W krótkim cyklu artykułów zaprezentujemy państwu kilka urywków z 98 artykułów, z których składa się książka.
Od miłości do nienawiści
Gdy Wilno było stolicą Litewskiej SSR, w śródmiejskim parku o nazwie Cielętnik stał pomnik Aleksandra Puszkina. Po rozpadzie Związku Sowieckiego, władający od tej pory niepodzielnie Wilnem Litwini, nie bacząc na rodzinne związki Puszkinów z grodem Gedymina, pomnik zdemontowali. Wraz z popiersiem poety z wileńskich ulic, placów i wszelkich innych miejsc publicznych zniknął doszczętnie jego ojczysty język. Dzisiaj, pomimo, że Rosjanie stanowią jedną piątą ogółu mieszkańców miasta, jedynie oko wytrawnego poszukiwacza pamiątek historycznych dostrzeże gdzieniegdzie jakiś zapomniany rosyjskojęzyczny napis. Zewnętrzna fasada wielonarodowego Wilna jest całkowicie i wyłącznie litewska.
Pierwsza gruntowna derusyfikacja Wilna i Wileńszczyzny nastąpiła około 500 lat temu. Wcześniej, w XIII wieku, pogańska Litwa podbiła ogromne połacie ziem ruskich po Kursk i Orzeł, wykorzystując upadek Rusi po rujnujących najazdach tatarskich. Krótko po dokonaniu podbojów litewski władca Mendog założył stolicę swojego państwa w położonym na Czarnej Rusi Nowogródku. W późniejszym czasie książę Gedymin i jego następcy przenieśli się na pogranicze Litwy i etnicznej Rusi, a mianowicie do Trok i do Wilna. Prędko okazało się jednak, że schrystianizowani od kilku wieków Rusini posiadają olbrzymią przewagę kulturową nad pogańskimi i całkowicie niepiśmiennymi Litwinami.
(...)
Prześladując Polaków nauczających własne dzieci w ojczystym języku, przebiegły carat postanowił jednocześnie stworzyć od podstaw konkurencyjne szkolnictwo litewskojęzyczne. Za pieniądze rządu rosyjskiego otwarto pierwsze w dziejach Litwy gimnazjum litewskie w Mariampolu na Suwalszczyźnie, a także seminarium nauczycielskie w Wejwerach. Uczniowie owych pionierskich placówek oświatowych edukowani byli w duchu nienawiści do kultury polskiej. Prezes międzywojennej Litewskiej Akademii Nauk w Kownie, czołowy działacz nacjonalistyczny Mykolas Biržiška oceniał dokonania nasłanych na Litwę rosyjskich pseudopedagogów: Faworyzowanie z początku języka litewskiego w szkołach niższych i średnich (stypendia litewskie) i wpajanie poglądów polakożerczych przepoiły jadem nienawiści ku Polakom wielu spośród młodzieży litewskiej - która już w domu zwykła łączyć pojęcia pana z pojęciem Polaka, w szkole zaś z właściwą synom chłopskim nienawiścią spoglądała na pogardzających nimi paniczów i zaostrzyło się jej wyodrębnienie od młodzieży polskiej.”
(...)
Powstała w roku 1918 niepodległa Republika Litewska kontynuowała antypolski kurs redaktorów „Aušry”. Za doskonały pretekst do stosowania represyjnej polityki wymierzonej w polską mniejszość, służył oczywiście konflikt na tle przynależności państwowej Wilna. Przez cały okres międzywojenny rząd litewski utrzymywał na terenie kraju stan wojenny. Na mocy praw stanu wojennego konfiskowano majątki ziemskie Polaków, zlikwidowano wszystkie, funkcjonujące jeszcze na początku lat 20-tych polskie stowarzyszenia kulturalne, zawodowe i sportowe. W roku 1934 około 200 tysięcy Polaków mieszkających na Litwie miało 14 prywatnych szkół powszechnych i 18 takich samych szkół publicznych. W tym samym czasie 100-tysięczna mniejszość litewska w Polsce posiadała 139 powszechnych szkół publicznych oraz 83 szkoły prywatne.
(...)
Dzisiaj czas nacjonalistów przemija, a mieszkańcy Europy stają się coraz bardziej kosmopolityczni. Współczesna Republika Litewska nie może zatem kopiować szowinistycznej polityki swych przedwojennych poprzedników. Niemniej, polakożercze tradycje w kraju nad Niemnem bynajmniej nie wygasły. W Wilnie i na Wileńszczyźnie, gdzie mieszka przecież liczna mniejszość polska, próżno by szukać dwujęzycznych napisów informacyjnych w miejscach publicznych. Systematycznie niszczone są stare, polskojęzyczne inskrypcje na murach kościołów i na cmentarzach. W wileńskiej katedrze pod wezwaniem świętego Stanisława zamurowano w ostatnich latach wszystkie polskojęzyczne tablice. Władze litewskie szykanują ponadto polskie szkolnictwo. W rejonach: jezioroskim, malackim, ignalińskim i druskiennickim, gdzie łącznie mieszka tyleż samo Polaków co Litwinów w Polsce, nie pozwolono do tej pory na otwarcie ani jednej polskiej szkoły powszechnej.
Trudno jest prorokować jak w przyszłości ukształtuje się współżycie Litwinów, Polaków i Rosjan na Wileńszczyźnie. Jeżeli Litwa - podobnie jak Polska - wejdzie do Unii Europejskiej, antypolski i antyrosyjski kurs władz litewskich musi, siłą rzeczy, zelżeć. W miejscach publicznych pojawią się wówczas dwujęzyczne, a nawet trójjęzyczne napisy. Nastąpi rozwój mniejszościowego szkolnictwa wszystkich szczebli. Przybiorą na sile dążenia autonomiczne, podobnie jak w Katalonii, czy też na Korsyce. Być może powróci po paru wiekach dawna przyjaźń polsko-litewska. Wykluczyć tego nie można, zwłaszcza, gdy weźmie się pod rozwagę powszechnie znane powiedzenie, że stara miłość nigdy nie rdzewieje.
„Ilustrowany Kurier Polski” z dnia 25 października 1996 r.
O autorze
Zakochałem się w tym mieście, w jego malowniczym położeniu, w jego wspaniałej architekturze, w licznych śladach kultury polskiej, ale także rosyjskiej, żydowskiej, tatarskiej i karaimskiej. Wielokulturowość Wileńszczyzny była widoczna jak na dłoni, wręcz namacalna. Z pierwszych pobytów na Litwie pisałem artykuły głównie do bydgoskich gazet. Po kilkunastu latach nawiązałem stały kontakt z redakcją dziennika „Kurier Wileński”. Coraz głębiej wchodziłem w tematykę życia codziennego mniejszości polskiej na Litwie, w jej ważkie problemy kulturowe i polityczne. Z biegiem czasu konfrontacja z litewskimi nacjonalistami wzmagała się. Uważałem, że trzeba jakoś w miarę niewielkich możliwości wspomagać rodaków w potrzebie. Rodaków z którymi czułem się w dużym stopniu związany przez więzi rodzinne. Niniejsza książka stanowi zbiór moich artykułów na tematy kresowe, w przeważającej mierze wileńskie, opublikowanych w latach 1993-2014. Zdecydowaną większość tekstów opublikowanych na łamach „Kuriera Wileńskiego” stanowią krótkie redakcyjne komentarze. Być może niektórzy czytelnicy poczują się nieco znużeni powtarzalnością tematyki, przeładowaniem akcentów politycznych i historycznych. Być może padną też zarzuty, że w opisie relacji polsko-litewskich jestem stronniczy, że wykazuję zbyt mało empatii wobec Litwinów. Nie chcę jednak przeprowadzać egzegezy własnych tekstów, wyjaśniać dodatkowo dlaczego pisałem tak, a nie inaczej, gdyż wyglądałoby to zbyt pretensjonalnie. Teksty powinny bronić się same. Czytelnicy sami najlepiej ocenią, czy rzeczywiście się wybroniły.