W oczekiwaniu otwarcia nowej wystawy, poświęconej modzie secesyjnej, chcę Pana zapytać czym wyróżnia się unikalność nowej ekspozycji i w jaki sposób styl secesyjny przejawiał się tu na Litwie oraz ogółem w regionie Morza Bałtyckiego?

Secesja czyli tzw. okres Belle Epoque to ostatni wielki styl do pierwszej wojny światowej. Zaczął się on w Paryżu w 1889 r. podczas organizacji wystawy paryskiej oraz budowy Wieży Eiffla i zakończył się w 1914 r. z początkiem wojny. Po raz pierwszy będę wystawiać tutaj na Litwie 90 sukien z tamtej epoki i ponad 400 zabytkowych akcesorii. Wcześniej wystawa odbyła się w Rydze i cieszyła się ogromnym sukcesem, bowiem odwiedziło ją około 30000 zwiedzających. Jest to rekordowa liczba i myślę, że na Litwie będzie również dużo chętnych osób ją obejrzeć. Ten styl jest również związany z ostatnim okresem historii carskiej Rosji kiedy i Polska, i Litwa wchodziły w jej skład. Wyjątkowością tego okresu jest również i to, że to nie była produkcja fabryczna i masowa, gdyż był to w zasadzie ostatni okres kiedy prosperował kult pracy ręcznej. To się dotyczyło nie tylko produkcji strojów, lecz również mebli, ceramiki i innych rzeczy sztuki użytkowej. Są tu nawet niektóre aspekty dotyczące historii Polski, ponieważ wiele wyrobów wówczas wytworzono w słynnej warszawskiej fabryce wyrobów platerowanych „Fraget”. Podczas mojej wystawy w Rydze, żona ambasadora RP na Łotwie, która reprezentowała TV „Polonia” jednakowo pytała mnie o polskim akcencie mojej kolekcji.
- Parę lat temu Pan wspólnie z dyrektorem Litewskiego Muzeum Sztuki rozpatrywał pomysł założenia muzeum mody w Wilnie ze stałą ekspozycją.

Na jakim etapie rozwojowym jest ten pomysł i co trzeba zrobić aby taki projekt wcielić w życie?

Nieustannie pracujemy w tym kierunku. Ten ruch polega także na tym, że nam udało się w końcu urządzić dobry skład do przechowywania mojej kolekcji, dlatego że kiedyś to po prostu leżało w walizkach. Ważne jest i to, że udało mi się wreszcie wczoraj zarejestrować Fundusz Aleksandra Wasiliewa, co pozwoli mi w przyszłości zawierać umowy z Muzeum w imieniu tej organizacji oraz przyjmować charytatywne darowizny od osób, które chcą mi pomóc w kupnie nowych esponatów, renowacji starych itp. Na razie wszystko to się wykonuje tylko i wyłącznie z moich własnych środków. Zdaję sobie sprawę, że to jest niemożliwe kiedy wszystko to finansuje tylko jedna osoba i pomimo tego, iż pracuję bardzo dużo w telewizji, nad książkami, w teatrze i prywatnej akademii mody, tego nie wystarcza. Z kolei trzeba pamiętać, że obecna sala wystawowa w Arsenalu, w którym mieści się Muzeum Sztuki Stosowanej, wkrótce zostanie pusta w wyniku przeniesienia obecnej ekspozycji (meble, arrasy, portrety wielkich książąt litewskich, broń zabytkowa itp. – A.I.) do Pałacu Wielkich Książąt Litewskich. To jest bardzo dobrze, ale co Muzeum będzie wystawiać tutaj? W związku z tym, administracja Muzeum rozważa możliwość, że ja zatrzymam się tutaj na dłużej. Obiecano mi również Pałac Radziwiłłów na ulicy Wileńskiej. Jedna część tej rezydencji radziwiłłowskiej była zbombardowana w czasie wojny i Muzeum ma plany odbudowy tego skrzydła budynku korzystając z funduszy europejskich. Europa aczkolwiek teraz również jest pochłonięta kryzysem, dlatego uważam, że mój scenariusz będzie następujący: kiedy meble stąd wywiozą, otrzymam tutaj w Arsenalu dodatkowe piętro, po czym będą urzeczywistniać się plany odbudowy Pałacu Radziwiłłów, ale ta odbudowa może potrwać i dekadę. Jesteśmy świadkami tego jak wiele czasu trwa odbudowa Pałacu Wielkich Książąt i do tej pory nic nie zrobiono. Postawiłem przed sobą cel założenia muzeum mody, ale obecnie nie jestem pewien jak to wszystko ogarnąć w planie finansowym. Na razie w obieg idą tylko moje własne pieniądze oraz donacje prywatne. Na Litwie nie wziąłem ani grosza, zresztą zdaję sobie sprawę z tego, że tutaj i grosza tego w zasadzie nie ma skąd wziąć. Nie ma skąd i dlatego właśnie występuję tutaj w roli charytatywnej. Mimo wszystko, Muzeum zaopatrzyło mnie w bardzo dobrą salę do ekspozycji i magazynowania. Potem jeżeli muzeum powstanie, na pewno chciałbym co najmniej nabyć gabloty muzealne, bo te suknie, które są wystawione w otwartej przestrzeni, a ekspozycja trwa naprawdę długo, zwyczajnie się kurzą.

- Jest Pan ściśle związany ze stolicą Litwy wieloma więzami historycznymi. Tu żyli Pana przodkowie, tu też Pan ma swój majątek i tu jest Pan częstym gościem nie tylko podczas otwarcia nowych wystaw, ale także podczas organizacji zajęć edukacyjno-kulturalnych w ramach szkoły wyjazdowej. Jakim było Wilno w okresie Pana dzieciństwa kiedy Pan często spędzał swoje wakacje pod Wilnem w Kolonii Kolejowej?

Sprawa polega na tym, że moi przodkowie przybyli tutaj za czasów wielkiej księżny litewskiej Barbary Radziwiłłówny. Jest nawet wpis archiwalny, gdzie nazwisko Gulewicz ukazuje się w 1580 roku, tzn. moi protoplaści byli jednymi z pierwszych polskich imigrantów, którzy osiedlili się na tych terenach. Myślę, że Polacy w głównej mierze zaczęli osiadać tutaj gdzieś mniej więcj po uchwaleniu i podpisaniu Unii Lubelskiej. Generalnie istnieją dwa sposoby zapisu nazwiska Gulewicz. Pierwszy przez literę „Ch”, tzn. Chulewicz, a drugi przez „G” czyli Gulewicz. Ten ostatni jest uważany za bardziej wschodni, tj. pisownia białorusko-litewska, natomiast dalej na zachód upowszechniła się nazwa miana rodowego Gulewicz. Etymologia nazwiska wywodzi się od słowa „hulać” («гулять») i ta nazwa rodowa należała do szlachty, która w zasadzie prowadziła wojskowo-rabunkowy tryb życia. Takie to niespokojne czasy panowały wówczas. Pewna znajoma historyk znalazła dla mnie akt sądu w Wilnie, w którym się opowiada o procesie sądowym jednego z moich dalekich przodków, oskarżonego o mordobicie w knajpie oraz kradzież sobolej czapki w 1582 r. Ponieważ cała ta część należała kiedyś do Polski, to teraz trudno jest określić, ale rodzina mojego dziadka mieszkała w Wilnie i Mołodeczno, które również wchodziło w skład Polski do 1939 r. Mój dziadek stryjeczny Dymitr Gulewicz pracował tutaj na kolei, był skarbnikiem zarządu spółki i to właśnie on założył Kolonię Wileńską kupując ziemię u ziemianina Millera i budując dom, który już 100 lat wciąż trzyma się na wzgórzu.

– W swoich wywiadach Pan wielokrotnie wspominał, że w Pańskiej posiadłości na terenie Kolonii Kolejowej zawsze panowały polskie nastroje i klimaty i, że Pan znalazł tu całą masę rzeczy związanych z historią Polski jak chociażby popiersie marszałka Piłsudskiego, polską lekturę, gazety itp. Z czym się wiązała obecność tych przedmiotów w tym domu?

Zawsze spędzałem swe letnie wakacje tutaj i nikt w rodzinie inaczej jak po polsku nie rozmawiał. Mój wujek Arseniusz Gulewicz poślubił tancerkę baletu Teatru Wielkiego w Warszawie Zofię Gulewicz z domu Wernickich. Ona była córką słynnego awiatora Wernickiego, który z kolei był zaprzyjaźniony z Sikorskim, byłym rosyjskim pilotem i konstruktorem lotniczym, założycielem aeronautyki w USA. Wernicki jednak zmarł dosyć wcześnie, więc córkę swą nie poznał. Zginął polski lotnik w katastrofie lotniczej w Gatczynie pod Petersburgiem. Zofia natomiast była solistką baletu i pracowała w Teatrze Wielkim w czasach, gdy dyrektorem trupy była Bronisława Niżyńska, siostra legendarnego tańcerzaWacława Niżyńskiego. Zofia przyjechała do Wilna z niewłasnej woli, była wówczas w ciąży i musiała tu rodzić syna. Przyjechała tu razem z mężem w czasie kiedy na Litwę wtargnęły wojska radzieckie, dlatego droga powrotna została odcięta. Jedyne zdanie, które stale powtarzała było „przeklęci sowieci”. Strasznie ich nienawidziła i ja rozumiem dlaczego. Dlatego, że oni pozbawili ją ojczyzny i kariery tanecznej, zmusili ją do nauki rosyjskiego, który wtedy był jej zupełnie niepotrzebny i wreszcie ona nie mogła nigdzie pracować, bo zwyczajnie nie posiadała radzieckiego paszportu. De facto pani Gulewicz nie opanowała dobrze język zaborcy i do mnie mówiła tylko i wyłącznie po polsku. Po rosyjsku mówiła bardzo słabo, ponieważ to nie był jej ulubiony język, a i pracowała później Zofia w zespole „Wilia”, stricte polskim, gdzie wszyscy bez wątpienia posługiwali się polszczyzną.

– Czy Pan mówi po polsku?

W moim otoczeniu w Kolonii Wileńskiej w ogóle nikt nie znał litewskiego i kiedy musiałem pójść kupić chleb, to kupowałem mówiąc po polsku „proszę bułeczkę za siedem groszy”. Nikt inaczej nie mówił, dlatego już od najmłodszych lat uczono mnie języka polskiego o ile to było możliwe. Mój polski jest jednak raczej prymitywny i mam wrażenie, że wysławiam się w nim jak małe dziecko. Mimo wszystko, pracując kiedyś w Teatrze Wielkim w Warszawie, rozmawiałem z jego ówczesnym dyrektorem tylko po polsku. Powiem więcej, od dzieciństwa mi wpajano, że wszystko co polskie, jest ładne i trzeba było zawsze podkreślać, iż to była najlepsza jakość: polskie stroje, buty, meble itd. Zatem polski nastrój zawsze był obecny dzięki Zofii Wernickiej i inaczej być nie mogło, gdyż były polskie służące i wszyscy mówili po polsku. Trzeba jednak przyznać, że czasami nie w pełni rozumiemy naszą historię, ponieważ sądząc według ówczesnego spisu ludności, miasto do wojny było raczej bardziej żydowskim. Około 60 % jego mieszkańców stanowili Żydzi, więc gdy mówimy, że miasto było polskie, jak najbardziej, ale wręcz polsko-żydowskie. Wiadomo także, że język jidysz rozpowszechniał się z Wilna, dlatego tu była mieszanka kultur. Liczba Żydów w Wilnie stanowi teraz 2000, Polaków oczywiście jest o wiele więcej, jednakże wielu z nich byli zmuszeni zlitwinizować się i dodać do końcówki swego nazwiska –us albo –as jak to się stało z moim kuzynem Gulevičiusem. Bez wątpliwości inaczej by mu się pracowało tu na Litwie gdyby został Gulewiczem. To jest naturalne i jeżeli by tu byli Niemcy, to wszyscy by się zgermanizowali jako że każdy przywłaszcza sobie mimikrę kraju, który zamieszkuje. Na pewno cała architektura w Wilnie jest polską, ale bardzo często, zwłaszcza kiedy mowa idzie o architekturze barokowej, należy pamiętać, że projektowali ją włoscy architekci, dlatego tu też nie jest wszystko takie jednoznaczne. Wszystko to było na ziemi litewskiej i nikt nie może temu zaprzeczyć. Z pewnością po zawarciu Unii Lubelskiej Litwa była częścią Rzeczypospolitej i nic tu się nie da zrobić. Naturalnie, że wszyscy Radziwiłłowie są teraz Polakami, lecz ja nie mogę zrozumieć dlaczego nikt nie chce ich posadzić na tronie.

– Co Pan dokładnie ma na myśli? Przywrócenie monarchii?

Na Litwie kasy nie ma, rząd to Bedlam, w którym panują niekończące się skandale, więc uważam, że jedynym politycznym rozwiązaniem dla Litwy jest powrót do Wielkiego Księstwa Litewskiego. Trzeba zorganizować zjazd wszystkich obecnych Radziwiłłów, a i ch pozostało około piętnastu i wybrać spośród nich jednego przyzwoitego osobnika, a potem mianować go wielkim księciem i osiedlić go w pałacu. Miasto stało by się centrum peregrynacji dla wielu turystów, bo cały świat zechce zobaczyć co to za książę. Wystarczy osiedlić go w nowowybudowanym pałacu, otoczyć go służbą w pięknych strojach, natomiast dla zachowania współczesności zostawić tylko prezesa rady ministrów. Zdaję sobie sprawę, że to co ja teraz mówię jest utopią, lecz to jedyne wyjście dla Litwy z obecnej sytuacji. Trzeba tylko zaprosić jednego Radziwiłła dla reprodukcji rodu. Spójrzmy jak wygląda Wielkie Księstwo Luksemburga, a tutaj by było Wielkie Księstwo Litewskie. Na pewno to by poprawiło wizerunek Litwy, ponieważ wszyscy ciągle mylą Litwę z Łotwą. Zachęcają nas odwiedzić Litwę, bo tu można dobrze zjeść. A na Łotwie my tak smacznie nie zjemy? Zachęcają nas odwiedzić Litwę, bo tu jest morze. A na Łotwie my w takim samym morzu się nie popluskamy? Zachęca się przyjechać na Litwę aby podziwiać piękne krajobrazy. A na Łotwie przyroda się różni? Nota bene Ryga jest większym miastem od Wilna, dlatego w celu utrwalenia tożsamości i wyróżnienia się na tle innych krajów bałtyckich uważam, że trzeba skończyć cały ten bałagan z prezydentami i wybrać wielkiego księcia z szefem rządu do prowadzenia polityki wewnętrznej i zagranicznej. Z Pałacem Wielkich Książąt Litewskich nie wiedzą co zrobić, zatem warto by było osiedlić w nim księcia i wywozić go sporadycznie na oficjalne ceremonie.

Dobrze by było gdyby książę miał córki i wydawałby je za mąż za innych królewiczów z innych państw, żeby to była piękna pompa i sam książę mógłby wyjeżdżać wypasionym eleganckim autem lub na koniu. Jest przecież dużo Radziwiłłów, więc dlaczego oni zwlekają? To jest sposób na rozwiązanie problemu. Na początku wszyscy będą się uśmiechać, ale tak samo uśmiechali się i w Monako czy Hiszpanii kiedy ta po długich latach dyktatury Franca proklamowała monarchię. Tak samo uśmiechali się i Szwedzi, i Norwegowie, i Holendrzy, i Duńczycy, więc tu nawet i Polska będzie bić Litwie brawa. Naprawdę mam lekką rękę i daję ludziom bardzo dobre rady i dlatego powtarzam, że właśnie teraz trzeba zrobić coś oryginalnego aby Litwa mogła przyciągnąć inwestorów. W jaki sposób przyciągnąć te inwestycje jeżeli to jeszcze jedna bankrutująca republika bałtycka? Trzeba się wyróżnić i ogłosić wszystkim, że jesteśmy nie republiką, tylko księstwem. Przekonacie się wtedy jaki będzie wielki potok turystów, ile gazet i czasopism o tym napisze, a reklama Litwie jest po prostu niezbędna. Oto jeden przykład. Często wysyłam na Litwę paczki, ponieważ posiadam ogromny zbiór, więc ślę je z różnych państw: Francji, Włoch i innych krajów. Idę na pocztę i wysyłam paczkę. Pytają mnie: „Dokąd?” Odpowiadam: „Na Litwę”. „A gdzie to jest?” – zadają mi pytanie. Słyszę to za każdym razem: „Gzie to jest?” I odpowiadam: „W Europie”. „Nie ma takiego państwa. Czy to jest Łotwa” – znowu pytają mnie ze zdumieniem. Odpowiadam więc: „Nie, to jest Litwa”, tzn. ludzie na Zachodzie nie rozróżniają Łotwy i Litwy. Pisownia jest podobna i co więcej, Europejczycy nie zdają sobie sprawy z faktu, że w EU jest takie państwo. We Francji na poczcie wysyłając paczkę do Wilna zawsze słyszę takie pytanie: „Czy pan już wypełnił zgłoszenie celne?” Odpowiadam: „Nie trzeba żadnego zgłoszenia, Litwa jest w Europie”. Wtedy słyszę: „Od kiedy?”. Wzdycham: „Od prawie dwudziestu lat”. Mi na to: „Och, zapomniałam, zupełnie nie wiedziałam tego”. Ludzie nie są tego świadomi, gdyż pozycja Litwy jest co najmniej dziwna. Wszyscy chcą żyć otwarcie, otrzymywać fundusze, ale z drugiej strony nie chcą żeby o nich ktoś wiedział. Trzeba przyznać, że tak nie bywa. Większość izoluje się sama.
Ogromna liczba Litwinów różnego pochodzenia, bądź to polskiego, rosyjskiego czy litewskiego emigrowała do Wielkiej Brytanii i pracują tam jako personel pomocniczy w sferze usług. Za każdym razem kiedy zatrzymuję się w jakimś hotelu, moja pokojówka obowiązkowo jest z Litwy z jakiegoś małego prowincjonalnego miasteczka, na recepcji hotelowej często pracuje jakikolwiek Litwin z Kowna lub z Telsz, ale musimy przyznać, że to nie jest niczym glamurowym, nic wspaniałego w tym nie ma. Krócej mówiąc, każdy pracuje na swym polu i ja też pracuję w swojej własnej niszy, próbuję zrobić coś bardzo dobrego dla kraju, bo czuję ogromną sympatię w stosunku do Litwy i dlatego chcę założyć tutaj muzeum mody, natomiast będzie on książęcym czy prezydenckim nie jest już takie istotne, jednak książęcy odniósłby więcej sukcesów. Zgadzam się, że to będzie jedynie rekwizytem z odrobiną operetki, ale przecież trzeba od czegoś zacząć. Doskonale to rozumiem. Mimo wszystko, to będzie bomba. Najważniejsze jest przykuć uwagę, Litwa natomiast przykuwa uwagę tym jak pan Uspaskich pokłócił się z prezydentem itp. To jest zabawne, ale nikogo to na świecie nie interesuje, to nie jest odpowiednim tematem. Nikt nie przywiązuje do tego żadnego znaczenia oprócz mieszkańców wewnątrz państwa i to tych, którzy zarabiają mało. Chcąc pieniędzy i inwestycji, chcąc rozwoju gospodarczego i politycznego, trzeba restytuować WKL. To jedyne co uratuje dzisiaj Litwę.

– Jakie modne i stylistyczne trendy zauważył Pan analizując Wilno przedwojenne?

Napisałem książkę pod tytułem „Mała baletmistrzyni: Spowiedź rosyjskiej emigrantki. Ksenia Trypolitowa” («Маленькая балерина: Исповедь русской эмигрантки. Ксения Триполитова»). To moja przyjaciółka, która urodziła się w Wilnie w 1915 r., wciąż żyje i ma 97 lat. Ksenia dobrze mówi po polsku jako że ukończyła polskie gimnazjum, więc ona na pewno wie lepiej ode mnie. Opowiadała mi, że ubierano się prowincjonalnie, bo miasto nie było przcież stolicą. Wilno było miastem drugorzędnej kategorii, dlatego ubierano się spoglądając na Warszawę. Warszawa była światłem mody i oczywiście wzorowano się na ówczesnych celebrytów jak na przykład na aktorkę Jadwigę Smosarską. Kobiety stroiły się bardziej pragmatycznie aniżeli modnie. W Wilnie zawsze było mroźno, dlatego najważniejszą rzeczą tutaj były futra, ciepłe buty, odzież pikowana, ale jeżeli chodzi o jakiś dekadencki styl, to raczej tego nie było. W Rydze z kolei były nawet kabarety i ona często była mianowana myłym Paryżem, a Wilno do francuskiej stolicy nikt nie porównywał. Z rzadka nazywano miasto małą Warszawą, lecz trzeba przyznać, że sama Warszawa nie była stolicą mody, toteż arcydzieł stylu tutaj nie odnotowano. Po pierwsze, jak już mówiłem, większość ludności miasta stanowili Żydzi, z których ogromna ilość byli ortodoksyjni i szczególnie religijni i nosili duże kapelusze i czapki, łapserdaki, kobiety w perukach, długich sukniach, pończochach, więc o jakiej modzie tu można gadać. Prowincjonalizm. Zachęcam każdego, kto ciekawi się tym tematem poczytać wspomnienia Ksenii, gdzie jeden szczegółowy rozdział jest poświęcony przedwojennemu Wilnu. Z tej książki można dowiedzieć się dużo ciekawostek o samym mieście, jak również i o tym jakie były wówczas sklepy, kawiarnie, kina itd.

– Kilka lat temu w ramach nowego Pańskiego projektu „Lilie Aleksandra Wasiliewa” Pan wręczył dwie lilie za unikatowe wnętrza stołecznemu hotelowi „Stikliai” i Muzeum Narodowemu Litwy (Lietuvos Nacionalinis Muziejus). Jakie kryteria powinny spełniać obiekty aby otrzymać taką nagrodę?

Mimo wszystko, jest to jednak elegancja, styl i współbrzmienie z teraźniejszością, jednakże kryteria esteteczne biorą górę nad praktycznymi.

– Czy są w Wilnie jeszcze takie obiekty, które potencjalnie mogą pretendować na pańską nagrodę, ale na razie nie dorównują wspomnianym wymaganiom?

Zastanowię się nad tym, boję się teraz powiedzieć, ale na pewno pomyślę i prawdopodobnie znajdę więcej.

– Organizując regularne zajęcia kulturalno-edukacyjne w ramach pańskiej szkoły wyjazdowej Pan ze swymi studentkami zwiedza takie miejsca i centra kultury oraz sztuki jak Paryż, Londyn, Florencję, Nowy Jork, Rzym, Stambuł i inne. Czym dla Pana zamożnych słuchaczek jest ciekawe małe i skromne Wilno?

Ciekawe jest tym, że ja opowiadam jakie to jest piękne miasto, to jest moje know-how, zwiedzamy piękne muzea, podziwiamy śliczną architekturę Starówki, moją wystawę. Podoba im się spokojne tempo życia, dobra ekologia, doskonałe jedzenie.

– Jakich pięć lub sześć miejsc radziłby Pan zwiedzić inteligencie obcokrajowcu, który po raz pierwszy zawitał do Wilna?

Niewątpliwie jest to zespół architektoniczny kościołów św. Anny i Bernardynów, Katedra, Muzeum Literackie A. S. Puszkina, który ludzie niesłusznie pomijają, Muzeum Narodowe Litwy i Galeria Malarstwa.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (48)