Cezary, twój wzrost robi wrażenie.

Prawdopodobnie zawdzięczam to genom – mój ojciec Stanisław jest dwumetrowego wzrostu, mama Urszula – 180cm. Teraz mierzę dokładnie 217cm.

Karierę na Litwie rozpoczynasz w wieku 33 lat. Jaki to jest etap w twoim życiu?

Agent zaproponował kontrakt w Olicie (Alytus), chętnie się zgodziłem. Cieszę się z nowej drużyny. Jak rozumiem, koszykówka tutaj się odradza, będę się do tego przykładał. Po powrocie z USA „Dzūkija“ jest moją pierwszą litewską drużyną i trzecią europejską.

Jesteś pierwszym polskim zawodnikiem, który grał w NBA?

Wiem, że miał nim zostać ktoś inny, prasa i znawcy tematu mówili o innym kandydacie – o moim rówieśniku Wojciechu Myrda. O tym, że to ja zostałem numerem jeden, zadecydowało wiele okoliczności i jeszcze więcej przypadków.

Nazwałbyś to szczęśliwym losem w loterii koszykówki?

Po czterech sezonach w klubie MKS Pruszków czekałem na nową umowę, trener czy właściciel klubu musiał wyjechać, umowy nie podpisaliśmy. Zadzwoniłem do jednego z agentów, którzy wcześniej się ze mną kontaktowali, i powiedziałem, że chcę jechać do USA. Tak też się stało. Z przedstawicieli 11 klubów, którzy obserwowali mnie w Cleveland, zwróciło się do mnie dziewięciu. Poczułem się doceniony, dla dzieciaka, który zaczął grać pięć lat wcześniej, a jeszcze rok wcześniej był zaledwie 168cm wzrostu, to było niesamowite.

Mówisz o sobie…?

Tak, gdy miałem szesnaście lat niczym nie różniłem się od przyjaciół z warszawskiego podwórka i częściej graliśmy w piłkę nożną, niż kosza. Gdy jednak w ciągu roku urosłem do 198cm, koledzy namówili mnie do chodzenia na koszykówkę, tak też zrobiłem. Jerzy Kwasiborski był pierwszym specjalistą koszykówki, który zobaczył mnie w akcji. Zapytał, czy chcę grać, a gdy usłyszał pozytywną odpowiedź, powiedział, że mogę ćwiczyć. Podstaw gry w kosza nauczył mnie trener Robert Chabelski. Wkrótce doczekałem się i pierwszej umowy – z warszawską Legią. Niestety, zawodowi polscy trenerzy nie mieli dla mnie czasu, może nie sądzili, że coś dobrego ze mnie będzie. Zostałem zmuszony do szukania szczęścia za Atlantykiem, gdzie zostałem zawodowym koszykarzem.

Po sukcesie w Stanach niechętnie odpowiadałeś na zaproszenia polskiej kadry narodowej?

Po prostu zgrupowania kadry odbywały się w tym samym czasie, co programy przygotowawcze i trudno było zgrać moje plany prywatne i plany kadry.

Pamiętasz, jak wyglądał twój debiut w NBA, karierę w amerykańskiej lidze?

Debiutowałem na meczu Memphis z Minnesota „Timberwolves. Grałem przez 6 minut. Pierwsze punkty zdobyłem podczas meczu z Chicago „Bulls”. O NBA marzy chyba większość koszykarzy. Sam, jeszcze będąc w Polsce, uciekałem z lekcji, żeby chociaż przez 15 minut obejrzeć program „NBA action”. I wszystko to stało się rzeczywistością. Wcześniej wyobrażałem siebie siedzącego w ostatnim rzędzie, na najtańszym miejscu na meczu, w którym gra Michael Jordan. I co, nie musiałem kupować biletu. Graliśmy z Washington „Wizards”, gdzie Jordan przejmował piłkę, innych koszykarzy prosił o zrobienie miejsca i sam zdobywał punkty.

Twoje zarobki może nie dorównują zarobkom legendy M. Jordana, ale 4,8 mln dolarów za jeden kontrakt jest wystarczającą sumą, żeby wywołać zainteresowanie nie tylko wśród przyjaciół. Tobie, jak i większości młodych talentów, zapewne najważniejszy był psychiczny bodziec gry w NBA, ale chcę spytać o finanse, wymiar materialny?

Klub „Dzūkija“ stwarza mi wszystkie warunki, zapewnia wszystko, ale po NBA były kluby, w których o wszystko musiałem dbać sam. Najważniejsze, co dały mi amerykańskie pieniądze – to komfort psychiczny, że w przypadku kontuzji będę miał pieniądze na powrót do zdrowia. Na przykład, gdy grałem w Czechach, w klubie „NH Ostrava“, jesienią 2011 roku znalazłem się w takiej sytuacji, że nie mogłem chodzić. Musiałem albo chwilowo przestać grać, albo ryzykować, w perspektywie czego groził mi wózek inwalidzki. Mając możliwości wybrałem zdrowie. Do marca wszystko wyleczyłem i teraz znowu jestem gotowy na wyzwania.

Jak jeszcze przydały się zarobione w NBA miliony?

Nie szalałem z wydatkami, nie kupowałem najdroższych samochodów i innych gadżetów, postanowiłem odwdzięczyć się moim rodzicom, którzy mnie wspierali – w Polsce kupiłem im dom, a sobie dach nad głową w USA.

Na Litwę przyleciałeś z USA. Gdzie tak naprawdę mieszkasz?

W Olicie mieszkam w hotelu „Senas namas”, czekam na przylot mojej dziewczyny. Jest Polką, jak ja, pochodzi z Olecka, miasteczka niedaleko granicy z Litwą. Teraz klub szuka dla nas większego apartamentu, wprowadzimy się do takiego, który zaproponuje nam klub. Żyjemy między USA i Polską. Do ojczyzny, gdzie rodzice, chciałbym wrócić później. Moim domem między sezonami są Stany, tam latem nie brak miejsc na treningi, przeciwników do gry i innych warunków, aby zawodowo przygotowywać się do nowego sezonu. W USA nie tylko ćwiczę, ale i gram – w lidze NBDL (NBA „Development“) grałem w Tulsa 66-ers” i „Reno Bighorns“

W NBDL zagrałeś około 50 meczów, w NBA – z „Grizzlies”, później z „Suns” i „Kniks” zagrałeś w 22, miałeś nowy kontrakt o wartości 600 tys. dolarów w Toronto „Raptors“. To jest duże czy małe osiągnięcie w twojej karierze w amerykańskich ligach?

W 2002 roku, gdy niespodziewanie zainteresowało się mną wiele klubów NBA, postanowiliśmy wybrać „Grizzlies“, bo spodziewaliśmy, że będę grał, a nie tylko siedział na ławce rezerwowych. Jednak później musiałem pogodzić się z faktem, że nie jestem numerem jeden. Na pierwszym planie był tam Pau Gasol i inni. Kontuzje i inne rzeczy, niestety, nie umożliwiły mi wykazać się w takim stopniu, jak chciałem.

Teraz jesteś na Litwie. Nie NBA ani NBDL, tylko grasz w drugiej lidzie – NKL. Dlaczego tu, w Olicie? Jak się tutaj czujesz i jakie plany masz na najbliższy sezon?

Tak, teraz jestem na Litwie. Jak się czuję? Jestem zdziwiony. Wiedziałem, że wasz kraj jest nieduży, ale nie spodziewałem się, że aż tak. Ale tutaj gram w koszykówkę, co wszędzie wygląda tak samo – dwa kosze, pięciu przeciwników. Dlaczego tutaj? „Dzūkija” zaprosiła mnie i zaproponowała dobre warunki. Plany? Tak, grałem w NBA, ale nie to pomoże wygrywać z przeciwnikami „Dzūkiji”. Tylko dlatego, że byłem zawodnikiem NBA przeciwnicy nie będą mi ustępować miejsca, siłę swoją i zespołu trzeba będzie udowodnić na boisku w akcji.

Cezary, powodzenia więc w nowym klubie i sezonie NKL. Czego jeszcze można ci życzyć?

Zdrowia i… dłuższego niż 2 metry łóżka. Najczęściej, gdy nie jestem w domu, muszę spać na łózkach o długości 200cm. Na szczęście, w hotelach najczęściej bywają szerokie, więc kładę się na skos. W domu mam łóżka o długości 220 cm i 240cm.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (6)