W ciągu pół godziny – cztery zapewnione głosy. Taki wynik zdołał osiągnąć dziennikarz. Z łatwością można policzyć, ile głosów można kupić przy większych inwestycjach. Najbardziej zaskoczyło, że asocjalnie wyglądający osobnicy mieli ze sobą dokumenty. Jedyną kwestią do rozstrzygnięcia była cena.
Pierwszą klientkę dziennikarze znaleźli przy kontenerach na śmieci. Kobieta zgodziła się sprzedać swój głos za 10 litów, dodatkowo obiecała przyprowadzić znajomego. Żadnych skrupułów co do kandydata kobieta nie miała: „Na kogo powiecie, na tego i zagłosuję” - odparła kobieta.
Drugi klient został zwerbowany przy stołówce charytatywnej. Po krótkim przetargu cena została ustalona na 7 litów. Jednak mężczyzna odmówił się głosować przedterminowo. Obiecał zagłosować w niedzielę i poprosił zadatek, bo musiał się „poleczyć”. „Nie oszukam, zagłosuję w niedzielę. Możecie mi zaufać, razem z byłym merem Kłajpedy chodziłem do kościoła” - zapewniał mężczyzna.
Następnego klienta dziennikarze znaleźli przy wyjściu z supermarketu. Mężczyzna w reklamówce niósł 2 – litrową butlę piwa. Mężczyzna zapewnił, że zna „stawki” i bez 10 litów głosu nie sprzeda. Zgodził się wieczorem spotkać się przy samorządzie i zagłosować przedterminowo.
Tylko jeden
W tym tygodniu za kupowanie głosów został skazany 37 – letni mieszkaniec Jeziorasów. Prokurator żądał 2 lat więzienia, jednak sąd skazał winnego na 10 miesięcy prac społecznych, czyli 400 godzin.
Jest to na razie jeden przypadek udowodnienia winy ws. kupowania głosów.
O 10 października do policji zgłoszono 327 przypadków łamania przepisów związanych z wyborami do Sejmu.
Najwięcej zgłoszeń otrzymano w okręgu wileńskim – 130, w okręgu kowieńskim około 40 i olickim – 30.
Za sprzedaż głosu bądź jego kupno grozi kara od 1 do 2 tysięcy litów.
