Można zarzucić hierarchom nie liczenie się z głosami swoich wyznawców, ale też zadry polsko-rosyjskiej historii na tyle są wciąż żywe, iż uniknięto w ten sposób protestów wielu konserwatywnych środowisk. Protestów, z którymi mamy przecież do czynienia w Polsce, w łagodnej, co prawda, formie – ale w wielu przypadkach można być niemal pewnym, iż szybko nie ustaną.

Różnica pomiędzy informatorami bezpieki sowieckiej i polskiej jest zasadnicza

Przypominana jest przeszłość Cyryla I (czyli Władimira M. Gundiajewa) – prawdopodobnie rzeczywiście współpracował on z KGB, czy to jako „Michajłow”, czy jako ktokolwiek inny. Różnica pomiędzy informatorami bezpieki sowieckiej i polskiej (myślę o kręgach duchownych) jest jednak zasadnicza. Rosyjski Kościół Prawosławny nigdy od czasu swego powstania nie istniał jako twór niezależny.

Jednym z jego najistotniejszych zadań było wspieranie instytucji państwa rosyjskiego, był więc i jest z założenia posłuszny woli carów i prezydentów Rosji. (W innej formie podobny model istnieje w Kościele Anglikańskim). Tylko w ZSRR w okresie kształtowania się i utrwalania „władzy radzieckiej” stosunki między Kremlem a Cerkwią były fatalne i kosztowały tysiące istnień ludzkich. Przypomnijmy jednak – tzw. Wielka Socjalistyczna Rewolucja Październikowa przyszła do Rosji z zewnątrz.

W wielokulturowym tyglu, jakim było Imperium Romanowych, nie wszyscy też byli wyznawcami prawosławia. Cerkiew niszczono głównie ich rękoma, oni odpowiadali za plany zniszczenia wiązanej z caratem religii. Rosjanie, stanowiący gros wiernych, podczas wojny domowej rzadko mogli stanowić o własnym postępowaniu i własnych wyborach. Działali pod presją, często presją natychmiastowej śmierci. Pomagali więc innowiercom i ateistom, acz trudno przypuszczać, by czynili to z radością.

Donosiciele kościelni z czasów PRL-u nie musieli wspierać komunistycznych rządów, nie taką rolę wyznaczyli im kolejni papieże i prymas Wyszyński. Jeśli w rozmowach o porozumieniu obu Kościołów brali udział także byli polscy współpracownicy SB, co oponenci przesłania również przypominają, to moralnie nic ich przeszłości nie tłumaczy. Ale jednocześnie nic nie stoi na przeszkodzie, by próbowali zmazać dawne winy obecną pracą na rzecz pojednania. I zabraniać im tego nie należy.

Idea pansłowiańska i doświadczenia polskich zesłańców

Rosjanie są u nas od dawna kojarzeni z prawosławiem. Wspominając niezbyt budującą przeszłość stosunków polsko-rosyjskich myślimy głównie o zaborach i nieudanych zrywach powstańczych. Zaborom mniej winni byli sąsiedzi RP, niż jej skundlone elity. W polityce zawsze słabszy musi ulec, a liczą się tylko potęga ekonomiczna i militarna. Gdyby magnaci (przez jakiś czas do spółki ze Stanisławem Augustem Poniatowskim) nie stali się kremlowskimi utrzymankami, gdyby wykazali więcej woli współpracy nie z obcym imperium, a z intelektualistami, którymi otoczył się ostatni król Polski – do rozbiorów dojść nie musiało. W ówczesnej RP (jak i w ówczesnej Rosji) mieszczanie czy chłopi żadnego wpływu na politykę nie mieli. Zmiany granic i władców – zwłaszcza dla ludności wsi – były bez praktycznego znaczenia.

A jednak i wiek XIX i pocz. XX w. przyniosły w obu krajach postawy dalekie od wzajemnej wrogości. Zaczęto odróżniać władzę i będące na jej żołdzie resorty siłowe od postaw ludu. Nie bez znaczenia była tu idea pansłowiańska i doświadczenia polskich zesłańców, którzy doznali i upokorzeń ze strony caratu i pomocy w trudnych chwilach, udzielanej przez „szarych” Rosjan. Idee socjalistyczne także wpłynęły na pewną nić porozumienia, przynajmniej wśród robotników. Oczywiście wobec trwającej „nocy zaborczej” postawy skłonne do szukania w Rosjanach ludzi, nie wrogów, nie były popularne. Tym niemniej nie wolno traktować wzajemnych uprzedzeń en bloc. Jak to w życiu – bywało różnie.

I wojna, odzyskanie niepodległości i rok 1920… Postawa Piłsudskiego chwiejna. Atamana Petlurę zostawił na pastwę losu, podobnie z Białorusinami. Wobec późniejszego ogromu zbrodni, dokonanych przez władzę sowiecką na Białorusi i Ukrainie – trudno o sympatię ze strony prawosławnej ludności. Tak tej jej części, która znalazła się niebawem w granicach RP, jak zwłaszcza tej, którą „zaopiekowała się” władza radziecka.

Religia jedyna ostoja

Polonizowanie na siłę miało w granicach II RP swój skrajny przejaw na Kresach Wschodnich w postaci palenia cerkiewek przez oddziały specjalne WP, tzw. krakusów, złożone w znacznej mierze z ultrakatolickich górali. Wyznawcy prawosławia o tym nie zapomnieli… (Pamiętali też o zagłodzonych na śmierć jeńcach z czasów wojny polsko-bolszewickiej, których powstająca RP nie miała czym wykarmić…). Atak na religię prawosławną był podczas napiętej sytuacji międzynarodowej i wewnętrznych konfliktów etnicznych – co najmniej niezręcznością ze strony marszałka Rydza-Śmigłego.

We wrześniu 1939 r. polskie dowództwo nie próbowało być ze swymi żołnierzami – uciekło. Otoczenie Naczelnego Wodza ani Polski nie broniło ani nie negocjowało, widząc nieuchronność klęski. Sowieci korzystną dla siebie sytuację wykorzystali, jak wykorzystałby każdy, wystarczająco silny sąsiad. Skala najazdu była tylko zdecydowanie większa, niż zajęcie Zaolzia przez Polaków w 1938 r. Przyczyny – te same. O ile oficjalnie motywy rzezi i wywózek Polaków przez ZSRR tłumaczono ideologią, to rzeź na Wołyniu (i nie tylko tam) w sporej mierze inspirowana była przez resztki Cerkwi Prawosławnej, będąc m.in. zemstą za palenie świątyń. Nie usprawiedliwia to gehenny polskiej ludności cywilnej, ale powinno wzbudzić zastanowienie.

Ludzie, którym Czerwony Kreml odebrał wszystko, religii trzymali się kurczowo. Była ich jedyną ostoją. Szczuci przez Niemców, Sowietów i Cerkiew – zachowywali się dla siebie racjonalnie – mordując tych, których mordować im pozwolono. Agresję skierowali przeciwko nieistniejącemu już porządkowi II RP, a nie przeciw prawdziwym okupantom. Poza wyrzynanymi Polakami – wszyscy byli zadowoleni – hitlerowcy, okupanci sowieccy i popi, którzy w czysto fizyczny sposób rugowali katolików ze „swego terytorium”.

Ale już porządek pojałtański – kolejna eksterminacja polskiej inteligencji – to dzieło wyłącznie „ludzi radzieckich”, w znacznej mierze nie-Rosjan i współpracującego z nimi kolejnego pokolenia rodzimych sprzedawczyków. Cerkiew Prawosławna za te ofiary nie ponosi żadnej odpowiedzialności, w wielu przypadkach wręcz wspierała ona działalność polskiego podziemia antykomunistycznego na Podlasiu czy w Hrubieszowskiem.

Reformy Cyryla I

Cyryl I ma ambicje jednoczenia Słowian pod skrzydłami prawosławia. Prezydent Rosji będzie go w tym wspierał (patriarcha uzyskał zgodę na budowę 200 nowych cerkwi w samej Moskwie i reaktywację niezliczonych parafii na terenie całego kraju), gdyż gorączkowo poszukuje zwornika, wokół którego mógłby skupić swój lud. W chwili ataku III Rzeszy na ZSRR Stalin także przypomniał sobie o Cerkwi Prawosławnej, prosząc ją o pomoc. Krótkie rządy „demokraty”, Borysa Jelcyna, to podporządkowanie Rosji grupie oligarchów, którzy znaczyli i znaczą nadal (zwłaszcza za Uralem) więcej, niż oficjalna władza. By to zmienić, Władimir Putin potrzebuje nie tylko czasu, ale też ekipy oddanych sobie urzędników (zwłaszcza w resortach siłowych) i poparcia ze strony mas. O to trudno, bo każde wahnięcie stabilności kraju jest wykorzystywane przez opozycję, finansowaną w sporej mierze przez organizacje pozarządowe, dysponujące funduszami z Zachodu. Stawiając oficjalnie na Cyryla I i religię – Kreml ma szanse na przeprowadzenie reform i aktywizację społeczeństwa.

16. już Patriarcha Moskwy i Wszechrusi jest intelektualistą. Włada biegle angielskim, niemieckim i francuskim. Polski również nie jest mu obcy. Jego poprzednik, Aleksy II starał się powstrzymać misyjną działalność Kościoła Katolickiego w Rosji, stąd wrogość Cerkwi wobec Jana Pawła II. Papież z Niemiec zachowuje się wobec prawosławia znacznie bardziej pojednawczo, toteż i ono stara się prowadzić bardziej otwarty kurs wobec rzymskich katolików, nie tylko na swoim terenie. Cyryl I dokonuje znaczących reform – w 2009 i 2010 powstały nowe agendy Cerkwi Prawosławnej: wydziały ds. relacji ze społeczeństwem, ds. kozactwa, ds. służby kapelanów w więzieniach, Patriarsza Rada Kultury oraz zarząd gospodarczo-finansowy. Stara się dotrzeć z wiarą wszędzie tam, gdzie ludziom jej potrzeba.

Jednocześnie, wobec zmasowanego ataku zachodnich neoliberałów na struktury kościelne, dokonywanego rękoma mediów i młodych pokoleń, hierarchowie cerkiewni – po raz pierwszy bodaj od czasów schizmy – życzliwiej patrzą na wyznawców katolicyzmu. Widzą w nich teraz potencjalnych sojuszników w walce z bezdusznością Zachodu, ograbiającego ludzi już nie tylko ze sfery materialnej.

Podpisane przez głowy Kościołów w Rosji i Polsce przesłanie do obu narodów to pierwszy realny sukces na drodze zrozumienia, wybaczenia wzajemnych win i pojednania.

I jednocześnie wyraźny sygnał w stronę zateizowanych rządów państw UE, iż oba Kościoły będą umiały w razie wzrostu zagrożenia połączyć swoje siły.
Uważam poniższy dokument za znacznie istotniejszy od głośnego listu biskupów polskich do biskupów niemieckich z lat 60. XX w. Udowadnia on, że po śmierci wielce wpływowego abp. Życińskiego Kościół Katolicki w RP ma szanse, by zająć się nie cudzą, a własną martyrologią i wspólnie z byłymi przeciwnikami wyciągnąć z niej wnioski na przyszłość.

Source
bezjarzmowie albo jochlos
Comment Show discussion (11)