- Już wkrótce, 15 czerwca, Pan zagra w Wilnie. Jakie emocje i skojarzenia wywołuje w Panu to miasto?

Wilno kojarzy mi się pozytywnie z kilku powodów. Wyraźnie czuje się tu większy wpływ kultury rosyjskiej niż w Polsce. Podkreślam: chodzi mi o kulturę, a nie wpływy polityczne! W 2010 roku przyjąłem obywatelstwo polskie, ale pierwszych 16 lat życia spędziłem na Syberii. Tam zdałem maturę i uzyskałem solidne wykształcenie muzyczne w Irkucku i Bracku. Nic dziwnego, że chwilami dopada mnie nostalgia za językiem rosyjskim i wspaniałą, wschodnią estradą. W Wilnie wystąpiłem na kilku koncertach. Publiczność zawsze traktowała mnie bardzo serdecznie. Redaktorzy muzyczni z Radia „Znad Wilii" często puszczali moje piosenki na antenie. W 2010 roku poznałem Katarzynę „Katerinę" Niemyćko. Znajomość zaowocowała wspólnie zaśpiewaną ukraińską piosenką „Dom na brzegu", a utwór został wydany na debiutanckiej płycie Kateriny „Star*t". Ciekawe, że w Polsce kilkakrotnie próbowałem wystąpić z kimś w duecie i nic z tego nie wyszło. A na Litwie się udało już za pierwszym razem!

- Czy wileńska publiczność może oczekiwać jakichś niespodzianek na koncercie?

Gdybym szykował jakąś niespodziankę, to i tak nigdy bym się do tego nie przyznał (śmiech). Dobrze, porozmawiajmy poważniej. Przywiozę Wam jednego z najlepszych perkusistów w Polsce. Na gitarze będzie grał 21-letni student kulturoznawstwa pochodzący z miasta Sejny położonego tuż przy granicy polsko-litewskiej. Będzie sympatyczny klawiszowiec. Na scenie tańczyć będą dwie młode i zgrabne tancerki oraz jeden tancerz. Jeśli przyjdzie dużo ludzi w odpowiednio dobrych humorach, niespodzianki pojawią się spontanicznie.

- Krytycy muzyczni często lekceważą lub krytykują takich wykonawców jak Pan. Twierdzą, że jest to kicz. Jak Pan reaguje na taką krytykę?

Nie wiem, jakich macie krytyków na Litwie. W Polsce mamy fatalnych. Krytycy fachowi najczęściej są mniej lub bardziej formalnie powiązani z wielkimi firmami fonograficznymi, stacjami telewizyjnymi, rozgłośniami itp. Ci na mój temat milczą. Udają, że nie istnieję, bo ja jestem artystą całkowicie niezależnym. Trafiają się zwyczajni głupcy. Niedawno zostałem skrytykowany na jednym z największych polskich portali internetowych. Dziennikarz napisał, że jestem artystą całkowicie zapomnianym i od dawna nie gram koncertów. A wystarczyło zajrzeć na moją stronę internetową i zobaczyć, że mój grafik koncertowy jest wypełniony po brzegi od kilku lat! Odpowiedziałem złośliwym komentarzem na stronie i na Facebook-u:
http://www.ivankomarenko.pl/news.php?readmore=113
Facet podkulił ogon i zamilkł. Jest jeszcze jedna grupa „autorytetów". To ludzie inteligentni, działający na granicy prawa, obrażający uczucia religijne, znieważający symbole państwowe itp. Niestety często są hołubieni przez media. To właśnie oni lubią posługiwać się inwektywami typu „kicz", „obciach", „wiocha". Dyskusja z osobami miotającymi inwektywy jest jednak bezsensowna. Ludzie w Polsce coraz częściej to rozumieją, kierują się własnym zdaniem i...przychodzą tłumnie na koncerty wykonawców niezależnych. Podsumowując, na krytykę najczęściej w ogóle nie reaguję. Podejmę dyskusję, gdy pojawią się poważni partnerzy.

- Pierwszy raz do Polski Pan przyjechał na pielgrzymkę Jana Pawła II. Podobno w ten sposób chciał Pan pomóc dziewczynie, która chorowała na stwardnienie rozsiane. Czy pielgrzymka pomogła?

Pamiętam tę dziewczynę. Miała na imię Ina. Niestety kontakt z nią się urwał, więc nie znam jej dalszych losów. Pielgrzymka pomogła głównie mnie - to wówczas, w 1991 roku, postanowiłem wyjechać z Rosji i osiedlić się w Polsce. Okazało się to bardzo trudnym przedsięwzięciem. Kartę stałego pobytu wywalczyłem dopiero w kwietniu 2006 roku, a obywatelstwo 4 lata później. Polska biurokracja - to koszmar! Trzeba jednak podkreślić, iż problemy z urzędami są zmorą nie tylko przyjezdnych, ale również rodowitych Polaków.

- Jest Pan dosyć nietypowym piosenkarzem z Polski. Urodził się Pan w Rosji, ale od wielu lat mieszka w Polsce. Stosunki między Polską i Rosją nigdy nie były łatwe. Jak Pan je ocenia?

Tak, to prawda. Historia stosunków polsko-rosyjskich zawiera wiele kart bardzo tragicznych. Na szczęście zarówno Polacy, jak i Rosjanie potrafią oddzielić politykę od życia codziennego. Ja nigdy nie czułem się nad Wisłą dyskryminowany z powodu mojego pochodzenia. Przeciwnie - ludzie dowiadując się, że pochodzę z Syberii, reagowali dużym zainteresowaniem i życzliwością. Moje kłopoty z pobytem nie wynikały z jakichkolwiek uprzedzeń narodowościowych czy nietolerancji.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (3)