„Pokładamy duże nadzieje na obecną większość sejmową, zwłaszcza na największą frakcję, bo kto jeśli nie lewica powinna walczyć z przejawami dyskryminacji. Konserwatyści oczywiście mogli lansować politykę prorodzinną, ale już przeszło pół roku i nic nowego nie słyszymy od nowej większości” - oświadczył dyrektor Instytutu Dainius Pūras, który starował w wyborach z listy Ruchu Liberałów (Liberalų sąjūdis).
Instytut w swym raporcie napisał, że sytuacja z prawami człowieka na Litwie ciągle się pogarsza. Ich zdaniem tak dzieje się, bo nie ma zewnętrznej presji, takiej jaka była, kiedy Litwa aspirowała do Unii.
„Zostaliśmy członkami wszystkich organizacji. Kiedy starliśmy się o członkostwo, to odczuwaliśmy pewną presję. Musieliśmy odrobić pracę domową. Teraz nie musimy tego robić. Więc pojawiło się takie wyluzowanie i zbyt dobre mniemanie o sobie” - podkreślił Henryk Mickiewicz, założyciel Instytutu.
„W każdej partii można zauważyć pewną walkę wewnętrzną. Są zdrowe siły i są siły, które orientują się na hałaśliwe grupki, które ciągle nas straszą strasznym doświadczenie liberalnej Europy. Co najciekawsze politycy boją się ich (…) i stają się zakładnikami tych ugrupowań. Może wydawać się nawet, że te grupy mają prawo weta” - oznajmił Dainius Pūras.
Mickiewicz podkreślił, że na Litwie często są naruszane prawa człowieka do ochrony danych osobowych, prywatności. Praktycznie obywatele nie mają środków prawnych, aby zainicjować referendum. Bardzo często obywatele są zatrzymywani i przetrzymywanie przez organy praworządności bez potrzeby.
Instytut Monitoringu Praw Człowieka przyszykował raport o przestrzeganiu praw człowieka po raz siódmy. Przedstawiciele Instytutu mają nadzieję, że to był ich ostatni raport. W przyszłości natomiast tę funkcję przejmie państwo.
