Partia nie może sobie pozwolić na odłożenie na półkę postulatów polskiej mniejszości. Pisownia nazwisk i miejscowości, zwrot ziemi, oświata. Gdyby to uczyniła utraciłaby swe podstawy i poparcie twardego elektoratu. Jeśli jednak będzie to forsować jako swoje „sztandary” programowe, znacznie utrudni sobie podążanie drogą jaką obrała. Czyli pozyskiwanie nowych wyborców wśród społeczności litewskiej. To jest dylemat przed jakim stoi AWPL i musi ona go jakoś rozwiązać, aby obie grupy potencjalnych wyborców nie tylko przy sobie utrzymać ale i poszerzać.

Zupełnie inną sprawą jest personalna obsada uzyskanych mandatów. Lider – Waldemar Tomaszewski – został wybrany na posła RL. Jest jednak ciągle europosłem. Który z tych mandatów wybierze? Jak na razie chyba on sam jeszcze tego nie wie. Przed wyborami zapowiadał, że jeśli zostanie wybrany na posła to zrzeknie się mandatu w parlamencie europejskim. Teraz wypowiada się już bardziej ostrożnie i warunkowo. Czyli jeśli AWPL wejdzie do koalicji rządzącej to wtedy się zrzeknie. Na to czy partia wejdzie czy nie przyjdzie nam jeszcze poczekać.

Osobiście uważam, że większy pożytek wyborcy mają jednak z posła w parlamencie krajowym. Szczególnie jeśli jest on jednocześnie liderem partii. Nawet gdy ta partia jest w opozycji. A może nawet bardziej? Jeden poseł w europarlamencie i tak niewiele znaczy. Szczególnie, że jest on skonstruowany tak iż partie pogrupowane są frakcjami a nie państwami. Z powodzeniem jego funkcję nagłaśniania spraw polskiej mniejszości na Litwie na forum UE, może pełnić ktoś inny. Bo też jak dotąd takie były działania Tomaszewskiego. A tym „innym” w przypadku zrzeczenia się przez Tomaszewskiego mandatu, będzie Gabriel Mincewicz. Podczas obecnych wyborów na 141 osobowej liście wyborczej AWPL, nie było go wcale. Nie chciał czy partia uznała, że go nie będzie? Tego nie wiem. Czy w związku z tym zostanie jednak wysłany do Brukseli, niejako z automatu, gdy lider zrezygnuje? To decyzja Tomaszewskiego.

Idźmy dalej. Do Sejmu dostali się także Józef Kwiatkowski i Wanda Krawczonok. Tutaj sytuacja wydaje się jaśniejsza. Raczej na pewno zdecydują się oni na mandaty poselskie. Zatem ich miejsca obsadzą Waldemar Szełkowski i Jan Tomaszewicz. Na liście wyborczej dopiero co zakończonych wyborów zajmowali odległe 76 i 77 miejsce. No chyba, że zapadnie decyzja iż lepszym w Sejmie byłby wiceprzewodniczący AWPL – Zbigniew Jedziński. W tej chwili tuż poza szczęśliwą piątką. Wtedy albo Kwiatkowski albo Krawczonok musieliby zrzec się mandatu poselskiego i wrócić do samorządu. Byłoby to duże osobiste poświecenie z ich strony dla władz partii. Jeśliby oczywiście władze uznały, że takie tasowanie jest im na rękę.

To jeszcze nie wszystko. Na dostanie się do Sejmu z okręgów jednomandatowych mają szansę dostać się kolejni radni samorządowi. Czyli Tadeusz Andrzejewski i Zbigniew Maciejewski. Gdyby im się udało a to możliwe, to samorządowcami staną się Mirosław Romanowski i Krystyna Zimińska. Romanowskiego na liście tegorocznych wyborów nie było wcale, ale Zimińska była na stosunkowo wysokiej pozycji bo 34.

Czyli ciekawe są nie tylko same wyniki wyborów ale także to co z nich wynika lub wyniknąć może zupełnie gdzie indziej. Na zapleczu też się pewnie niektórzy cieszą choć właściwie w tych wyborach udziału nie brali bezpośrednio. Jest to też zagadnienie z zakresu regulacji prawnych wyborów i tego co nazywamy duchem demokracji. Takie przetasowania są bowiem obecne właściwie w każdej partii politycznej. Wiadomo, kierownictwo każdej partii chce aby personalna obsada stanowisk była taka jaka im odpowiada. Tylko czy to aby nie narusza woli wyborców?

W końcu jeśli wyborcy uznali, że chcą aby ktoś był europosłem to wcale nie znaczy że chcą, aby był posłem krajowym. I odwrotnie. Tak samo z radnymi i posłami. Czy aby nie powinno być tak, że jeśli już ktoś piastuje stanowisko na które został wybrany w wyborach powszechnych to o kolejne wyłaniane w takich samych wyborach, może się ubiegać dopiero wtedy gdy wygasa mu kadencja poprzedniego? Moim zdaniem byłoby to jednak uczciwsze wobec wyborców. Owszem partia nie może wyznaczyć na wakujące stanowisko kogoś innego niż następny z listy według wyników wyborów. No ale jednak jak widać, partia może w określonej sytuacji decydować czy ktoś radnym zostanie czy nie i czy ktoś zostanie posłem czy nie. Nie tylko przy układaniu rankingu na listach wyborczych.

Wiadomo, że ci z czołówki mają największe szanse a ci z końca najmniejsze. Choć czasem nawet tu widać, że wyborcy chcieliby jednak innej kolejności. Czego widocznym przykładem jest awans w wyborach Edmunda Szota. Został on sklasyfikowany przez partię na ostatnim 141 miejscu na liście. Wyborcy jednak oddali na niego tyle głosów, że awansował po wyborach aż na pozycję 34. Można sobie też wyobrazić taką sytuację, że ktoś został wybrany na posła. Jednak z jakiś powodów rezygnuje lub wybiera inny mandat. Wtedy wchodzi następny z listy partyjnej. No tak, ale wybory były np. dwa lata temu i ten drugi zdążył zmienić partię i teraz ma poglądy zupełnie inne niż poprzednio. No i co wtedy? Czy wyborcy nie mogą czuć się w jakiś sposób oszukani?

Jako się rzekło każda partia tak postępuje. Na przykładzie tych przetasowań jakie będziemy obserwować w partii AWPL, chcę pokazać pewne zjawisko. System demokratyczny stwarza jednak możliwości, że niekoniecznie ten kogo wybraliśmy będzie tym kim chcieliśmy aby był.