Czy to prawda?

Zawsze czułam się bardziej Łotyszką, jednak po obejrzeniu tego przedstawienia zrozumiałam, że nie do końca tak jest - nazwisko i przodkowie mają jednak duże znaczenie. Pomimo że w przedstawieniu zostały pokazane problemy aktualne dla młodego człowieka w dowolnym zakątku globu - próbuje ono odpowiedzieć na pytanie kim jestem, gdzie jestem, czego pragnę, to jednak tyle się w nim mówi o Polsce, że skłoniło mnie to do refleksji - przecież ja też jestem w połowie Polką.

Z tego przedstawienia można wywnioskować, że Polacy są wielkimi buntownikami. Czy odnajduje Pani tę buntowniczość również w sobie?

Może nie tyle buntowniczość, co po prostu przypomniałam sobie, że jestem w gorącej wodzie kąpana. Przypomniał mi się mój tato. Mieszkaliśmy w takiej małej wiosce, gdzie wszyscy się znają, niedaleko Cēsis. Mój tato był tam zawsze postrzegany jako skory do kłótni Polak, który na zawołanie jest gotów do bitki w imię prawdy. Tę porywczość Polacy mają chyba we krwi i ta cecha odnosi się również do mnie.

Swojego czasu zdobyła Pani tytuł Miss Łotwy. Wielokrotnie słyszałem z ust Łotyszów, że w Polsce są bardzo piękne kobiety. Jeśli dobrze zrozumiałem, jest Pani w połowie Łotyszką a w połowie Polką. Czy można założyć, że odziedziczyła Pani coś również w sensie fizycznym, a nie tylko duchowym?

Nie wiem, z wyglądu bardziej chyba jednak jestem podobna do mojej mamy, która pochodzi z Łatgalii. Ale mój charakter ma zapewne wpływ na to, jak jestem postrzegana z zewnątrz. Na pewno nie da się mnie określić mianem typowej spokojnej Łotyszki.

Ma Pani polskie pochodzenie ze strony ojca. Czy może nam Pani trochę przybliżyć historię Pani rodziny? Jak rozumiem, w domu nie używaliście języka polskiego?

W domu nie mówiliśmy po polsku, ale po polsku mówiła do mnie moja babcia. Pamiętam nawet jeden wierszyk, taki niegrzeczny, babcia mnie go nauczyła:

„Sroka bez oka,
swoim dziobem
gówno dziób!”

I pamiętam jeszcze z dzieciństwa, że babcia mówiła z bardzo mocnym akcentem. Było wiele takich łotewskich słów, których ona w ogóle nie znała. Babcia miała ciemne kręcone włosy jak typowa Polka. Była niskiego wzrostu. Miała na imię Marianna. Dziadka niestety nie znałam. Kiedy się urodziłam, dziadek już nie żył. Nazywał się Władysław.

Jak oni się znaleźli na Łotwie?

Babcia, w czasach kiedy w Polsce panował głód, przyjechała na Łotwę do pracy jako służąca.

Mówimy o okresie międzywojennym?

Tak, przyjechała tu w latach trzydziestych...

...czyli w okresie, kiedy Polacy z Wileńszczyzny i wielu regionów Polski masowo wyjeżdżali za chlebem na Łotwę będącą wtedy popularnym, drugim po Niemczech, kierunkiem emigracji zarobkowej z Polski.

Tak. Natomiast dziadek był Polakiem z Litwy, który podobnie jak babcia przyjechał na Łotwę w celach zarobkowych i tutaj właśnie się poznali, pokochali i spędzili tu resztę swojego życia. Mieli trzech synów. Tato opowiadał mi, że jak poszedł do szkoły, to musiał powtarzać pierwszą klasę, bo w ogóle nie znał łotewskiego. W domu mówiło się tylko po polsku. Pamiętam, jak byłam jeszcze małą dziewczynką, to zawsze w domu słuchaliśmy polskiego radia. Tato czasami nam coś tłumaczył, ale polskiego nigdy się nie nauczyłam. Jednak to jest takie moje niespełnione marzenie i wciąż mam nadzieję, że może się go jeszcze nauczę.

Czyli chciałaby się Pani nauczyć polskiego?

Tak, dlaczego by nie. Po obejrzeniu tego przedstawienia pomyślałam sobie - a dlaczego by nie? Przecież ja jestem również Polką.

Ale jako aktorka ma już Pani polskie doświadczenia. Pamiętam, że w teatrze „Skatuve”...

...a tak, graliśmy tam sztukę polskiego autora Marka Modzelewskiego pt. „Koronacja”. Również w tamtym przedstawieniu był poruszony temat religii, która w Polsce odgrywa tak dużą rolę. Moim zdaniem na Łotwie jest dużo łatwiej być katolikiem niż w Polsce, bo znacznie trudniej przestrzegać wiary, która jest odczytywana nazbyt restrykcyjnie. U nas nie podchodzi się do nakazów religii aż tak restrykcyjnie. Chociaż oczywiście Łatgalia pozostaje katolicka i w mojej rodzinie też wszyscy jesteśmy katolikami, włącznie z moimi dziećmi.

Czyli pod tym względem polska tradycja jest u Państwa w rodzinie kontynuowana. Nawet jeśli nie mówicie już w domu po polsku, to kontynuujecie typowo polskie wyznanie.

Tak, konsekwentnie.
No nie wiem, ale w jakimś stopniu czuję się Polką, tego nie da się zaprzeczyć... (zamyśla się) Tak, jak byłam mała, tato zawsze przezywał mnie „Pani Zane”.

Przezywał? A! No tak. W języku łotewskim słowo „pan”/„pani” ma przede wszystkim konotację historyczną - jest polskim odpowiednikiem nielubianego niemieckiego „barona”.

Po prostu zawsze byłam uparta i przekorna, dlatego przylgnął do mnie ten epitet.
Czuję się Łotyszką, ale jednocześnie mocno odczuwam więź z krajem ojców - Polską... (zamyśla się) A mój brat od dwudziestu lat mieszka w Tallinie, ożenił się tam z Estonką i jego dzieci mogą z kolei powiedzieć, że dla nich krajem ojców jest Łotwa, zaś one same są Estończykami. W domu rozmawiają po estońsku. Taki niestety jest ten współczesny świat.

I tak te geny sobie wędrują.

Tak, są tam również polskie geny... Dziwnie się to wszystko toczy... Ale my z bratem zawsze w dzieciństwie byliśmy dumni, że się trochę odróżniamy od pozostałych, jesteśmy inni - jesteśmy Polakami.

Czyli jednak!

O tak!

Skoro już mowa o odmienności, to dla mnie ciekawe były wspomnienia zmarłego niedawno legendarnego łotewskiego poety Imantsa Ziedonisa, na którego uroczystościach pogrzebowych w Katedrze Ryskiej miałem wielki zaszczyt pełnić wartę honorową. W spisanych przez Norę Ikstenę wspomnieniach z dzieciństwa i młodości Ziedonis kilka razy wspomina kuzyna, który miał polskie pochodzenie. Wspomina go z wielką sympatią, bo on ponoć był tym chłopcem mającym różne szalone pomysły, na które łotewskie dzieci nigdy by nie wpadły. Wymyślał im różne nietypowe zabawy, na przykład zimą na lodzie. Byłem przyjemnie zaskoczony, że we wspomnieniach Ziedonisa zostało utrwalone polskie „szaleństwo”, przy czym szaleństwo odbierane jednoznacznie pozytywnie.

O tak.

I jak rozumiem, to przedstawienie, realizacja polskiego dramatu, które obejrzeliśmy na Wydziale Teatralnym Łotewskiej Akademii Kultury też zostało odebrane przez widzów jako takie właśnie pozytywne szaleństwo...

Absolutnie tak.

... kończące się wezwaniem do wyjścia na ulice i demolowania samochodów.

My Łotysze w ogóle jesteśmy zbyt spokojni, zawsze z pokorą znosimy trudy życia, tak że odrobina polskiego szaleństwa wyjdzie nam tylko na zdrowie.

Ale jednocześnie Łotysze są bardziej pracowici i systematyczni. Zawsze wszystko zrobią bez hałasu, porządnie i na czas, natomiast Polacy potrafią tylko wzniecać rewolucje. Jak już taką wygrają, to później osiadają na laurach.

Wychodzi na to, że Łotysz z Polakiem to idealna mieszanka.

W takim razie chodźmy demolować samochody!

Chodźmy! (śmiech)

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (18)