej Łotwy. Teraz jednak władze rosyjskie już muszą być konsekwentne. A Lembergs na pewno nie jest ręką Rosji. Gdyby był to już dawno nie miałby żadnych kłopotów z importem ropy. Jego los jednak nie jest zagrożony. Ileż to już razy mówiło się, że ma on jakieś problemy. Sprawa jego powiązań ze światem biznesu była polem zainteresowania prokuratury i jakoś nic z tego nie wynikło.

Czy Łotysze obawiają się monopolu energetycznego Rosji.

Ropa nie jest wedle opiniotwórczych osób z Rygi, wystarczającym argumentem na to by Rosja mogła jakoś znacząco wpływać na sytuację na Łotwie. Wszak rurociąg do Windawy jest nie wykorzystany już od siedmiu lat i jakoś niewiele z tego wynika. Rynek ropy jest bowiem pełen tego surowca. Ponadto na Łotwie istnieje przekonanie, że po zmianie władzy w Rosji pewnie i nastawienie do Łotwy zmieni się.

Znów więc najważniejsza wydaje się rola Aivarsa Lemberga we wszystkim co związane z ropą. Parę lat temu bardzo niepochlebną opinię wystawił mu amerykański „Newsweek”.

Amerykanie uważają Lembergsa za symbol niejasności w gospodarce na Łotwie. W Newsweeku wyliczono, że dochody Lembergsa przekraczają rocznie milion, a nawet półtora miliona dolarów. Jako mer miasta zarabia on natomiast rocznie nie więcej jak 10 – 11 tysięcy dolarów. W rozmowie z dziennikarzem tygodnika, pewny siebie, Lembergs powiedział, że wszystkie zarzuty wobec niego mają polityczny charakter. Celem jego przeciwników jest bowiem pozbawienie Lembergsa jego stanowiska, a także znaczenia politycznego w całym kraju. Mer jednak nie odpowiedział na pytania tygodnika dlaczego na jego dzieci są zarejestrowane w różnych rajach podatkowych spółki zajmujące się handlem ropą. Wedle komentatorów życia politycznego na Łotwie Lembergs może być merem jeszcze nawet przez 15 lat. A jego żywot polityczny w tej chwili zależy także i od tego czy państwowi kontrolerzy dojdą do mechanizmów rządzących naftowym interesem na Łotwie oraz rolą w tym wszystkim samego Lembergsa.
Nie będzie to takie łatwe choćby z tego względu, że mieszkańcy Windawy lubią swojego mera i bardzo go popierają. Za jego rządów stało się to miasto na wskroś eleganckie, dorównujące wyglądem stołecznej Rydze. Wedle tygodnika Newsweek świadczy to tylko o jednym: Lembergs jest na tyle przebiegły, że swoim bogactwem umiejętnie kupuje sobie poparcie mieszkańców miasta. Jednocześnie mieszkańcy Łotwy są bardzo sceptycznie nastawieni do walki z korupcją. Choć w powszechnej opinii korupcja jest tu zdecydowanie większa niż w Estonii i na Litwie. Sprawdza się tu więc chyba amerykańska zasada, że łatwiej ukraść linię kolejową niż dolara. 

To mocne słowa amerykańskich dziennikarzy. Co na to sam Lembergs.

 Wedle niego „Przezroczystość nie oznacza, że każdy musi ściągać swoją odzież. To nie striptiz. Tych spraw nie należy mieszać”. Wedle Newsweeka jednak, to co Lembergs uważa za striptiz, w demokratycznych państwach już dawno stało się normą. Autor z amerykańskiego tygodnika wyraził przekonanie, że Lembergs musi prędzej czy później być gotowy na taki „striptiz”. Ja zresztą też tak uważam. Bo demokracja to także jasne, równe dla wszystkich reguły gry.