- To może na początek takie trochę dyletanckie pytanie: czy malarstwo i dziennikarstwo mają ze sobą coś wspólnego?,

Powiem tak, malarstwo to jest druga strona mojej osobowości. Dziennikarz działa w takim szalonym tempie, w szalonym wirze. Całe życie prywatne i rodzinne jest podporządkowane temu zawodowi. Bo nie ważne jest, że omówiłem się z rodziną do kina na dziś. Bo jak coś wydarzyło się, to siedzę w redakcji, aż się ustabilizuje sytuacja. W takiej pracy nie ma miejsca na pokazanie jakim jestem w środku, jaka jest moja wrażliwość. Dziennikarze pracują ze sobą przez całe lata i nie wiemy jacy są nasi koledzy i koleżanki. Czy oni się wzruszają? Czy oni płaczą? Co im daje przyjemność czy frajdę? Pracujemy latami, a tak naprawdę się nie znamy. Raptem odkrywamy: „Ojej nie przyszło mi do głowy, że on może coś takiego robić”. Albo, że mógł mieć jakiś problem. W związku z tym pomyślałem sobie, że wyrzucę z siebie tę swoją drugą stronę, pokażę jaka jest moja wrażliwość. Jaka jest moja wrażliwość na kolory i jak to widzę. Co we mnie siedzi.

- Jak Pan znajduje czas na malowanie?

Powiem, że w każdej wolnej chwili. Przychodzę do domu i muszę załatwić co ma być załatwione. Jako szef kanału informacyjnego muszę wiedzieć, co się dzieje na mojej antenie. Więc siadam, włączam telewizor, widzę swój kanał i widzę co się dzieje u konkurencji. A jednocześnie maluję, ale kątem oka non stop patrzę. Zdarza mi się przyjść o 20 z pracy i do 2 w nocy malować, ale o piątej rano już wychodzę z psem.

- A jak reagują Pańscy bliscy?

Bliscy pierw nie dowierzali. A teraz znakomicie to rozumieją i chyba mają satysfakcję. Bo widzą, że to nie jest tylko malowanie w kącie dla siebie. Że to nie jest kicz. Bardzo często amatorstwo nam kojarzy się z kiczem. Jednak ja staram się malować tak, aby nie wyglądało, że nie mam przygotowania. I myślę, że kiedy zacząłem organizować wystawy to zaczęła się dla nich taka prawdziwa satysfakcja. Oprócz pracy i tego wiru mogę w życiu robić zupełnie coś innego. Moje prace zaczynają się sprzedawać, więc może kiedyś to moje malarstwo będzie moim utrzymaniem.

- Czy w karierze malarskiej pomogło to, że jest Pan dyrektorem telewizji?

Nie, bo nawet kiedy daję wizytówkę to staram się dać z obrazem. Czasami może ktoś skojarzyć, tak jak ostatnio to zrobił „Super Ekspres”. Ze dwa tygodnie temu zrobił ze mną wywiad, bo chciał pokazać, co może facet, który zajmuje się dziennikarstwem; że potrafi malować. Dla nich to świetny temat. W porządku. Ale staram się nie nadużywać tego. Bo w dłuższej perspektywie to nie ma sensu. Poszedłem do Akademii w Warszawie i poprosiłem znajomych profesorów o ocenę. Powiedziałem im: „Nie róbcie mi komplementów, bo to nie ma sensu, powiedzcie czy mam dać z tym spokój?”. Oni mówią: „Odwrotnie, nie wolno ci tego robić, nie wolno przestawać, to szalenie oryginalnie!” Nie do wyobrażenia, jak to jest możliwe. Być może kolekcjonowanie obrazów przez lata dało taką akumulację estetyczną, a teraz musiało to wybuchnąć?

- Czy Pan zalicza siebie, swoje malarstwo do jakiejś określonej grupy czy nurtu?

Nie. Staram się siebie nie kwalifikować. Ktoś tam kiedyś powiedział, że jestem geometrystą. Są regularne linie, są pola i projekcje. Nie staram się tego tak robić, żeby ktoś powiedział, że jestem w takim i takim nurcie. Może za rok ten temat, te pola wyrzucę z siebie kompletnie. Zacznę malować zupełnie co innego. Maluję, pokazuję ludziom, pokazuję malarzom, jeśli komuś podoba się i sprawia satysfakcję to dobrze, jeśli nie — cóż nie wszystkim muszą się podobać wszystkie obrazy.

- Jest Pan po raz pierwszy w Wilnie?

Nie, byłem już wcześniej w Wilnie, podobało mi się bardzo to miasto. Bo wychowałem się na Podkarpaciu obok Przemyśla. Przemyśl — to takie miasto położone na wzgórzach. Wilno też. Takie miasta mają bardzo ładny urok i klimat. Bardzo podoba mi się Wilno. Przyjechali ze mną na wystawę znajomi, którzy nigdy w życiu tu nie byli. Czuję się takim trochę przewodnikiem. Bardzo często ludzie z naszego regionu, po zmianie ustrojowej, jak myślą o wakacjach — to myślą o Zachodzie lub Południu. Ja natomiast mówię, że trzeba chociaż raz pojechać i zobaczyć jak jest na Litwie, na Białorusi czy na Ukrainie. Zobaczyć pewne ślady, miejsca. Bo tu jest coś takiego, co moim zdaniem zachowało swoją naturalność. Coś bliskiego naszej słowiańskiej wrażliwości.

- Jak Pan ocenia obecne stosunki polsko – litewskie?

Trudno mi się wypowiadać w sensie autorytatywnym. Nawet zabierać głos prywatnie. Bo moja funkcja narzuca pewne zobowiązania i odpowiedzialność za słowo. Powiem tak: jako dziennikarz, jako szef kanału informacyjnego, staram się robić taki bilans, wyśrodkowanie. Każda ze stron ma jakąś rację. Nie możemy ustawić się tylko na jedną stronę. Nawet jeśli ktoś mówi coś złego, czy nawet obraźliwego, to musimy to dać. Teraz nośników informacji jest tak dużo, że już nie da się widza oszukać. Więc uważam, że najlepiej iść po środku i przedstawić obie racje. Natomiast widz sam potrafi wyrobić opinię.

- Pan w ogóle wierzy, że istnieje coś takiego jak obiektywność dziennikarska?

Moim zdaniem tak. Polega to na w miarę możliwości ukazywaniu wszystkich stron. Nie wolno człowiekowi sugerować. Zasugerować można raz czy dwa, a przy kolejnym razie widz odrzuci tę informację. Widz od razu poczuje, że coś jest narzucone lub tendencyjne. Tylko bardzo często koledzy w tym zawodzie albo się śpieszą, albo z przyczyn czasowych nie dają wszystkich opinii. Coś się wydarzyło, szybko dajemy to na stronę, byle był news. Niestety ta pierwsza relacja zostaje w pamięci widza. A powinniśmy robić tak, że tych źródeł ma być więcej.

- Pewnym wzorcem dziennikarstwa telewizyjnego jest brytyjska BBC. Będąc rządowym kanałem jest jednocześnie obiektywna. W Polsce natomiast przy każdej zmianie rządu dochodzi do walki o kontrolę nad telewizją publiczną. Czy ona w takim wypadku nie staje się narzędziem politycznym? Czy można jej ufać?

Sądzę, że tak. Powiem w ten sposób. Kiedy była jedna telewizja to wtedy można było coś ukryć. Natomiast gdy obecnie są powiedzmy trzy stacje telewizyjne, już się nie da tego ukryć. Widz widzi, że jedni podając informacje pokazali wszystkie strony, a drudzy — pokazali tylko jedną z nich.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion