„Nie pytaj, co twój kraj może zrobić dla ciebie, zapytaj, co ty możesz zrobić dla swojego kraju” (ang. Ask not what your country can do for you, ask what you can do for your country) - powiedział John Fitzgerald Kennedy, 35 prezydent USA. Te słowa, choć już dobrze oklepane, jak najbardziej pasują do wczorajszej dyskusji na temat aktywności społecznej, kontroli obywatelskiej oraz społeczeństwa obywatelskiego na Litwie.

Dyskusja odbyła się w Domu Kultury w Nowej Wilejce na zaproszenie nauczycielki języka rosyjskiego i działaczki społecznej Haliny Borawskiej. Gościem klubu był były doradca prezydenta Valdasa Adamkusa i założyciel Instytutu Społeczeństwa Obywatelskiego Darius Kuolys.

„Spróbujemy zastanowić się, czy organizacje pozarządowe prowadzą realną kontrolę działań władzy, w tym lokalnej i czy pozbawione kontroli społecznej władze mogą rzetelnie reprezentować interesy społeczności. Podyskutujmy o najważniejszych wyzwaniach stojących przed społeczeństwem obywatelskim, poziomie zaangażowania i uczestniczenia w nim mniejszości narodowych, zwłaszcza litewskich Polaków“ - dyskusję rozpoczął prezes Polskiego Klubu dyskusyjnego Artur Zapolski.

Bo się boją

Gość klubu Darius Kuolys na wstępie zaznaczał, że społeczeństwo litewskie (w tym mniejszości narodowe) boi się ryzykować. Chętnie bierze udział w akcjach dobroczynnych i im podobnych, jednak unika przedsięwzięć kontrowersyjnych.

„Według wykonanych przez nas badań, 58 proc. respondentów sądzi, że człowiek aktywny społecznie jest bardziej narażony na utratę pracy, 57 proc. jest pewna, że taka osoba będzie poniżana, oczerniana, a prawie połowa respondentów nie odrzuca możliwości fizycznej przemocy” - powiedział na wstępie Kuolys i dodał, że najbardziej aktywną grupą aktywistów społecznych są nauczyciele na prowincji, gdyż są oni swoistymi liderami na wsi.

Według metodyki badawczej, aktywność społeczna na Litwie uzbierała 36 punktów na 100. Najbardziej aktywnymi są uczniowie szkół, którzy osiągnęli poziom 52 punktów, jednak liczba od razu spada po ukończeniu szkoły. Prawdopodobnie na spadek składają się problemy rodzinne, studia, praca, młodzież zamyka się w sobie i swoich problemach.

Od 2007 indeks aktywności przestał rosnąć. W roku 2013 był zauważalny niewielki wzrost – 36 pkt, ale w 2014 odnotowano spadek – 34 pkt. Zdaniem prelegenta wszystkiemu winna jest imigracja, brak zaufania wobec instytucji państwowych, które nie tylko w tym nie pomagają, ale wręcz uniemożliwiają efektywną działalność społeczną.

Władza nie chce słuchać

"Zgodnie z ustawą, którą niedawno podpisała prezydent Dalia Grybauskaitė, organizacje pozarządowe na Litwie nie mają wpływu na politykę, politykę tworzą politycy. Widzę w tym zagrożenie dla społeczeństwa obywatelskiego” – mówił Kuolys.

Halina Borawska ubolewała, że na prostego człowieka nie zwraca się praktycznie żadnej uwagi.

„Rok temu do Nowej Wilejki przyjeżdżała prezydent Dalia Grybauskaitė, która nawet nie wiedziała, że nasza dzielnica należy do Wilna. My w Centrum Kultury żyjemy bez polityki. Organizujemy koncerty, obozy dla dzieci. Zbieramy wszystkich: Polaków, Rosjan, Białorusinów, Litwinów, biednych i bogatych. Robimy wszystko własnymi rękoma, praktycznie nie mamy finansowania. W dzielnicy nie mamy kina, normalnego stadionu, nawet porządnej kawiarni. Mrągowo, miasteczko z 22 tys. mieszkańców przyciąga milionowe dofinansowania z funduszy europejskich, a większa względem liczby mieszkańców Nowa Wilejka ma tylko jakieś 50 tys. euro. Co należy zrobić, że europejskie pieniądze do nas dotarły” - pytała Borawska.

W odpowiedzi Kuolys, który jest radnym Samorządu m. Wilna poinformował, iż samorząd pracuje obecnie nad utworzeniem specjalnych funduszy, do których mogłyby się zwracać organizacje pozarządowe.

„Wcześniej władze Wilna nie były poddawane kontroli obywatelskiej. Miliony były puszczane na wiatr. Fundusze powinny być przejrzyste, każdy powinien mieć wgląd do budżetu i widzieć na co idzie każdy cent. Próbujemy ten system zmienić. Miasto, które myśli o swojej przyszłości, powinno wydzielać pieniądze na kulturę i działalność społeczną” - odparł Kuolys.

Bloger Aleksander Radczenko stwierdził, że od dłuższego czasu władze po prostu nie chcą się wsłuchać w opinię społeczną i jako przykład przytoczył ostatnią buldożerową reorganizację szkół w Wilnie.

„Takie ustosunkowanie się do społeczeństwa prowadzi do rozczarowania władzami, z którego i wynika zanik aktywności społecznej” - stwierdził Radczenko.

Kuolys bronił się, że system oświaty był przestarzały i nieracjonalny, dlatego obecna władza była zmuszona do przyjmowania niepopularnych decyzji.

„Paradoksalnie, ale w Wilnie są i najlepsze, i najgorsze na Litwie szkoły. Zgadzam się, że musieliśmy negocjować ze społecznością polską. Problem tkwi w tym, że szkoły obecnie konkurują między sobą, a powinny współpracować, kolaborować. Oświata powinna być podstawą w tworzeniu społeczeństwa obywatelskiego” - odpowiedział Kuolys.

Wszystko i od razu

W dyskusji udział wziął Dominik Cezary Wojciechowski z Mrągowa, student stosunków międzynarodowych, a ostatnio wolontariusz na szkoleniach dziennikarskich w ramach Festiwalu Kultury Kresowej w Mrągowie.

„Teraźniejsza młodzież chce wszystkiego i od razu. Po ukończeniu uniwersytetu od razu żąda dobrej pracy, wysokiego wynagrodzenia. Sądzę, że powinno być odwrotnie. Poprzez wolontariat i działalność społeczną można nabyć wiele doświadczenia, którego potrzebują pracodawcy. Najpierw trzeba się wykazać i tylko potem żądać na co się zasługuje” - stwierdził Wojciechowski.

Brak miłości do wszystkiego, kroczenie przez życie pod hasłem „nic za darmo”, „chcę wszystkiego i od razu”. Taki posmak pozostawiła u mnie wczorajsza dyskusja w PKD. Nie twierdzę, że tak żyje 100 proc. naszej „tauty”, ale większość na pewno. Kolejny raz Kennedy ma rację.


Source
Topics
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (57)