Tolerancja wobec ludzi z nietradycyjną orientacją seksualną, która niekiedy przebiera absurdalne formy, od dawna stała się wizytówką Europy. Jednak podczas gdy mieszkańcy krajów niewzruszonej Skandynawii spokojnie podchodzą zarówno do małżeństw homoseksualnych, jak i adopcji dzieci przez takie pary, to francuscy obywatele stwierdzili, że ich rząd przekroczył pewną granicę. Jak podkreślił szef Centrum Analiz Polityki Międzynarodowej Instytutu Globalizacji i Ruchów Społecznych Michaił Niejżmakow, próba zalegalizowania stosunków homoseksualnych we Francji może być swojego rodzaju odgłosem procesów budowy nowej Europy:

"Współczesna Europa pod wieloma względami kształtowała się jako odpowiedź na okropieństwa II wojny światowej i dążenie do tego, żeby już nigdy więcej nie wrócić do tej epoki. Innymi słowy, w myśl zasady przeciwieństwa. Budując nową Europę, politycy i działacze społeczni nie chcieli mieć żadnych skojarzeń z okresem nazistowskich Niemiec. W tym przypadku możliwe również jest dążenie do odcięcia się od prześladowania wszelkich mniejszości, w tym seksualnych".

Jednak obecnie, kiedy w Europie panuje nadrzędność prawa i gorący szacunek do praw człowieka, raczej nie sposób mówić o zakazie lub ograniczeniu stosunków homoseksualnych, w tym rodzinnych – uważa prezes Narodowego Instytutu Seksuologii, Lew Szczegłow. Jednocześnie ekspert jest przekonany, że adopcja dzieci przez takie pary może w przyszłości stworzyć wiele problemów:

"Kwestia dzieci jest o wiele bardziej skomplikowana, wieloczynnikowa i głęboka. Jestem przekonany, że we współczesnym świecie ludzie ci będą mieli dodatkowe obciążenie psychiczne. Gdyby świat historycznie był tolerancyjny, gdyby dookoła byli wyłącznie dobrzy ludzie, wszystko byłoby piękne. Ponieważ świat nie jest idealny, a nastolatkowie niekiedy są o wiele bardziej agresywni niż dorośli, to można sobie wyobrazić, w jakiej sytuacji znajdzie się nastolatek, mający dwóch ojców lub dwie mamy. Niewątpliwie stworzy to bardzo poważne problemy dla jego psychiki i jego przetrwania w świecie rówieśników".

Jeśli popatrzymy na ten problem z innej strony, nie jest tajemnicą, że obecnie w Europie ochrona praw mniejszość często staje się narzędziem gry politycznej. Prawdopodobnie zamiary rządu Hollande’a są niczym innym, jak tylko odciągającym uwagę manewrem – zakłada francuski dziennikarz, przewodniczący Rady Koordynacyjnej Rosyjskich Rodaków we Francji, Dmitrij de Koszko:

"Kwestiami społecznymi można przyćmić kwestie gospodarcze, w tym, relacje z Unią Europejską oraz reformy społeczne we Francji. Przesuwając pole walki politycznej na tematy społeczne i moralne, można o wiele bardziej swobodnie działać w sferze politycznej i gospodarczej, ponieważ uwaga będzie zwrócona na coś innego".

Niewątpliwie fala protestów wywołana zamiarami Hollande’a może kosztować francuskiego prezydenta kilka punktów politycznych. Jednak najprawdopodobniej nie musie się on niczego bać. Jak założył Michaił Niejżmakow, obecna koalicja będzie oceniana bardziej pod kątem konsekwencji społeczno-gospodarczych ichprzebywania u władzy, a także kwestii emigracji i przestępczości, które były czułymi punktami poprzednich rządów we Francji.