Trend ten jest ostatnio szczególnie silny na Wyspach Brytyjskich i dotyczy głównie kwestii związanych z rynkiem pracy. Niedawno media opublikowały wystąpienie członka Partii Pracy, ministra w gabinecie cieni Chrisa Bryanta. Który oskarżał dwie firmy o zatrudnianie Polaków. Jego zdaniem zarówno Tesco jak i Next powinny najpierw sięgać po Brytyjczyków, a dopiero potem po inne narodowości. Oba przedsiębiorstwa tłumaczyły swoje działania tym, że nie mogły po prostu znaleźć odpowiedniej liczby kandydatów pochodzenia brytyjskiego.

Debata na temat zatrudniania stała się szczególnie intensywna po tym jak ogłoszono, że płace od 2010 roku zmalały aż o 5.5 proc. To więcej niż w ogarniętej ogromnym kryzysem Hiszpanii.

Również członkowie rządzącej Partii Konserwatywnej pozwalają sobie na coraz śmielsze uwagi pod adresem Polaków i reszty imigrantów. Minister Matthew Hancock powiedział, że obowiązkiem brytyjskich pracodawców jest zatrudnianie swoich rodaków, a poseł Barry Sheerman na swoim profilu w portalu Twitter wyraził oburzenie po tym, jak obsługująca go imigrantka sprzedała mu niesmaczną kanapkę i kawę. Gdy na uwagi internatów sugerujące, że przecież nie miał pewności, że obsługuje go Polka odpisał tylko: Reprezentuję dobrych ludzi z Huddersfield, nie z Gdańska.

Jeśli chodzi o Holandię, to 9 września odbędzie się spotkanie organizowane przez tamtejszego ministra pracy i polityki społecznej Lodewijka Asschera. Jest on przeciwnikiem imigrantów, głównie Polaków i chce ograniczyć ich przyjazd do Holandii. W tym kraju kolejne ugrupowania polityczne prześcigają się w propozycjach, które miałaby utrudnić przyjezdnym życie, np. partia na rzecz Wolności (PVV) Geerta Wildersa zaapelowała o zakazanie Polakom osiedlania się w Hadze.

Według oficjalnych danych Polacy, to pierwsza co do wielkości grupa imigrantów w Holandii. Liczą 28 proc. wszystkich obywateli unijnych, którzy tam pracują. Drugie miejsce zajmują Niemcy - 23 proc. Jednak oni nie stanowią dla nikogo problemu.

Jedną z przyczyn ataku na Polaków jest rosnące bezrobocie, które sięga tam już 7 proc. To najwyższy od 1995 roku poziom.

Zarówno brytyjscy, jak i holenderscy politycy zmierzają do tego, by ograniczyć jedną z czterech podstawowych swobód, jakie obowiązują w Unii Europejskiej, czyli swobodę przepływu osób. Gwarantuje ona możliwość podjęcia pracy w innym kraju członkowskim bez konieczności ubiegania się o pozwolenie, przebywania tam nawet, gdy przestaniemy pracować, a także traktowanie na równi z rdzennymi obywatelami.

Najprawdopodobniej wraz z niemiecką kanclerz Angelą Merkel utworzą także front walki z Brukselą na rzecz odzyskania części uprawnień, gdyż chcą, by imigranci w ich krajach stracili dostęp do świadczeń socjalnych. Brytyjscy ministrowie pracy i emerytur Iain Duncan Smith oraz Mark Hoban odwiedzili w ostatnim czasie Niemcy, by omówić z członkami tamtejszego rządu strategię działań, a Theresa May odbyła szereg rozmów w Brukseli. Brytyjski rząd został nawet niedawno pozwany przez Komisję Europejską przed Trybunał Sprawiedliwości za utrudnianie imigrantom otrzymanie zasiłków.

Tymczasem nowy ambasador Stanów Zjednoczonych w Londynie, że jego kraj nalega, by Wielka Brytania nie rozluźniała relacji z unią. Mój kraj i Wielka Brytania to najlepsi przyjaciele. Chcemy abyście mieli silny głos, w silnej Unii – powiedział Matthew Barzun.

Source
Anglia i Szkocja - POLEMI.co.uk
Comment Show discussion (13)