Dyskusja nie dotyczyła tylko Jedwabnego czy Polski, mówiono również o mordach na Żydach w czasie wojny w krajach sąsiednich: Litwie, Białorusi i Ukrainie.

W dyskusji uczestniczyli prof. Andrzej Żbikowski, wybitny znawca tematyki, profesor Uniwersytetu Warszawskiego (UW) oraz badacz Żydowskiego Instytutu Historycznego, prof. Šarūnas Liekis, znany historyk i politolog z Uniwersytetu Witolda Wielkiego Kownie, który zajmował się intensywnie tematyką żydowską, dr Andrij Portnow (Andriy Portnov) z Kijowa, wydawca czasopisma historycznego „Ukraina moderna” oraz dr Felix Ackermann z Berlina, wykładowca Europejskiego Uniwersytetu Humanistycznego w Mińsku, specjalizujący się w dziedzinie historii Białorusi XX wieku. Dyskusję prowadził dr Darius Staliūnas z VU.

Spotkanie rozpoczęło się prelekcją prof. Andrzeja Żbikowskiego, który w sposób zwięzły, choć wyczerpujący przedstawił zawiłości relacji polsko-żydowskich w Polsce w XX wieku, wyliczając znane dzisiaj przypadki zorganizowanego mordu ludności miejscowej na Żydach w Polsce w latach II wojny światowej oraz tuż po niej. Najbardziej znanym przypadkiem, opisanym w książce Jana Tomasza Grossa pt. Sąsiedzi (2001), jest mord w Jedwabnem w pobliżu Łomży, dokonany 10 lipca 1941 r. Wtedy miejscowi Polacy zabili co najmniej 340 osób narodowości żydowskiej, z czego ok. 300 spalono żywcem w stodole (zgodnie ze źródłami IPN). Wydarzenie to do dziś budzi kontrowersje i żywe dyskusje w społeczeństwie polskim.

Profesor Żbikowski przedstawił historię prób poruszania tematu polskiego współudziału w zbrodniach na ludności żydowskiej, a nawet biernej akceptacji. Wyrazem tych prób, wcale nie pierwszym i nie najważniejszym, był choćby artykuł opublikowany w 1987 r. w „Tygodniku Powszechnym” pt. „Biedni Polacy patrzą na getto”, w którym głównym tematem był „grzech obojętności” wielu mieszkańców. Albowiem choć to właśnie Polacy stanowią większość osób, którym nadano oznaczenie „Sprawiedliwy wśród narodów świata”, właśnie za pomoc niesioną Żydom w czasie wojny, to jednak - jak zauważył profesor - nie można twierdzić, by była to tendencja dominująca - Żydzi, którzy próbowali się ukrywać, spotykali na swej drodze różnych ludzi. Świadczy choćby o tym ogromna dysproporcja, sięgająca co najmniej dziesiątek tysięcy, między liczbą ukrywanych Żydów przez Polaków, a liczbą tych, którym udało się przeżyć wojnę. Wszystko to wskazuje, że nie można mówić o jednolitych postawach całych narodów w czasie II wojny światowej, nie należy też ustawać na drodze do prawdy o ciemnych stronach historii swych przodków.

Po wstępnej prelekcji dr Darius Staliūnas zadał pytanie pozostałym uczestnikom: na ile podobne tematy poruszane są w społeczeństwie ukraińskim, białoruskim i litewskim, na ile istnieje świadomość nie tylko swej roli ofiary, lecz również kata. Czy można mówić o podobieństwie, czy bardziej o różnicach w dyskusji w Polsce oraz krajach, które znajdowały się w ZSRR?

Jako pierwszy na pytanie w sposób stanowczy odpowiedział dr Andrij Portnow: na Ukrainie nie ma, według niego, najmniejszej możliwości, by ukazała się taka książka jak „Sąsiedzi” Grossa oraz by takie tematy stały się tematem dyskusji społecznej. O II wojnie światowej mówi się na Ukrainie obecnie w dwóch „wersjach”: wersji neosowieckiej, według której wojna zaczęła się 22 czerwca 1941 r. i zakończyła wielkim zwycięstwem narodu radzieckiego nad faszyzmem 9 maja 1941. oraz wersji „nacjonalistycznej”, według której wojna o niepodległą Ukrainę trwała przynajmniej do połowy lat 50. oraz w której główną pozytywną rolę odegrała Ukraińska Armia Powstańcza (UPA). W obu tych wersjach Holocaust jest tematem tabu, wręcz niepożądanym, a podjęcie takiego tematu sprawia, że taki wyskok natychmiast znajdzie się w ogniu ataków zwolenników obu „wersji”. Światowe dyskusje, które dotyczą historii wydarzeń na ziemiach ukraińskich w czasie II wojny światowej, nie docierają na Ukrainę, brakuje tłumaczeń choćby podstawowych pozycji literackich.

Nie ma również, jak mówił Portnow, „oficjalnego języka mówienia o Holokauście”, politycy unikają tematu jak ognia, nie wykazują najmniejszej woli, by go podjąć. Przyczyny tego stanu rzeczy gość dopatrywał się w rozpowszechnionej na Ukrainie opinii, iż przyznanie się do własnej winy po prostu jest oznaką słabości. Podsumowując autor stwierdził, że sytuacja na Ukrainie wygląda pod tym względem nawet gorzej, niż w sąsiedniej Białorusi, choćby dlatego, że ok. 95% ukraińskich pomników ku czci pomordowanych Żydów stanowią pomniki ufundowane przez miejscowe lub zagraniczne wspólnoty żydowskie, natomiast oficjalne władze niemal w ogóle nie biorą udziału w takich inicjatywach.

W podobnym duchu sytuację przedstawił dr Felix Ackermann, który poświęcił swą pracę doktorską historii Białorusi. Jak twierdzi, obecnie wychowuje się już trzecie pokolenie bez jakichkolwiek śladów wiedzy o dawnym istnieniu Żydów na terytorium dzisiejszej Białorusi. Podał dwa przykłady: jego student (historii) z Grodna nie wie, że ok. 50% mieszkańców jego miasta przed wojną stanowili Żydzi, natomiast studenci historii z Mińska nie wiedzą, gdzie znajdowało się w ich mieście getto. Ważnym elementem, który może determinować niechęć Białorusinów do szukania prawdy na temat ich współudziału w mordach na Żydach, jest choćby ich popularny stereotyp o sobie jako narodzie spokojnym, pokojowym.

Kolejnym czynnikiem, odnoszącym się nie tylko do Białorusi, jest fakt, że w historiografii sowieckiej nigdy nie mówiono o żydowskich ofiarach wojny, lecz jedynie o zamordowanych „obywatelach radzieckich”, jak gdyby chodziło o ludność słowiańską. Wreszcie ostatnią przyczyną braku zainteresowania historią jest choćby fakt, że w czasie wojny, jak i bezpośrednio po niej ruchy migracyjne na Białorusi były tak ogromne, że niewielu mieszkańców pozostało w swym dawnym miejscu zamieszkania - ludzie się przez to nie czują związani z miejscami, które zamieszkują, nie interesują się ich przeszłością.

Jeśli chodzi o same przypadki agresji wobec Żydów na terenach II Rzeczypospolitej, dr Ackermann przypomniał, że wszędzie mówi się o udziale „miejscowej ludności”, która mogła być niejednolita etnicznie, w której mogli być nie tylko Polacy, choć w owych czasach świadomość etniczna (w szczególności białoruska) nie odgrywała tak ogromnej roli jak dziś. Z drugiej zaś strony należy zauważyć, że antysemityzm w najjaskrawszej formie znajdował wyraz na tych ziemiach wcielonych do ZSRR 17 września 1939 r., które były zamieszkane przez społeczność polską i żydowską (choćby w Łomżyńskiem), a czynnik białoruski był znikomy. Na Podlasiu i Grodzieńszczyźnie, gdzie liczba Białorusinów była większa, mogli oni odegrać „rolę stabilizującą”. Zupełnie inaczej sytuacja potoczyła się na ziemiach zamieszkiwanych wspólnie przez Polaków, Żydów i Ukraińców.

Główną różnicą między Litwą a Polską, jak mówił dr Šarūnas Liekis, jest samo natężenie dyskusji. O ile w Polsce książka Grossa wywołała duże zainteresowanie, o tyle na Litwie obiektywne badanie tematu udziału miejscowej ludności w zbrodniach nazistowskich pozostaje kwestią zainteresowania kilkudziesięciu osób, co sprawia, że dyskusji brakuje dynamiki. Niewątpliwym problemem są trudności natury emocjonalnej w mówieniu o zbrodniach litewskich, samo mówienie sprawia ból, a częsta pozycja, że nie należy „kalać własnego gniazda” nie ułatwia dyskusji. Częstą sytuacją jest spychanie winy, kwestionuje się udział Litwinów w zbrodniach. Zatem problem, jak mówi dr Liekis, nie tkwi w braku dyskusji akademickiej, gdyż ta istnieje, lecz w stosunku dzisiejszego społeczeństwa do tego tematu. Zgodził się z nim również obecny na spotkaniu prof. Alfredas Bumblauskas.

W trakcie dyskusji, jaka się wywiązała pod koniec spotkania, litewscy uczestnicy zapytali prof. Żbikowskiego, czy po dyskusjach o Jedwabnem w Polsce, nastąpiło owe „katharsis”? Czy te dyskusje spotęgowały nacjonalizm u Polaków, wywołując u nich reakcje obronne? Czy udało się wyzbyć kompleksu ofiary? W odpowiedzi profesor powiedział, że owszem, dyskusja spowodowała reakcje obronne, choćby dlatego, że otworzyła debatę o zwrot mienia żydowskiego, które przecież komuś odebrano. Wprawdzie, jak szacuje, trudno spodziewać się masowego napływu pozwów o zwrot mienia ze strony osób, jednak sama zmiana mentalności, która sprawi, że będziemy gotowi do przyznania prawdy, jest długim procesem.

To, że inne narody również mają swoje „Jedwabne”, z którym trudno im sobie poradzić, może obrazować krótka dyskusja, jaka się wywiązała na temat pogromu w Kownie pod koniec czerwca 1941 r. Dyskusja toczyła się wokół kwestii, czy masakra, w której niechlubną rolę odegrała również miejscowa ludność litewska, rozpoczęła się już po, czy jeszcze przed wkroczeniem Niemców i jakie to ma znaczenie. Prof. Żbikowski odpowiedział, że nawet zachowały się materiały filmowe z tego czasu, jednoznacznie potwierdzające czynny udział Litwinów. Jednakże ponownie podkreślił, że przyznanie się do własnych win w przeszłości nie jest niczym wstydliwym, lecz szlachetnym.

Nawiązał w tym kontekście również do relacji polsko-litewskich: „owszem, może się komuś nie podobać, że starsze panie modlą się po polsku przy Ostrej Bramie. Ale to wynika z historii. Dziś Wilno to wasza stolica i tak pozostanie, jest to już sprawa zamknięta. Ale musimy sobie wyjaśnić, jaka była jego przeszłość, musimy znaleźć rozwiązanie dla problemu potomków jego dawnych mieszkańców, którzy mówią po polsku. Zarówno Litwini, jak i Polacy mają sporo na swoim sumieniu i musimy dążyć do prawdy, uczyć się demokracji cały czas. Ale to budzi na świecie szacunek, co my robimy”.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (167)