Samo zajście zbliżało się ku końcowi zresztą. Mężczyzna już twardo trzymał kobietę za łokieć. Reguły gatunku pozostają bez zmian. Goniona była domniemaną złodziejką, co ukradła butelkę 1,5 l kwasu chlebowego ze stoiska pobliskiego straganu rolniczego. Goniący — to urzędnik, który owo przestępstwo zauważył i spełniał swój obowiązek obywatelski, czyli „łap złodzieja!”. Mi, chyba dlatego że do akcji dołączyłem jako ostatni, przypadła rola arbitra.

„Mnie czeka w domu wnuk! Mnie czeka w domu wnuk!” – w kółko i w odpowiedzi na wszystkie pytania lamentowała starsza pani. „Dlaczego pani nie zapłaciła? Przecież pani nie zapłaciła?!” – rozpoczął swoje przesłuchanie urzędnik.

Byłem w lekkim szoku. Przede wszystkim od tego, że kobiety w takim wieku są zdolne do takiego rodzaju kradzieży.

Całe zajście trwało dwie, może trzy minuty. Pani coraz mocniej kurczowo ściskała butelkę. Pan coraz bardziej natarczywie próbował butelkę z jej rąk wyrwać. Ja próbowałem obniżyć poziom emocji obojga, zrozumieć o co chodzi i z minimalnymi stratami wycofać się.

Jak to było w „Dwunastu krzesłach” Ilfa i Pietrowa? „Pobiedziła mołodost’”? „Złodziejka” puściła „zdobycz” i szybko wycofała się w kierunku prospektu Giedymina. „Urzędnik” – „Batman” z łupem niedoszłej złodziejki udał się w kierunku stoiska. Ja, z poczuciem dobrze wykonanego arbitrażu, do kolegów, obiadować.

Dopiero wieczorem poczułem bezsens ekonomiczno-społeczny tego, co się zdarzyło. Po pierwsze, cena butelki kwasu – 5 litów. Po drugie, najbardziej obojętną osobą w tej sytuacji był sprzedawca, którego tak i nie miałem okazji obejrzeć. Po trzecie, obaj z „urzędnikiem” byliśmy zadowoleni z wypełnionej misji zamiast spojrzeć na to NORMALNIE.

W tym, częściowo była winna i „złodziejka”, której jedyne zdanie wypowiedziane w przesłuchaniu już przedstawiłem wyżej. Ludzka natura jest taka, że rzadko kradniemy bez powodu. Podobnie jak lew rzadko zabija tak po prostu, dla zabawy.

Powodu tej kradzieży butelki kwasu chlebowego nie znam do dziś. To był mój podstawowy błąd „arbitra”. Jeżeli wam się zdarzy podobnie, pójdźcie i zapłaćcie na straganie za skradziony kwas, a pani niech „idzie do wnuka”.

Bajka siódma. O miłości i samochwalstwie

Tak już na świecie się układa, że jedni mają więcej, drudzy - mniej. W sensie dobrobytu. W Ameryce Północnej – więcej, w Południowej – mniej. W Tel Awiwie – więcej, Palestynie – mniej. W Niemenczynie – więcej, a w Taboryszkach – bieda, że nawet bociany je omijają, obawiając się ostrej konkurencji w poszukiwaniu pokarmu codziennego. Przepraszam, jeżeli kogoś w Taboryszkach obraziłem.

Nie tak dawno polski Urząd Statystyczny po raz kolejny stwierdził, że Polska ekonomicznie dzieli się na „A” i „B” coraz bardziej.

Gospodarka RP rośnie prężnie, około 40 procent od 2000 r. A więc przeciętny Polak powinien by sobie szarmancko uśmiechać się pod wąsem, a przeciętna Polka szukać coraz bardziej wykwintnego stroju karnawałowego. Otóż nie wszędzie i nie wszyscy. Rozpiętość dochodów bowiem wzrosła jeszcze bardziej. I tak na przykład najbogatszy polski region w 2000 roku był bogatszy od najbiedniejszego 25 razy. Teraz już 29. Mierząc to zjawisko w Produkcie Krajowym Brutto, dla przykładu, jego wartość na głowę warszawiaka to 112 tys. złotych, a na mieszkańca Ełku – 19,7 tys. złotych. Gwoli ścisłości, nie jest to zjawisko typowe tylko dla państw Europy Środkowej i Wschodniej. Na topie są Londyn, Bawaria i Hauts-de-Seine. Aczkolwiek nie dlatego, że inne regiony w tych państwach są biedne.

Przyczyn rozpiętości wzrostu gospodarczego w regionach Polski jest kilka i nie tylko dlatego, że człowiek jest bardziej leniwy w Szczecinie niż w Lubinie. Przede wszystkim to geografia. Stolica, a dalej i inne większe miasta, są atrakcyjne rynkowo dla inwestorów. To przyciąga kapitał, który przyciąga ludzi do pracy, którzy zwiększają rozwój danego regionu. I tak w kółko, a raczej spiralę. Gorzej, jeżeli takich większych miast w państwie nie ma. Wtedy rodzą się, tzw. „państwa jednego miasta”. Jak Czechy, Węgry, Słowacja, Bułgaria, Łotwa. A i nasza Litwa po części również. Wilno – to 35-38 procent krajowego PKB.

Po drugie, wiele daje również przemysł i zasoby naturalne w regionie.

I po trzecie, dobre relacje władz lokalnych z władzami centralnymi. To przynosi korzyści dotacyjne w postaci programów rozwoju regionów. Rozwoju nie w sensie budowy nowych oczyszczalni, dróg wiejskich i miejskich, remontu kotłowni itd. To wszystko jest pozytywne, ale na rozwój w regionie wpływa w bardzo nieznacznym stopniu.

Chodzi tu raczej o stworzenie korzystnego „klimatu” dla inwestora. Nie tylko podatkowego, ale i ludzkiego. Tzn. inwestycje władz lokalnych w przedszkola, szkoły, kwalifikacje nauczycieli. Chodzi o to, żeby przyszły inwestor miał gotowe odpowiedzi na pytania „co?” i „jak?”, a władze lokalne – „kto?” i „gdzie?”.

A w naszym Wilnie pada deszcz…

Nie dalej niż w grudniu AD 2012 obecny wiceprzewodniczący Sejmu z ramienia AWPL, Jarosław Narkiewicz: „Jesteśmy specyficzną grupą, ponieważ żadna grupa etniczna mieszkająca w innych państwach, poza kilkoma wyjątkami, nie otrzymała takiego poparcia i zaufania oraz tak solidnie nie sprawuje władzy, jak my, Polacy na Litwie”. Był to komentarz do wypowiedzi w polskiej prasie Vytautasa Landsbergisa, patriarchy litewskich konserwatystów.

Absolutnie nie chodzi mi o nacjonalizm, sukces wyborczy (nie tylko AWPL, ale i ich aliantów w wyborach) albo o to, kto z kim powinien się utożsamiać bądź jaką i kiedy szkołę ukończył.

Chodzi mi o „solidne sprawowanie władzy”.

Wiadomo, władza lokalna – to AWPL, przez blisko lat 20. Gdzie? „Streliaj w Ural, nie oszybioszsia”. Rejony: wileński, trocki, solecznicki. Relacje władz lokalnych tych rejonów z władzami centralnymi dobrymi raczej nie były.

Zawsze myślałem (mam nadzieję, że tak na Litwie zostanie), że sprawowanie władzy to zapewnienie obywatelom podstawowych wolności konstytucyjnych oraz zapewnienie (albo przynajmniej nie przeszkadzanie) wzrostu ich dobrobytu. Pominę dzisiaj tę część dotyczącą wolności obywatelskich.

Opinia pana Narkiewicza jest jego opinią, a fakty są materią konserwatywną. Tak już w życiu jest.

Wymienione samorządy swoimi osiągnięciami ekonomicznymi na stronach internetowych raczej się nie chwalą. Jedynie Urząd Statystyczny, wierny mój pomocnik, powiedział o tym, że w 2011 roku inwestycje bezpośrednie na jednego mieszkańca: w rejonie wileńskim są 2 razy mniejsze niż średnia krajowa, w trockim – 3 razy, a w solecznickim – 112 razy.

Części inwestycji w rejonach wileńskim i trockim nie przypisywałbym jednak aktywnej działalności władz, tylko suburbanizacji produkcyjnej – gdy inwestor chce, by jego zakład był jak można bliżej metropolii, ale nie na terytorium metropolii.

Wszyscy o zdrowym rozsądku rozumieją, że inwestycje to kapitał, który przyciąga ludzi wykształconych, którzy współtworzą rozwój regionu, który przyciąga nowe inwestycje, które dają nowy kapitał, który przyciąga nowych, wykształconych ludzi, którzy współtworzą rozwój regionu... I dopiero wtedy wiceprzewodniczący Sejmu Jarosław Narkiewicz może, a nawet powinien, wstać i ogłosić: „...nikt tak solidnie nie sprawuje władzy, jak my, Polacy na Litwie”.

Zamiast morału przypowiastka tym razem taka.

Gdy zmarł Albert Einstein i trafił do raju, zawołał go do siebie Bóg i powiedział: „Albercie, byłeś bardzo dobrym człowiekiem. W zamian za to mogę spełnić jedno twoje życzenie”. Einstein nie dał się długo prosić: „Panie Boże, pokaż mi wzór stworzenia człowieka”. Za chwilę na tablicy ukazał się blok z cyferek, pierwiastków i innych wężyków. Po 15 minutach naukowiec wykrzyknął: „Boże, tu jest błąd!”. „Ja wiem” – brzmiała spokojna i pewna odpowiedź.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (74)