Jak oświadczył specjalny przedstawiciel prezydenta Federacji Rosyjskiej do współpracy z krajami Afryki Michaił Margiełow w wywiadzie dla kanału telewizyjnego „Russia Today”, w Mali krzyżują się interesy gospodarcze wielu krajów: są tam ekonomiczne interesy Francji i kolosalne rosyjskie interesy gospodarcze. Rosja aktywnie będzie brać udział w omawianiu kwestii Mali w Radzie Bezpieczeństwa ONZ i będzie popierać operacje pod egidą ONZ i Unii Afrykańskiej.

Szczególnie ostry charakter zyskują dyskusje w głównej „lokomotywie” jednolitej Europy – w Niemczech. Pod nagłówkiem „Czy Niemcy nie wplątują się w nową wojnę?” niemiecka „Neues Deutschland” zauważa: „ze zdumiewającym pośpiechem rząd federalny oświadczył o poparciu dla działań wojsk francuskich. Operacją „Serval” Paryż nie tylko zmusił Unię Europejską do skorygowania swoich planów, nie tylko pobudził wojskową ingerencję w konflikt, ale jeszcze nie zostawił żadnego wyboru niemieckiemu sojusznikowi”.

Wybór dla Berlina był naprawdę trudny. W wywiadzie dla kanału telewizyjnego NDR kanclerz Niemiec Angela Merkel oświadczyła o gotowości Niemiec do wspierania francuskiej operacji wojskowej w Mali. O udziale niemieckich żołnierzy w działaniach bojowych, według niej, nie ma mowy. Chodzi o pomoc humanitarną albo pomoc w zakresie transportu albo obsługi medycznej.

Czy uda się Berlinowi albo komuś jeszcze w Europie zostać „po drugiej stronie” wybuchającej w Afryce nowej wojny? Powstała w Mali sytuacja kryzysowa bezpośrednio zagraża całej Unii Europejskiej, oświadczyła w Parlamencie Europejskim szefowa dyplomacji europejskiej Catherine Ashton. O różnych formach wsparcia oświadczają jedno za drugim państwa członkowskie NATO. Choć nadzieja na „Blitzkrieg” zaczyna słabnąć. Media cytują wypowiedź szefa MSZ Belgii Didiera Reyndersa o groźbie utknięcia w Mali na dziesięć lat, jak w Hindukuszu.

Jest jeszcze jeden czynnik. Agencja „France Presse” zacytowała takie słowa anonimowego przedstawiciela Pałacu Elizejskiego: „Oczekiwaliśmy, że zobaczymy bandę chłopaków na ciężarówkach z pistoletami, a w praktyce bojówkarze okazali się być dobrze uzbrojonymi i wyszkolonymi”. W rozmowie z „Głosem Rosji” współprzewodniczący niemieckiej Fundacji Analiz Problemów Afganistanu („Afghanistan Analysts Network”) Thomas Ruttig podając analogię sytuacji w Mali i w Afganistanie powiedział tak:

Oczywiście w Afganistanie można było być zdumionym jak wysoki jest wojskowy potencjał Talibów. Ale niedocenienie podobnego przeciwnika teraz, po afgańskim doświadczeniu – a przecież Francja także ma tam swój kontyngent – samo w sobie jest zdumiewające.

Ostrożny w ocenach jest redaktor gazety „Niezależny Przegląd Wojskowy” Wiktor Litowkin.

Tak po prostu obalić islamistów się nie uda. Tam trzeba wprowadzić poważne kontyngenty i naprawdę walczyć. Czy Francja jest zdolna poradzić sobie z tym zadaniem bez pomocy NATO i innych państw europejskich, nie wiadomo. Oświadczenia przed rozpoczęciem bitwy to jedno, ale kiedy zaczyna się wojna, to zaczyna działać inna logika.

Pewien niemiecki polityk, członek komisji obrony Bundestagu Hans-Peter Bartels wzywa, by nie iść po jednej linii, a działać bardziej niezależnie.

Pojawia się u mnie rozczarowanie, kiedy tylko słyszymy, że to rozwiąże Unia Europejska. Niemcy są największym krajem w Unii Europejskiej, występujemy za wspólną polityką europejską w sferze bezpieczeństwa i obrony. Ale wtedy musimy odgrywać nie wycofaną, lecz twórczą rolę. Oczywiście, musimy dokładnie wiedzieć, czego chcemy w Mali.

Jest już oczywiste: na uboczu konfliktu w Mali nie zostanie ani jedno państwo europejskie i to rozumieją wszyscy. Włochy gotowe są okazać niemilitarną pomoc materiałowo-logistyczną dla operacji mających na celu eliminowania terrorystów, oświadczył dzisiaj minister spraw zagranicznych Włoch Giulio Terzi di Sant’Agata. Z boku nie pozostał także szef polskiego resortu spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Najbliższe spotkanie na najwyższym szczeblu w ramach Unii Europejskiej, zbierające się w celu wypracowania rekomendacji dla rozwiązania kryzysu w Mali, stanie się jeszcze jedną poważną próbą na historyczną odpowiedzialność europejskich państw.