W okopach wojny obronnej

W oczach Polaków, Litwa nie dotrzymuje obietnic i dodatkowo pogarsza sytuację Polaków na Litwie. Po pierwsze, zabrania pisowni nazwisk z użyciem polskich liter („w” lub „ł” i in.), po drugie, nie zezwala na dwujęzyczne tablice z nazwami ulic. I po trzecie, nowa ustawa oświatowa rodzi podejrzenia, że dąży się do usunięcia języka polskiego nawet ze szkół.

Zdaniem Warszawy, działania te wskazują na to, że Litwa dąży do asymilacji Polaków: odbierają im ich prawdziwe nazwiska, nie pozwalają czuć się dobrze u siebie, z systemu oświaty także chcą zrobić narzędzie asymilacji. Gdy sprawę widzimy w ten sposób, nie ma wątpliwości, że należy bronić swoich rodaków. Bronić przed Litwinami, którzy atakują Polaków na Litwie i chcą zrobić z nich o ile nie Litwinów, to przynajmniej nie-Polaków.

Taka sama postawa charakteryzuje część Polaków na Litwie. I myślę, że wielu z nich naprawdę w to wierzy. Dlatego też bronią się wszelkimi dostępnymi sposobami.

Jednak spytajmy władzę litewską, premiera, ministra czy innego urzędnika, czy Litwa ma, być może tajny, plan asymilacji Polaków. Odpowiedzą szczerze, że nie i nie będą kłamać.
Zakładam i mam nadzieję, że u władzy, przynajmniej na najwyższych jej szczeblach, nie ma ludzi, którzy mają problem z głową (choć do końca nigdy nie można być pewnym).

Jestem pewien, że zapytany w tej sprawie Litwin również szczerze odpowie, że wcale nie chce asymilować Polaków. Jednocześnie będzie przeciwny „w”. Argumentem w tej sprawie będzie ochrona języka litewskiego. Po prostu będzie uważał, że zielone światło dla pisowni nazwisk z użyciem liter, których nie ma w litewskim alfabecie, wyjdzie na szkodę języka litewskiego.

Podobnie opowie się przeciw zapisom dwujęzycznym, gdyż to także w jakiś tam sposób szkodzi językowi i litewskości, a ustawa oświatowa ma tylko zapewnić polskim dzieciom na Litwie jak najlepsze warunki. Na koniec doda, że Polacy na Litwie są zbyt nachalni i trzeba przed nimi się bronić. Kieruje nim również logika obronna. Władza natomiast jedynie broni Litwinów i litewskość. Jak i Polska. Dlatego uważam, że obie strony prowadzą wojnę obronną, ale im zacieklej się bronią, tym więcej wokół lata odłamków.

Ta logika konfliktu polsko-litewskiego pokazuje, jak trudno go rozwiązać. Politycy już nie wiedzą, co robić, dlatego nie robią w ogóle nic. Można zaatakować i się wycofać, ale gdy wejdziesz w okopy i bronisz to, co wydaje się być dla ciebie ważnym, wycofać się nie można. W ten sposób polscy i litewscy politycy zapędzili się może nie w kozi róg, ale na wąską kładkę, na której nie da się wyminąć.

Kwestia tożsamości

Spór ten nie wynika wyłącznie z ambicji, skrywa problem poważniejszy – kwestię tożsamości narodowej. Jak już wspomniałem, Polska uważa, że Litwa realizuje politykę asymilacyjną, tzn. nie pozwala Polakom na Litwie zachować własnej tożsamości narodowej. Nietrudno więc zrozumieć, dlaczego niektórzy Polacy są wrogo nastawieni wobec Litwinów: przecież ci podnoszą rękę na to, co jest dla Polaka święte.

Litwin-patriota też powinien to zrozumieć, ponieważ myśli w podobny sposób: Polacy szykują zamach na jego tożsamość. Przecież jeżeli z powodu litery „w” zaniknie litewski język, to kim będą Litwini? Litwin uważa, że w ten sposób ochroni litewskość, tożsamość swojego narodu. Obie strony bronią więc własnej tożsamości, a dzisiaj nikt nie zaprzeczy, że prawo do tożsamości narodowej jest jednym z praw człowieka. Paradoksalnie, problem rodzi się wtedy, gdy te tożsamości się spotkają.

Co robić?

Będę mówił za stronę litewską, bo Litwę znam lepiej. Poza tym, to Litwa, nie Polska, jest moją ojczyzną, dlatego jej bolączki bardziej leżą mi na sercu. Oczywiście, w stosunkach dwustronnych ważne są obie strony, ale poszukiwanie rozwiązań dla Polski pozostawię znawcom tego kraju.

To, co Litwa może zrobić jest jednocześnie i łatwe, i trudne. Łatwe, bo konflikt da się rozwiązać zezwalając na pisownię nazwisk w oryginale, legalizując tablice informacyjne pisane w dwóch, a może nawet trzech językach, z uwagą i dużą dozą wrażliwości podchodząc do spraw oświaty. Jednak z wyżej wymienionych powodów jest to też niezwykle trudne: podjęcie takich decyzji mogłoby sugerować, że zdradzamy naszą tożsamość narodową. I tu dotykamy sedna sprawy – tożsamość nie jest nadana. Pojęcie litewskości zmieniało się wraz z czasem i to niejednokrotnie. Refleksja nad własną tożsamością nie jest świętokradztwem, wręcz przeciwnie – obowiązkiem narodu. Chociażby po to, abyśmy przetrwali. Po przemyśleniu kwestii tożsamości narodowej może się okazać, że nie takie „w” straszne, jak ją malują.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (87)