- Czy ciężko jest pracować z mężem?

Nie, ponieważ tyle razy już spotykaliśmy się na planie filmowym że w naszym małżeństwie współpraca zawodowa jest czymś naturalnym. Do tej pory nie mieliśmy na planie konfliktów, które przeszkadzałyby nam w życiu prywatnym. Ale też nasze życie prywatne nie przeszkadza nam w życiu zawodowym.

- Więc istnieje taka możliwość, że Pani może odmówić mężowi? Mąż proponuje jakąś rolę, a Pani mówi, że nie, bo to mi nie pasuje?

Było tak nawet w przypadku „Wymyku”, który jest tu, na festiwalu. Początkowo nie chciałam grać tej roli. Na poziomie scenariusza wydawała mi się mało atrakcyjna, niepełna. Wydawało mi sią, że prócz bycia tłem dla głównego bohatera sama w sobie nie niesie nic fascynującego. Poza tym miało to być moje trzecie spotkanie z Robertem w roli jego żony (Robert Więckiewicz, znany polski aktor, zagrał w filmie „Wymyk” głównego bohatera, Alfreda – przyp. red.). Pomyślałam, o kurcze, grać po raz trzeci małżeństwo z tym samym aktorem to niebezpieczne. Ale Greg przekonał mnie, że nie o to chodzi, że tu jest szansa na zbudowanie czegoś nowego, zupełnie odmiennego chociażby od tego co grałam wcześniej. I jestem mu wdzięczna, że namówił mnie do zagrania tej roli. Bo to była świetna przygoda, poza tym otrzymałam za tę rolę nagrodę na festiwalu filmowym w Gdyni. Tak więc nawet jeśli mam czasami wątpliwości, to ufam Gregowi, bo wiem, że jest świetnym reżyserem i żadna rola u niego nie jest banalna.

- Greg Zgliński przez długi okres mieszkał i wychowywał się w Szwajcarii, czy Pani zdaniem jego pogląd na polską rzeczywistość różni się od poglądu Polaka z Polski?

Myślę, że nie, ale potrafi na tę polską rzeczywistość spojrzeć z dystansem. Do 10 roku życia wychowywał się w Polsce. Potem spędził 15 lat w Szwajcarii i wrócił tu w wieku 25 lat, aby studiować w szkole filmowej. Początkowo Polska faktycznie była dla niego szokiem. Ale przez te lata już na dobre tu osiadł i dobrze wyczuwa wszystkie polskie niuanse. Dlatego jego filmy nie są spojrzeniem jakiejś postronnej, obcej osoby na sprawy polskie. Z drugiej strony Greg tworzy w swoich filmach historie uniwersalne, takie które mogą wydarzyć się wszędzie. Nie tworzy typowego polskiego świata. Mimo że „Wymyk” jest właśnie tak postrzegany, jako film, który bardzo dobrze ukazał świat polskiego przedmieścia.

- A w życiu codziennym?

Myślę że ze Szwajcarii Greg wyniósł pewne zamiłowanie do spokoju i porządku, ale on również lubi ten nasz swojski polski chaos. Łączy gdzieś tam w sobie dwa światy: uporządkowanej Szwajcarii ze zwariowaną i chaotyczną Polską. I oba te światy mu się podobają, inspirują go.

- Poza występami w filmach i w teatrze gra Pani również w serialach. Panuje stereotyp, że granie w serialach to jest granie dla pieniędzy. Jakie jest Pani zdanie?

Są aktorzy, którzy mówią otwarcie, że grają dla pieniędzy i tego się nie wstydzą. Są tacy którzy grają, bo muszą z czegoś żyć, chociażby dlatego, że poza aktorstwem nie potrafią robić nic innego a nie mogą znaleźć pracy w filmie czy w teatrze. U mnie to zawsze jest wybór artystyczny, a nie finansowy. Bo te seriale, w których dotychczas wzięłam udział, są produkcjami na wysokim poziomie. Tacy byli na przykład „Londyńczycy”, serial który reżyserował Greg. Albo drugi serial, „Głęboka woda” Magdy Łazarkiewicz, który właściwie jest pokazywany w polskiej telewizji. W tych projektach nie ma się poczucia grania w serialu, tylko w porządniej produkcji filmowej.

- Pani jest pierwszy raz w Wilnie? Co Pani przed tym wiedziała o Wilnie?

Przede wszystkim chciałam odwiedzić Matkę Boską Ostrobramską. Przed wielu laty dostałam od babci z okazji Pierwszej Komunii medalion z Matką Boską Ostrobramską. Bardzo go lubię. I lubię ten obraz, ale dotychczas znałam go tylko z reprodukcji. Dzisiaj miałam okazję zobaczyć go na żywo. Mieliśmy tylko jedno popołudnie na zwiedzenia miasta, więc poszliśmy na długi spacer. Chyba z 5 godzin spacerowaliśmy po Wilnie. Staraliśmy się zobaczyć jak najwięcej. Bardzo dobrze tu się czujemy. To piękne miasto z ogromnym potencjałem. Widać, że cały czas coś tu się dzieje. Szkoda, że tylko trzy dni tu możemy być.

- Pani pisze dramaty, podobno teraz Pani pisze scenariusz, czy to oznacza, że Pani chce stanąć po drugiej stronie kamery?

Tak, powoli zaczynam o tym myśleć. Zawsze intensywnie uczestniczę w produkcji filmowej. Gram, ale także obserwuję innych, którzy tworzą film. I tak jak kiedyś zaczęło mnie ciekawić pisanie, tak dziś coraz bardziej fascynuje mnie reżyseria. Na razie to są tylko myśli, marzenia, ale sądzę, że kiedyś na pewno stanę za kamerą.