Kataklizm nawiedził rejon solecznicki, a tymczasem poważni politycy z prezydent Litwy Dalią Grybauskaitė na czele odstawiają marne przedstawienia. Aby było jeszcze bardziej ciekawie, dodajmy do tego, że lato jednak powoli przemija, a mieszkańców Litwy czekają następne „kataklizmy”, które co prawda nie będą sprawką natury, lecz polityków. To pisząc mam na myśli wybory do Sejmu Litwy oraz to, że rosyjski koncern Gazprom pewnikiem nie popuści litewskim dyplomatom wybryków wobec Kremla i każe sobie coraz drożej płacić za gaz.

No, ale to czytelniku są jedynie gdybania, które wcale nie muszą się ziścić. Być może czeka nas tej jesieni światła przyszłość. Oddamy swe głosy na uczciwych polityków, którzy zezwolą na to, aby polski język stał się drugim urzędowym, a suma jaką będziemy musieli wybulić z naszych kieszeni za ogrzewania mieszkań i domostw będzie mniejsza niż w roku ubiegłym. Piękna wizja, no nie? Cóż, dobrze jest sobie pomarzyć, ale tymczasem rzeczywistość jest inna - wystarczy obejrzeć jedną telewizyjną audycję, aby wrócić z powrotem na ziemię... z twardym lądowaniem.

Klikając przyciskami na pilocie telewizyjnym przez przypadek włączyłem państwowy kanał telewizyjny LTV dokładnie w tym momencie, gdy Dalia Grybauskaitė odpowiadała na pytania dziennikarki Rity Miliūtė. Przyznam, że wywiad nieźle mnie rozbawił. Chociaż tak naprawdę był to bardzo poważny wywiad.

Pani prezydent bardzo odważnie odpowiadała dziennikarce na podchwytliwe pytania, zapewne przysłane do Urzędu Prezydenckiego co najmniej przed tygodniem. Padło wiele pytań i wiele odpowiedzi, jednak moją uwagę przykuła następująca wypowiedź: „... cieszę się, że wspólnie z Rządem oraz Sejmem osiągnęliśmy bardzo wiele ku drodze do bezpieczeństwa energetycznego kraju. Zaaprobowano wiele zmian w ustawach dotyczących energetyki oraz budowy terminalu gazu skroplonego”. Niby zwykłe słowa, a jak wiele kryją.

Kryją np. to, że za wszelką cenę dążąc do budowy elektrowni jądrowej Litwa, niczym tania kobieta lekkich obyczajów, czepiała się poły każdego inwestora, byle by go tu sprowadzić. Byle by go zachęcić... No i mamy, elektrownię mają niby budować dla nas Japończycy i Amerykanie za horrendalną sumę pieniędzy. Przy okazji wygląda na to, że „lekkie obyczaje” w doborze inwestorów Litwy przeraziły Łotwę, Estonię i Polskę, kraje które początkowo miały wspólnie z Litwą budować elektrownię. Obecnie powyżej wymienione kraje nic a nic nie robią sobie z wysiłków litewskiej dyplomacji, aby wycisnąć z nich grosz na budowę, a tylko obiecują.

Może się boją nabawić politycznego syfilisu? Hm...

Kolejna perełka z wypowiedzi pani prezydent: „podpisaliśmy umowę z NATO, na mocy, której w Wilnie powstanie ośrodek ds. bezpieczeństwa energetycznego NATO. To, że ośrodek został założony i będzie działał tu w Wilnie jest międzynarodowym uznaniem, tego że w kwestii energetyki Litwa ma wiele do powiedzenia na międzynarodowej arenie”. Cóż, powiedziałbym inaczej - Litwa ma wiele do powiedzenia, tyle że nikt tych wywodów słuchać nie zamierza. Zamykając elektrownię jądrową w Wisagini, rząd Litwy z grubsza powiedział wszystko, co miał do powiedzenia w kwestii energetycznej, tak więc z całym szacunkiem, ale wygląda na to, że obecnie pani prezydent robi dobrą minę do złej gry.

No i, a propos bylebym zapomniał, za utrzymanie ośrodka ds. bezpieczeństwa energetycznego NATO rząd Litwy z kieszeni podatnika będzie musiał wydać ze dwa - trzy miliony litów. Tych pieniędzy może zabraknąć na pomóc bezdomnym, chorym, ale co tam najważniejsza dobra mina do złej gry i jak śpiewał Freddie Mercury: Show must go on...

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (30)