Tezę o takiej treści postawił tygodnik „The Economist”. Na jej potwierdzenie przytacza kilka argumentów. Polacy, którzy pojawili się w Wielkiej Brytanii wraz ze zniesieniem ograniczeń dotyczących zatrudnienia, pokazali tutejszym mieszkańcom inną etykę pracy, polską kuchnię oraz polskie rozwiązania dotyczące służby zdrowia.

Dziennikarze gazety odwiedzili dwie polskie placówki – w zachodnim Londynie oraz Manchestrze. Przychodnie są niemal kompleksowe. Zatrudniają lekarzy kilku lub kilkunastu specjalności, dzięki czemu możemy odwiedzić lekarza specjalistę bez konieczności wcześniejszej wizyty u lekarza ogólnego. A takie rozwiązania istnieją w ramach NHS. Polakom to nie wystarcza. Wolą bez pośrednika widywać się ze stomatologiem, czy ginekologiem, rozmawiać z lekarzem po polsku, chcą by poświęcił im on więcej czasu, niż w brytyjski GP. Imigranci przyzwyczajeni są też do tego, że bez pośrednictwa lekarza ogólnego umawiają się na wizytę u specjalisty, świadczącego usługi na miejscu, które w Anglii wymagałyby skierowania do ambulatorium – piszą dziennikarze „The Economist”.

Dodatkowym atutem jest fakt, że na stronach internetowych polskich przychodni można znaleźć cennik usług i pacjenci z góry wiedzą ile zapłacą za daną wizytę. W londyńskiej placówce wiąże się to z kosztem na poziomie 70 funtów.

Ośrodki zdrowia starają się zatrzymać pacjentów poprzez dobry standard obsługi oraz inwestycje w nowoczesne sprzęty, zwłaszcza w ultrasonografy, również dlatego, że na Wyspach rodzi się coraz więcej polskich dzieci.

Prywatna opieka medyczna w Wielkiej Brytanii uważana jest za przywilej ludzi bogatych i obejmuje z reguły leczenie szpitalne, a nie podstawowe świadczenia. Polskie przychodnie widzą w tym potencjał rozwoju i chcą przekonać tutejszych mieszkańców do swojej oferty. Już teraz obie z odwiedzonych przez dziennikarzy przychodni mają takich pacjentów. W bazie tej londyńskiej jest 30 tys. osób, w tym 6 tys. Brytyjczyków.

Source
Anglia i Szkocja - POLEMI.co.uk
Comment Show discussion