„Te, które odważą się przyznać, są upokarzane przez policję i lekarzy, a państwo nie zapewnia im ochrony” - alarmuje w najnowszym raporcie Human Rights Watch.
„Molestowanie dzieci to powszechne zjawisko w domach, szkołach i placówkach opiekuńczych“ - można przeczytać w raporcie. Autorzy przekonują, że rozmawiali z ponad setką urzędników, lekarzy, policjantów i prawników, z ofiarami i ich krewnymi, przestudiowali setki stron dokumentów sądowych.
Większość ofiar zna sprawcę, w ponad 30 proc. przypadków jest nim wuj albo sąsiad. Każdego roku w Indiach gwałconych jest co najmniej 7,2 tys. dzieci, wśród nich niemowlęta. Jednak obrońcy praw dziecka przekonują, że to czubek góry lodowej, bo zdecydowana większość historii nigdy nie wychodzi na jaw.
Z raportu wynika, że tylko jedna czwarta wykorzystywanych dzieci mówi o tym, co je spotkało, na policję trafia zaledwie 3 proc. W konserwatywnym społeczeństwie, gdzie seks jest tematem tabu, dzieci i ich rodziny wolą milczeć, by uniknąć stygmatyzacji. Dotyczy to zwłaszcza dziewczynek, dla których ujawnienie molestowania może oznaczać pogrzebanie szans na małżeństwo.
W maju 2012 r. indyjski parlament przyjął akt o ochronie dzieci przed przestępstwami seksualnymi, które po raz pierwszy w historii kraju jasno stwierdza, że każda forma wykorzystywania ich jest przestępstwem.
Uchwalenie nowego prawa to efekt kampanii zapoczątkowanej w 1990 r. To wtedy 14-letnia Ruchika Girhotra była brutalnie napastowana przez policjanta. Chociaż miała świadka, policjant nie został oskarżony, z czasem awansował, a wreszcie spokojnie przeszedł na emeryturę. Tymczasem trzy lata później dziewczynka popełniła samobójstwo, a jej rodzina stała się pośmiewiskiem.
Kiedy w wyniku kampanii obrońców praw dziecka po 19 latach sprawca został skazany na zaledwie pół roku więzienia, w kraju wybuchły protesty, które ostatecznie doprowadziły do uchwalenia nowego prawa.