Skąd pojawił się pomysł na kapelę?

Każdy gdzieś grał, każdy miał albo zespół, albo inne prace związane z graniem. Pewnego razu los zebrał nas w kapeli zespołu Wilia, gdzie pomimo koncertów graliśmy na bankiecikach, spotkaniach towarzyskich. Zauważyliśmy, że ludziom podoba się, że się bawią pod naszą muzykę i postanowiliśmy założyć zespół.

Dlaczego wybór padł na folklor miejski, przecież w tamtych czasach moda była na folklor ludowy?

Ludowy, to był ludowy, a nam chciało się czegoś innego, a że publiczności podobały się piosenki takie jak „Zimny drań”, „Ostatnia niedziela”, więc wybraliśmy styl podwórkowy. No i wspólnie z Arturem Płokszto, Andrzejem Paukszteło, Zbigniewem Lewickim, Waldkiem i Gerardem Łatkowskimi założyliśmy „Kapelę Wileńską”. Następnie, jako solista, dołączył Wujek Maniek (Marian Wojtkiewicz), który był prawdziwym wujkiem Gerka i Waldka.

Część od dawna nie gra w kapeli. Są może plany połączyć się na jeden, może kilka koncertów?

Na 10 – leciu kapeli występowali wszyscy i Artur Płokszto, i Andzej Paukszteło. Na dzień dzisiejszy jeszcze nie mamy w planach takiego wspólnego koncertu, ale jeśli oni wyrażą chęć to na pewno z tego skorzystamy.

Jaki koncert jest uważany za oficjalny start kapeli?

Pierwszy koncert mieliśmy na jubileuszu 35 – lecia „Czerwonego sztandaru”, teraz „Kuriera Wileńskiego”. Na Placu Katedralnym było ogromne święto, był zamówiony balon, którym można było wznieść się w niebo. W tym roku jubileuszu 60 – lecia „Kuriera Wileńskiego” również będziemy grali.

W tym roku obchodzicie jubileusz 25 – lecia i startowaliście wygraną na konkursie kapel.

Mieliśmy kilka koncertów wcześniej w Polsce, a pierwsze miejsce na IX Ogólnopolskim Festiwalu Kapel Podwórkowych w Piotrkowie Trybunalskim można uznać za dobry początek roku jubileuszowego.

Następnym krokiem był szok dla publiczności. Koncert zagrany wspólnie z afro – warszawiakami w zupełnie innym stylu niż graliście dotąd.

Odpowiedzieliśmy na nieliczne zarzuty naszych widzów, że „kapela gra to samo przez to samo. No to zrobiliśmy nie tak samo. Wileńsko – warszawsko – afrykańskie granie było czymś, całkiem innym niż dotychczas.

Skąd tyle odwagi na innowacje. Nie baliście się stracić konserwatywną część publiczności?

Mniej było strachu, a więcej ciekawości, jak to odbierze publiczność, bo czegoś takiego jeszcze w Wilnie nie było. Z relacji widzów wnioskuję, że eksperyment zdał egzamin. Słyszałem wypowiedzi, „że te dwie godziny przeleciały nie zauważalnie”, zresztą my też na scenie straciliśmy poczucie czasu. Wydawało się, że gramy za krótko, a okazało się, że już jesteśmy na scenie od ponad dwóch godzin.

Skąd pojawił się pomysł na afrykańskie nuty?

Mieliśmy koncert na Dniach Wilna w Warszawie we Wspólnocie Polskiej. Tam nawiązaliśmy kontakt z Pawłem Średzińskim z fundacji „Afryka inaczej”, który zaproponował taki eksperyment. W lot podchwyciliśmy pomysł. Najpierw program był przez Zbigniewa Lewickiego i Mamadou Dioufa omawiany mailowo i za pomocą skype, a kilka dni przed koncertem do Wilna przyjechali Pako Sarr, Mamadou Diof i reszta. Wspólnie zasiedliśmy w garażu u Zbyszka Sinkiewicza i zaczęliśmy próby, eksperymentowaliśmy i graliśmy. Nasze żony przez te kilka dni w ogóle nas nie widziały, a jeśli widziały to w stanie „polotu twórczego”, bo zasypialiśmy i budziliśmy nucąc nowe melodie, nowe piosenki. Chciałbym wszystkim żonom i rodzinom podziękować za to, że wytrwały w tym przedkoncertowym okresie i nie wyrzuciły nas na bruk.

Nie jest to jedyny innowacyjny pomysł. W planach jest zagranie piosenek Beatlesów.

Od jakiegoś czasu wśród nas krąży pomysł, żeby na muzykę Beatlesów napisać jakieś wileńskie słowa. Nie chcę za dużo mówić na ten temat, niech to zostanie kolejną niespodzianką dla naszego widza.

Twoim zdaniem, dlaczego na Wileńszczyźnie brakuje innowacyjnych pomysłów?

Prawdopodobnie jest to brak możliwości, brak chęci, brak takich osobistości jak Pako Sarr i Mamadou Diouf, Zbyszek Lewicki, którzy pokazaliby inne horyzonty. Niektórym przeszkadza nasz wileński konserwatyzm, u innych styl nie jest stworzony do innowacji. Nasz podwórkowy styl daje nam szerokie pole do popisu. Możemy zagrać i „Zimnego drania” i „Piosenkę o matce”, i program patriotyczny.

Z kim ze znanych osobistości, gwiazd udało się zagrać?

Graliśmy z Eweliną Saszenko program „Alicja w krainie Wilna”, z Gabrielą Vasiliauskaite. Kilka koncertów daliśmy z zespołem „Vox” i Ryszardem Rynkowskim, z Marylą Rodowicz, z Bernardem Ładyszem w Toruniu i wiele innych.

Jakie osiągnięcia w ciągu tych 25 lat nazwałbyś znaczącymi?

Jesteśmy pierwszym polskim zespołem na Wileńszczyźnie, który wyjechał dalej niż Polska. W tamte czasy to było nie lada osiągnięcie. Pamiętam, Jan Sienkiewicz woził nasze paszporty do Moskwy, a my siedzieliśmy w Warszawie w studiu i nagrywaliśmy drugą kasetę. Był to wyjazd na Andrzejki do Wiednia. Udało się wyjechać, graliśmy na statku Johann Strauss.

Na początku istnienia często graliśmy w kawiarni „Spectrum” niedaleko kwiatowego ryneczka przy ul. Konarskiego. Były to spotkania wileńskiej młodzieży, które bardzo ciepło wspominamy.

Dalej w „karierze” były koncerty na prawie wszystkich założycielskich zebraniach kół Związku Polaków na Litwie. Już byliśmy znani i wszędzie nas zapraszano.

Następnie graliśmy na największych festiwalach kapel podwórkowych w Polsce czyli Toruniu, Przemyślu i ostatnio w Piotrkowie Trybunalskim.

Jesteśmy zdobywcami pierwszej nagrody na I Festiwalu Muzyki Kresowej w Mrągowie, wtedy to było prawdziwe zwycięstwo, bo głosowała publiczność. Później nagrody były przydzielane.

Na koncert 10 – lecia do Pałacu Sportu przyszło 5 tys. widzów, co też było nie lada osiągnięciem.

Wydaliśmy dwie płyty: „To Wilno” i „Na Zielonym Moście”. Wcześniej nagraliśmy dwie kasety audio.

Już później po otworzeniu granic graliśmy w Rzymie, Paryżu, w Moskwie w Ambasadzie RP, na Międzynarodowych Targach Piwnych w Poznaniu.

Największym uznaniem naszej twórczości są Złote Krzyże Zasługi, które otrzymaliśmy od prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego w związku 20 – leciem działalności, Zbigniew Lewicki otrzymał Oficerski Krzyż Zasługi.

Na pewno były jakieś śmieszne, kuriozalne występy.

Przypomina mi się koncert w Rzymie w Instytucie Polskim. Na koncert przyszli nie tylko Polacy, ale i nie rozumiejący po polsku goście. Została zaproszona tłumaczka, która pomimo oficjalnych przemówień, tłumaczyła nasze teksty i rozmowy ze sceny. Jeśli z tekstami piosenek poszło jej w miarę dobrze, to z tłumaczenia naszego wileńskiego „gadania” ludzie mieli podwójny ubaw. Najpierw śmieli się z tego co padało ze sceny, a później z tego co ona tłumaczyła na włoski, ponieważ niektórych naszych zwrotów nie da się przetłumaczyć.

Na co publiczność może oczekiwać w tym roku w związku z 25 – leciem kapeli?

Niech to zostanie niespodzianką dla publiczności. Odkryję tylko rąbek tajemnicy, że planujemy wielkie granie na Placu Ratuszowym, z wieloma gośćmi ze całego świata.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (20)