Od dobrych kilku lat takie doniesienia są dość rzadkie. Należy zastanowić się, co stało się tego powodem. Czy propozycje niemieckiej skrajnej prawicy stały się nagle zupełnie nieatrakcyjne? Przestały być punktem odniesienia dla części społeczeństwa, które do tej pory wyrażało dla niego aprobatę? A może machina dobrze funkcjonującego, demokratycznego państwa wypowiedziała niemieckiej skrajnej prawicy wojnę na śmierć i życie? Czy więc wynikiem uspokojenia są tylko skuteczne przeciwdziałania niemieckiego aparatu bezpieczeństwa? Działania policyjne i sądownicze?

Wydaje się, że dla władz Republiki Federalnej Niemiec o wiele większe zagrożenie stanowiły w latach 90. ugrupowania skrajnej lewicy niż prawicy. Ze zdecydowanie większą energią rozprawiano się z tymi pierwszymi ugrupowaniami. Wydaje się, że przyczyną tego była i jest bolesna pamięć o działaniach Frakcji Czerwonej Armii (RAF), a przede wszystkim aktów terroru grupy Baader-Meinhof. Już w latach 70., podczas erupcji lewicowej przemocy, ówcześni naukowcy, publicyści i politycy bili na alarm. Doszukiwali się różnych przyczyn, prorokowali najgorsze na kolejne lata2. Aktualnie niemieckie służby bezpieczeństwa bardziej zajmują się wyłapywaniem anarchizującej młodzieży Berlina, niż rozbijaniem środowisk neofaszystowskich. W niemieckiej stolicy cała energia służb policji koncentruje się wokół alternatywnego ośrodka młodzieżowego „Köpi 137” (przy ulicy Köpenicker 137).

Ostateczne przesilenie miało nastąpić w ostatnim tygodniu maja 2008 roku. Wtedy to legendarny squat chciano eksmitować. O wiele wcześniej jednak w jego obronie organizowane były liczne demonstracje i wystąpienia uliczne. Lewacy i anarchiści krzyczeli i rzucali kamieniami. Dzięki nim „Köpi 137” ma się wciąż całkiem nieźle. A gdzie są teraz przedstawiciele skrajnej niemieckiej prawicy? Czy podają ziółka kombatantom z SS? A może porzucili manifestacje i chodzą na wykłady pani Steinbach?

Nie. Jak dawniej przeprowadzają akcje uliczne. Organizują manifestacje. Być może nie tak liczne jak 10 czy 15 lat temu. Działają dalej, ale ich idea czynu zastępowana jest coraz widoczniej przez pracę organiczną. NPD stawia na edukację, wychowanie, ale najbardziej stawia na kobiety.
Kobiety zaczynają decydować o obliczu partii. Fakt aktywizacji kobiet w NPD stał się szczególnie widoczny podczas neofaszystowskiego „Święta Narodów” w 2007 roku. Wyraźnie stało się, że obecne tutaj kobiety nie stanowiły tylko sympatyczek partii. Zauważalna była ich duża rozpiętość wiekowa. Uczestniczyły w tym spotkaniu nastolatki i kobiety mające ponad 40 lat. Do partii trafiły one w różny sposób. Często zupełnie przypadkowo. Np. 46-letnia Gitta Schüssler wstąpiła do partii tylko dlatego, że miejscowy okręg poszukiwał księgowej. Z drugiej strony, właśnie w partii zrozumiała, że było to coś, czego szukała. Wreszcie poczuła, że ktoś będzie bronił jej zdania.

Przy NPD dynamicznie rozwijającą się frakcją jest RNF, czyli Koło Nacjonalistycznych Kobiet. Poprzez swoje nowe oblicze, mniejszą agresję i krzyk a częstszy śmiech i pogodne usposobienie, pozyskują nowych zwolenników. Wypełniają z dumą swoje obowiązki Mają poczucie ogromnej misji, a przede wszystkim stabilizują NPD od wewnątrz. Wśród działaczek młodego pokolenia daje się zauważyć duże zaangażowanie w pozyskiwanie młodego narybku. Jedna z nich, 19-latka, o imieniu Cindy, wraz z grupą partyjnych przyjaciół założyła teatr, który miał być alternatywą dla lewackich przedsięwzięć kulturalnych. Można powiedzieć, że niczym streetworkerka czy Świadek Jehowy werbuje ona do organizacji kolejne, młode osoby. Bardzo często udaje się jej przyprowadzić kogoś do prawicowego klubu. Tutaj siedzi się razem i słucha muzyki. Jak mówi Cindy, to nie jest tylko prawicowy rock, lecz także prawicowy hip-hop i prawicowetechno. Coraz poważniejszą rolę na niemieckiej „nazistowskiej” scenie muzycznej odgrywają kobiety.

Jedną z najbardziej znanych „bardów”, jest 40-letnia Annet Müler, na co dzień opiekująca się jako pielęgniarka starszymi osobami. W jej tekstach przewijają się wezwania do odrodzenia niemieckiej potęgi, a także obrony przeciw obcej inwazji. Podczas występów jest ubrana skromnie, przeważnie na sportowo. Nosi długie blond włosy, a w dłoniach ściska gitarę. W jej głosie nie ma agresji, ani krzyków, kojarzonych z nurtem „oj”. Jest więcej poetyckiej refleksji niż rockowego buntu.

Jednakże jedną z najważniejszych misji kobiet, związanych z RNF, jest bezpośrednie i skuteczne docieranie do domów obywateli. Wykorzystują one chyba największą ze słabości współczesnej, zachodniej demokracji, jaką jest wyalienowanie się polityków od społeczeństwa. Pozostawienia przez wybranych, tych, którzy ich wybierali – samym sobie. Niemieccy neonaziści, co brzmi paradoksalnie, realizują w pełni podstawowy kanon demokracji. Są blisko obywateli przed wyborami, w czasie kampanii, a także po wyborach. Jak podkreśla, jedna z czołowych działaczek RNF, w okręgu Saksonia–Anhalt, 28-letnia Judith Rothe, właśnie NPD mówi jeszcze osobiście z obywatelami. Kontaktuje się z nimi w sposób otwarty, czytelny i bezpośredni. Wspomina też, że przed wyborami, od drzwi do drzwi domów, zbierała podpisy poparcia. Jej zaangażowanie sprawiło, iż mieszkańcy miejscowości Sotterhausen nabrali do niej pełnego zaufania. Została wybrana do rady rodziców, w szkole, do której uczęszcza jej syn. Odbyło się to bez najmniejszych problemów. Mimo, że przedstawiciele lokalnej społeczności dobrze znają jej światopogląd.

Rola kobiet, związanych z RNF, decyduje o jeszcze jednej ważnej rzeczy. Mianowicie, to one organizują dla swoich dzieci alternatywną edukację. Już małe dzieci są uświadamiane, że nie należy wierzyć we wszystko, co mówi nauczyciel na szkolnej lekcji. Dotyczy to szczególnie historii. Poruszanych tutaj drażliwych tematów z przeszłości, a także interpretacji takich pojęć jak np. nacjonalizm. Już 7- i 9-letni synowie wspomnianej Judith Rothe mają przykazane, aby w szkole mówili to, czego oczekuje nauczyciel. Przytakiwały mu, chociaż w domu otrzymają zupełnie inny obraz najnowszych dziejów.

Do tego wszystkiego można dołożyć ogromne zainteresowanie działaczek RNF sprawami socjalnymi, chociażby duże zaangażowanie w rozbudowę pomocy dla samotnych matek, wychowujących dzieci. Warto wspomnieć też o organizowaniu walki przeciwko wpływom multi–kultury, czy lansowanemu modelowi zamerykanizowanego stylu życia. Nie trzeba się więc zbyt długo zastanawiać, aby stwierdzić, że kobiety RNF nie tylko umiejętnie korzystają z obfitości programów czy idei demokratycznych, ale również kreują zupełnie nowy model nacjonalisty. Już nie kojarzy się on niemieckiemu obywatelowi jedynie z podpalaniem schronisk azylantów, czy z agresywnymi demonstracjami łysych osiłków. Ma on coraz częściej blond warkocz, czy szminkę na ustach. Staje się kobiecą krainą łagodności, która stara się go otoczyć czułą opieką. Poprzez nowy wymiar działania, zaprasza go we wspólne poszukiwanie tradycyjnego świata wartości, który zniknął, albo zabrali go obcy.

Aktywność polskich kobiet w organizacjach, grawitujących w stronę nacjonalizmu czy faszyzmu, jest znacznie mniejsza. Mimo, że ich medialna obecność jest widoczna, nie wykształciły one takich form zaangażowania jak ich niemieckie koleżanki (np. brak aktywności na polach lokalnych). Bardzo słaba jest ich rola w tzw. brygadach ONR. Jedyną kobietą, w 2007 roku była we władzach tejże partii, 22-letnia Othala. Nie oznacza to wcale, że już wkrótce duch nazistowskiego feminizmu nie ogarnie również polskich nacjonalistek i faszystek.

Source
bezjarzmowie albo jochlos
Comment Show discussion