- 20 tysięcy rozstrzelanych w Katyniu na tle wielomilionowych represji stalinowskich nie wygląda na największą zbrodnię ustroju sowieckiego. Dlaczego właśnie Katyń od samego początku był owiany taką tajemnicą? I dlaczego Rosja właśnie z nim ma tyle problemów?

Po pierwsze, zacznijmy od tego, że już na jesieni 1940 r. sowieckie kierownictwo, w tym i sam Stalin, zrozumiało, że tego robić nie trzeba było. Kiedy on został sam na sam z Hitlerem zrozumiał, że polska kadra oficerska bardzo by mu przydała się. On już wtedy chciał tworzyć z polskich żołnierzy oddziały pancerne. W marcu 1940 r., kiedy została podjęta decyzja, to było tzw. klasowe i dyktatorskie podejście. Polska dla niego już nie istniała, więc po co mu byli potrzebni jacyś jeńcy? Byli tym balastem, którego on pozbawiał się zawsze tam, gdzie próbował zbudować socjalizm. Ta sama kategoria ludzi była rozstrzeliwana u nas w latach 1937 – 38. I ta sama kategoria ludzi była represjonowana i zsyłana w krajach bałtyckich, gdy do nich wstąpiła w 1940 r. Armia Czerwona. Jednym słowem to był klasowo obcy element. Teraz mówimy, że jest to nie najstraszniejsze przestępstwo Stalina. Ale to jest jedno z najbardziej przerażających. Była na przykład „polska operacja” w latach 1938 – 39, kiedy represjonowano ponad 100 tysięcy osób. Tam jednak byli nie tylko Polacy, to mógł być każdy obywatel Rosji, który miał jakieś podejrzane związki z Polską.

- Można zrozumieć dlaczego tę zbrodnię ukrywano w owych czasach, ale dlaczego później, w czasach „pierestrojki”, również były problemy z Katyniem? Przecież z uznaniem innych zbrodni stalinowskich nie było i obecnie nie ma większych problemów?,

Trzeba rozumieć, kiedy mówimy o rosyjskiej rządzącej „wierchuszce”, że oni mają takie hiperbolizowane pojęcie o tym jak trzeba dbać o państwowy prestiż. Teraz przecież nikt nie mówi o rehabilitacji stalinizmu. W przemówieniach naszych władców nikt nie mówi, że stalinizm to coś dobrego. Tylko oni zawsze chcą znaleźć jakieś motywy usprawiedliwiające. Bo to źle wygląda bycie głównym przestępcą. Oni nawet pomyśleć nie mogą o tym, że my możemy okazać się na miejscu III Rzeszy, czyli projektem uznanym za przestępcze państwo. Niemcy jednak pogodzili się ze swoją przeszłością, wyciągając wnioski z własnej winy, natomiast nasze państwo tego robić nie chce. I ludność nie jest gotowa. Nikt nie chce przyznać się do tego, że nasz kraj robił takie potworne rzeczy. Stąd wszelkie próby zbagatelizowania sytuacji. Bardzo często w literaturze można znaleźć takie twierdzenia, że wtedy wszędzie były dyktatorskie czy represyjne reżymy w Europie. To brzmi co najmniej głupio, bo przede wszystkim trzeba odpowiadać za czyny własnego kraju.

- Jednym z najbardziej częstych kontrargumentów strony rosyjskiej jest to, że Katyń był odpowiedzią na rzekome polskie represje wobec sowieckich jeńców podczas kampanii 1920 r. Jak na to patrzą zawodowi rosyjscy historycy?

Zawodowy historyk nie może nie rozumieć, że rozstrzelani w Kalininie, Smoleńsku, Katyniu i Charkowie na 99, 9 proc. nie mają żadnego związku z problemami 1920 r. Wystarczy popatrzeć na daty urodzenia represjonowanych. Po drugie, motywacja Stalina w żaden sposób nie bazowała się na problemach, złym traktowaniu, chorobach czy śmieciach sowieckich jeńców w polskiej niewoli. U niego były klasowe podejście i motywacja. Warto jeszcze dodać, że osoby które miały pecha powrócić do Rosji z polskiej niewoli, byli metodycznie niszczone na rozkaz Stalina w 1937 -38 r., bo były podejrzane o szpiegowanie na rzecz Polski. Normalny, zawodowy historyk nigdy nie będzie rozpatrywał tej sprawy pod tym kątem. Jednak, gdy spotykasz się z takimi argumentami na co dzień, nawet w pracach naukowych, to zaczynasz rozumieć, jak głęboko w naszym społeczeństwie tkwią te tezy, że „nie tylko jedni my robiliśmy złe rzeczy”.

- Był Pan jednym z ekspertów w procesie Komunistycznej Partii, zainicjowanym przez Borysa Jelcyna, dlaczego proces nie udał się?

Bo wtedy wśród społeczeństwa faktycznie były duże podziały na temat oceny sowieckiej przeszłości. Proces musiał postawić kropkę w sporze. KPZR miała być uznana za antykonstytucyjną organizację, która uzurpowała władzę i która działała wbrew konstytucji. Sąd Konstytucyjny faktycznie zadeklarował, że to była niczym nieograniczona władza dyktatorska. Tam nie było jednego sformułowania, że ona była antykonstytucyjna, na to niestety nie zdecydowano się. Na to nie wystarczyło śmiałości dla byłego komunisty, przewodniczącego Sądu Konstytucyjnego Zorkina, który dotychczas przewodzi temu sądowi. W pewnym sensie Sąd Konstytucyjny był więc odzwierciedleniem tej ówczesnej walki wewnątrz społeczeństwa. Komuś wydaje się, że ta walka zakończyła się w 1993 r., ale faktycznie ona trwa, w tej lub innej formie, po dzień dzisiejszy.

- Czytałem, że obronił Pan swój doktorat w Holandii, czy to jakoś jest związane z sytuacją w Rosji?

Nie, to nie ma żadnego związku z sytuacją w Rosji. Zresztą my opublikowaliśmy w Rosji moją rozprawę doktorską. Nikt nam tego nie zabrania. Inna sprawa - finansowanie. Po prostu mam tam przyjaciół. Będąc człowiekiem leniwym nawet nie chciałem pisać doktoratu, ale oni powiedzieli: ty przecież możesz to zrobić. Więc pomyślałem: czemu nie? Gdyby ktoś mnie tak samo poganiał w Moskwie, być może obroniłbym się w Moskwie.

- Czy w Waszym odczuciu działalność „Memoriału” nie wygląda na trochę takie „progresarstwo”, jak z powieści fantastycznych braci Strugackich? Na próbę niesienia wyższych wartości cywilizacyjnych dla społeczeństwa, które nie jest gotowe na ich przyjęcie?

Można chyba i tak to rozpatrywać. Jestem raczej samokrytyczny wobec siebie, swojej działalności, i działalności naszej organizacji. Zajmujemy się tym samym, czym zajmowaliśmy się 25 lat temu. I to ma sens dopóki nie zostaną rozwiązane te wszystkie problemy: zbadana do końca historia represji, zostanie przywrócona należyta pamięć ofiarom czy zostaną nazwane imiona katów. Oczywiście nas nie jest tak dużo, jak było pod koniec lat 80 tych. Wtedy była jednak inna epoka — wtedy historia stała się częścią polityki. Teraz również, ale już nie w takim stopniu…

- A Panu osobiście nie jest przykro, że nie macie już takiego wpływu, że Was nazywają zdrajcami, wrogami?,/strong>

Nie. Nie jest mi przykro. Jest mi raczej wstyd za ludzi nie mogących przetrawić własnej przeszłości. Zrozumieć własną historię. To, że tak łatwo wierzą we wszelkie spiskowe teorie. Szukają winnych spośród innych. Nie rozumieją, że winna leży na wszystkich z nas. W tym również na mnie, bo żyłem w tamtych czasach. Ja i moi koledzy podchodzimy do sprawy w ten sposób: rób jak najlepiej, a będzie tak jak ma być.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion