Każdy kto się wybierze do Estonii zobaczy kraj, który świetnie się rozwija nie zważając na szalejący dookoła kryzys. Estonia wyglądem nie odbiega od średniej europejskiej. Gdyby nie tabliczki z napisem „Eesti” można by pomyśleć, że znajdujesz się w jakimś państwie Europy Zachodniej. Są nawet tacy, którzy twierdzą (nieco na wyrost), że to taki północno-wschodni Luksemburg.

Estonia, podobnie jak Litwa i Łotwa, była w latach 2004-2008 zaliczana do tzw. tygrysów bałtyckich. Kraj rozwijał się w średniorocznym tempie ponad 8 proc. PKB, jednak, w odróżnieniu od Litwy i Łotwy, nie notował deficytu budżetowego. Ta racjonalna polityka budżetowa z okresu prosperity sprawiła, że Estonia w okres obecnego kryzysu weszła jako najmniej zadłużony krajem w UE (7 proc. PKB; dla porównania na Łotwie w tym samy okresie dług publiczny sięgał 33,2 proc., na Litwie 29,9 proc., w Polsce zaś 51,7 proc. PKB), w dodatku posiadający spore rezerwy stabilizacyjne. Dzięki tej racjonalności Estończykom udało się nie tylko przejść przez kryzys bez większych cięć wynagrodzeń, rent, emerytur i „nocnych” reform podatkowych, ale iw prowadzić euro.

Estonia też jest krajem, który najsprawniej radzi sobie z wydawaniem funduszy unijnych. Gdy porównamy procent wykorzystania budżetów narodowych w latach 2007 – 2013, okazuje się, że przewodzi właśnie Estonia, która otrzymała już 40,3 proc. swego budżetu z UE (średnia w Unii – 26 proc.).

Estonia także należy do najbardziej zaawansowanych pod względem wykorzystania technik informatycznych w administracji. Obrady estońskiego rządu odbywają się niezależnie od fizycznej obecności wszystkich członków gabinetu, wystarczy, by się zalogowali do sieci. Wszystkie niezbędne dokumenty przygotowywane są elektronicznie. Prawie wszystkie usługi rządowych i samorządowych agencji można dostać online. Dzisiaj deklaracje podatkowe składa przez Internet ponad 80 proc. Estończyków, lekarze wystawiają recepty za pomocą strony internetowej, a każdy obywatel w Estonii może wejść na stronę rządu i sprawdzić wszystkie informacje, jakie na jego temat zebrało państwo. Mówi się, że Estończycy - jak każdy inny naród — niezbyt lubią swój rząd, są jednak dumni ze swojego e-government.

W Estonii, jedynym na świecie kraju, posłów do parlamentu można wybierać za pośrednictwem Internetu. Podczas ostatnich wyborów parlamentarnych aż 140 tysięcy osób (ponad 15 proc. uprawnionych do głosowania) skorzystało z możliwości oddania głosu drogą internetową. Głosować można z każdego komputera z zainstalowanym odpowiednim oprogramowaniem. Wyborca musi jedynie wejść na odpowiednią witrynę WWW i zalogować się na niej za pomocą specjalnego identyfikatora. Pierwsze elektroniczne wybory w Estonii przeprowadzono już w 2005 roku.

Tymczasem na Litwie o internetowym głosowaniu dyskutujemy i debatujemy od lat, powstało kilka sejmowych i rządowych projektów, powstało kilkanaście grup roboczych i kilka koncepcji, a wóz nadal w tym samym miejscu tkwi, tj. głosowania online jak nie było tak i nadal nie ma.

No ale my, na Litwie, mamy przecież dużo ważniejsze sprawy na głowie niż internetowe głosowanie, bezdeficytowy budżet, wprowadzenie euro czy e-administracja. Najwięcej czasu litewscy posłowie tracą nawet nie na dyskusje na temat celowości nowej elektrowni atomowej w Wisagini, nie na temat kierunku reformy podatkowej czy emerytalnej, tylko spierając się o to, czy rodzina – to wyłącznie mąż, żona i dzieci, czy także samotna matka z dziećmi albo dziadkowie z wnukami. Jeszcze więcej czasu posłowie poświęcają debatom na temat homoseksualizmu, pedofilów i kedofilów oraz wyszukując coraz bardziej sofistyczne argumenty przemawiające za zakazem oryginalnej pisowni nielitewskich imion i nazwisk. Gdy Estończycy wymyślają Skype – my dalej z pianą na ustach udowadniamy, kto komu Wilno zabrał…

Takie jest niestety Prawo Trywialności sformułowane jeszcze w latach 50-ych ubiegłego stulecia przez Cyrila Northcote’a Parkinsona. Oznacza ono, że czas spędzony na rozpatrywaniu jakiegoś zagadnienia jest odwrotnie proporcjonalny do sumy, o jaką chodzi, a mówiąc jeszcze prościej: politycy najwięcej czasu i sił poświęcają na dyskusje na temat spraw błahich o minimalnych kosztach, które jednak mogą sobie wyobrazić, a najmniej — na sprawy najpoważniejsze, które dotyczą miliardów...

Skandynawska dymensja jest zapisana w wielu litewskich dokumentach strategicznych. Litewscy politycy nie ustają w przypominaniu o tym, że Litwa nie jest już krajem Europy Wschodniej, tylko Północnej. Niestety od samego powtarzania słowa „chałwa” w ustach słodko się nie robi. Nie można stać się krajem skandynawskim tylko o tym gadając, trzeba jeszcze posprzątać u siebie wschodnioeuropejski bałagan. Tak więc przy takich elitach, jakie nam miłościwie panują, zostaje tylko się dziwić, że Litwa jeszcze notuje czas od czasu jakieś większe osiągnięcia czy to w sporcie, czy to w nauce, czy to w sztuce, gospodarce lub e-administracji. Wygląda na to – jak głosi stary bon mot — że talentu naprawdę nie da się ani przepić, ani zabić…

W Estonii ten model skandynawski – mimo przecież takich samych jak nasze sowieckich obciążeń mentalnych – zwyciężył dawno temu. Nie na papierze, tylko w głowach rządzących i rządzonych. Istota sukcesów Estonii leży w pragmatyzmie i skutecznym zarządzaniu państwem. Przykład tego kraju powinien pobudzać do refleksji. Przede wszystkim na temat konieczności zmiany pryncypiów władzy. Walka o nią musi się toczyć w imię osiągania dobrobytu obywateli, a nie wyłącznie po to by jej dosięgnąć i wykorzystać do własnych lub grupowych partykularnych interesów. Może kiedyś zaczniemy to rozumieć.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (21)