„Wszędzie w przestrzeni publicznej, mam na myśli wszelkie umowy, ankiety i inne formularze, których staje się coraz więcej, Polak na Litwie powinien się jednak posługiwać oficjalną formą nazwiska. I tak powoli się całkowicie utożsamia z jej graficzną postacią litewską, że bezwiednie zaczyna jej używać nawet tam, gdzie „nie ma musu” - wytłumaczyła PL DELFI Irena Masojć, kierownik Katedry Filologii Polskiej i Dydaktyki Litewskiego Uniwersytetu Edukologicznego. Czy zniekształcanie nazwiska na własne życzenie jest przejawem asymilacji, a może nie ma większego wpływu na tożsamość człowieka?

Rozrywka i tyle

Dlaczego w przestrzeni internetowej Polacy posługują się zniekształconymi nazwiskami i imionami? Argumenty są różne. Robią to albo z przyczyn praktycznych (np. aby koledzy-Litwini mogli ich znaleźć na Facebooku), albo to nie ma dla nich większego znaczenia. „FB nie jest dla mnie jakąś poważną stroną internetową bym zastanawiał się w jakim języku mam tam pisać. Rozrywka i tyle, nieistotne w jakim języku mam tam podane imię, nazwisko” - wytłumaczył PL DELFI nauczyciel z polskiej szkoły na Litwie, który pragnął zachować swoją anonimowość.

„Podaję na swym profilu na FB swoje dane nie w taki sposób, jak jest napisane w dokumencie tożsamości - Dariuš Levicki. Na Facebooku widnieje natomiast Darius Levicki. Używam polskiej czcionki, czyż nie prawda? Nikt mi nie udowodni, że literki ,,d, a, r, i, u, s, l, e, i, c, k" nie są napisane po polsku. A że użyłem jednej litewskiej litery ,,v" ?... Przecież jestem obywatelem Litwy, więc coś powinno na to wskazywać” – tłumaczy nam z kolei Dariusz Lewicki, student ochrony zabytków i dziedzictwa kulturowego.

„Obecnie używam na FB imienia takiego jakie jest w paszporcie - ponieważ wszyscy mnie pod nim znają. Przyjaciele-Polacy znajdą mnie, bo wiedzą, jak się pisze nazwisko po litewsku, ale przyjaciele-Litwini nie umieją mnie znaleźć pisząc polskimi literami” - powiedział z kolei Tadeusz Bejnarowicz, student Uniwersytetu w Białymstoku.

Z przyczyn praktycznych posługuje się „oficjalnym” zapisem swojego imienia grafik z Ejszyszek Tomasz Jundo, obecnie mieszkający zagranicą. „Jako osoba na stale mieszkająca poza granicami Polski/Litwy (whatever) i na co dzień przybywający w otoczeniu łotewsko/angielsko/rosyjskojęzycznym przyzwyczaiłem się do używania różnych form swego imienia, począwszy od Tomek, Tomasz do Tomas i Tom. Toleruję te wszystkie formy, a nawet używam ich docelowo, aby podkreślić swoje pochodzenie lub też nie, zależy od sytuacji - czy narodowość ma znaczenie, czy ta informacja zawarta w twoim imieniu i nazwisku jest zbyteczna w tym wypadku” - wytłumaczył Jundo.

W ostatnich latach komunikacja za pośrednictwem internetu w bardzo kardynalny sposób zmieniła oblicze języka. Nie dotyczy to tylko języka polskiego czy litewskiego, ale swym zasięgiem obejmuje cały świat. Bardzo często w SMS-ach czy mailach nie używa się znaków diakrytycznych, a słowa są zapisywane fonetycznie. „Niewątpliwie pomijanie znaków diakrytycznych w nowych środkach komunikowania się – SMS-ach, na Facebooku czy nawet w korespondencji mailowej wpływa bardzo negatywnie na kulturę języka pisanego. Zaciera się też granica między językiem mówionym a pisanym. Żyjemy w dobie wielkiej rewolucji stylistycznej języka” - sądzi Irena Masojć.


W rodzinach mówi się polszczyzną regionalną

W ostatnich latach pojawiły się głosy, że poziom znajomości języka polskiego wśród młodzieży polskiej na Litwie mocno się obniżył. Przed kilkoma tygodniami dziekan filii wileńskiej Uniwersytetu w Białymstoku Jarosław Wołkonowski powiedział w jednym z wywiadów, że studenci filii mają problemy z językiem polskim. W rozmowie z PL DELFI Wołkonowski potwierdził ten fakt. „Do nas przychodzą absolwenci szkół polskich, którzy znają słabo lub bardzo słabo język polski. Problemy zaczynają się, kiedy mają napisać prace licencjackie. Wtedy mają problemy z poprawnym sformułowaniem swoich myśli po polsku. Wykładowcy z Wilna mogą to jeszcze zrozumieć, chociaż widzą błąd. Natomiast wykładowcy z Białegostoku nie rozumieją, ponieważ takich słów nie używają” - powiedział Wołkonowksi. Obecnie władze uczelni chcą z następnego roku wprowadzić repetytorium z języka polskiego.


Z taką opinią nie do końca zgadza się Irena Masojć. Jej zdaniem poziom nauczania to sformułowanie zbyt wieloznaczne i różne osoby mogą wiązać z tym pojęciem różne treści. „Barometrem tych zmian może być Olimpiada Języka Polskiego, podczas której uczniowie coraz lepiej sobie radzą w wypowiedziach ustnych i dyskusji, a mniej zadowalająco wypadają w pracach pisemnych, gdzie obowiązuje znacznie większa dyscyplina w strukturze, gramatyce, interpunkcji. Jeżeli chodzi o ostatnie wypowiedzi prof. Wołkonowskiego, to ma on zapewne na myśli kulturę pisania, i to kulturę pisania w stylu naukowym, na którego nauczanie w szkole na lekcjach polskiego po prostu nie ma miejsca” - sądzi kierownik Katedry Filologii Polskiej. Jarosław Wołkonowski jest jednak przekonany, że problem tkwi właśnie w poziomie szkół, bo z terminologią naukową jego studenci nie mają większych problemów.


Duży wpływ na to jakim językiem posługujemy się ma nasze otoczenie. „Jak każda mniejszość mieszkamy w otoczeniu obcojęzycznym, w sferze publicznej wyraźnie dominuje język litewski. W szkole polskiej również duży nacisk kładzie się na jego perfekcyjne opanowanie, bo jest to przedmiot, z którego składa się obowiązkowy egzamin maturalny, a jego ocena decyduje w dużym stopniu o dostaniu się na studia bezpłatne” - zauważa Masojć. Z tym zgadza się również dziekan filii UwB w Wilnie.

„W tym kontekście język ojczysty – mimo publicznych haseł i zapewnień – siłą rzeczy schodzi na drugi plan, a brzemię odpowiedzialności za jego poziom spada na polonistów. Drugim filarem mogłaby być rodzina, ale… w rodzinach polskich nie mówi się polszczyzną ogólną, tylko jej odmianą regionalną ze sporą dawką rusycyzmów i lituanizmów. Chciałoby się oburzać, moralizować, odwoływać do patriotyzmu, trzeba jednak ten fakt rzeczywistości społecznej przyjąć z pokorą. Podobny problem mają wszystkie wspólnoty mniejszościowe: zarówno ukształtowane historycznie, jak też powstałe wskutek emigracji” - dodaje Irena Masojć.

Napisy na nagrobkach

Wbrew temu co teraz często się mówi w czasach radzieckich również polskie imiona i nazwiska były zmieniane, przede wszystkim rusyfikowane. Ci, których rodzice nie chcieli wykłócać się z urzędnikiem, byli zapisywani zamiast „Maciejewski” - „Macejevskij”, a zamiast „Józef” czy „Michał” - „Josif” lub „Michail”. Jednak zasadą było, że kiedy człowiek odchodził do „lepszego świata” na jego grobie pisano imię i nazwisko zgodnie z polską gramatyką. Przynajmniej używano tylko liter istniejących w polskim alfabecie, bo pewne językowe błędy wkradały się również i w te napisy.

W ciągu ostatnich 20 lat można zauważyć tendencję, że polskie nazwiska na nagrobkach w nekropoliach w Rudominie czy Mejszagole i innych miejscowościach Wileńszczyzny są coraz częściej zapisywane fonetycznie, czyli tak jak w oficjalnych dokumentach. Dlatego można spotkać takie nazwiska jak „Bogdevič“, „Stefanovič“ czy „Gulbinovič“. Warto podkreślić, że nie chodzi tu o nazwiska zlituanizowane, czyli z końcówkami „-as”, „-ienė“ czy „-ytė“.

Jednak Irena Masojć takich tendencji nie zauważa. Jej zdaniem, jeśli w napisy na cmentarzach wkrada się błąd, to są to jednak wypadki sporadyczne. „ Napisy na pomnikach to wynik wspólnej decyzji rodziny i kamieniarza. Jeżeli kamieniarz zrobi błąd, nie da się go tak łatwo skorygować jak na kartce papieru. Wydaje się, że takich błędnych zapisów było znacznie więcej w latach 70-80., gdy zarówno poziom wykształcenia w rodzinach polskich, jak i kultura nielicznych kamieniarzy pozostawiały wiele do życzenia. Obecnie napisy stają się coraz bardziej poprawne, coraz częściej na pomnikach rodzinnych pojawiają się formy męskoosobowe, typu Sławińscy, Wąsowiczowie. Sadzę więc, że poszczególne przypadki, które nas rażą i rzucają się w oczy, należą do wyjątków” - sądzi Irena Masojć.

„Osobiście z czymś takim nie spotkałem się, ale rozumiem skąd to się bierze. Być może to są osoby z rodzin mieszanych lub to są ludzie mniej wykształceni. Być może kamieniarz tak zdecydował. Z pewnością ma na to wpływ również decyzja naszych władz, która zabrania oryginalnej pisowni. Sadzę, że sytuacja już dojrzewa, aby to się zmieniło” - zaznaczył Wołkonowski.

Asymilacja, integracja czy akulturacja?

Chociaż używanie zniekształconego imienia lub nazwiska także w życiu prywatnym zdarza się coraz częściej, trudno tę tendencję jednoznacznie zaliczyć do procesów asymilacyjnych. Litewskich znaków diakrytycznych używają ludzie, którzy w pełni utożsamiają się z polskością, działają w polskich organizacjach lub głosują na AWPL. Zresztą jeśli przejrzymy się liście wyborczej AWPL to spora część kandydatów nadal ma zrusyfikowane nazwiska.

„Jest jeszcze jedno określenie – akulturacja, czyli przystosowanie się do kultury otaczającej większości, co jest konieczne dla pełnowartościowego funkcjonowania w tym środowisku. Odpowiadając na to pytanie, chciałabym uniknąć słowa „patrioci”, bo we współczesnym kontekście zaczyna ono być nacechowane ujemnie, a mówić – choć może trochę na wyrost - o polskiej elicie społecznej. W tym przypadku wszelka lituanizacja gramatyczna i graficzna nazwisk raczej jest niedopuszczalna. Ostatnie wydarzenia pokazują, że również bez końcówki –us można zostać ministrem lub wiceministrem, a na uznanie zasłużyć kompetencją zawodową, a nie formą nazwiska. Jeżeli ktoś chce reprezentować inteligencję polską na Litwie, to powinien dawać pozytywne wzory, również (a może przede wszystkim) językowe. Zwłaszcza rażący jest zapis polskiego nazwiska litewską czcionką w polskim tekście” - wytłumaczyła Irena Masojć.

Jarosław Wołkonowski sądzi, że w przestrzeni wirtualnej nie zawsze da się używać polskich liter, jak na przykład w adresach mailowych. Jednak tam, gdzie to jest możliwe, trzeba strać się nie zniekształcać swego nazwiska, bo nazwisko to nie tylko własność osoby, ale również więź z przeszłymi pokoleniami. „Kiedy się z tego rezygnuje to w mojej opinii dochodzi do zachwiania tożsamości. Bo pojawia się ktoś, kto nie identyfikuje się z poprzednimi pokoleniami” - podkreślił dziekan filii UwB w Wilnie.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (122)