Według zachodnich obserwatorów, wszystko przebiegało spokojnie, poza nielicznymi starciami sił kurdyjskich ze zbrojną opozycją lub jeszcze rzadziej z regularnym wojskiem. Jednocześnie 12 organizacji kurdyjskich utworzyło na tym terenie Kurdyjską Narodową Radę. Brytyjska gazeta The Guardian napisała, że syryjscy Kurdowie są teraz odpowiednio zmotywowani do obrony terytorium “własnego” kraju. I trudno się z taką opinią nie zgodzić.

Turcja zareagowała niemalże natychmiast oświadczeniem samego premiera Erdogana:“Kurdowie, którzy kontrolują zachodnią Syrię (red. północną część prowincji Aleppo) mogą sprowokować Turcję do inwazji. Jeżeli podmiot ten stanie się problemem, mam na myśli akty terroryzmu … inwazja byłaby naszym naturalnym prawem.”

Głos zabrały także Stany Zjednoczone krytykując Kurdów za brak współpracy z pozostałą częścią opozycji i podkreślając, że nie ma zgody na akty terroru. Warto zadać pytanie, nawet pozostawiając je bez odpowiedzi. Dlaczego władze Turcji, ale także USA dopiero teraz dostrzegły problem terroryzmu na terenie Syrii?

Jeżeli Damaszek rzeczywiście pójdzie dalej i wyda dekret o przyznaniu autonomii syryjskim Kurdom, rozpocznie się proces federalizacji kraju, a co za tym idzie możliwość reaktywowanie Państwa Alawickiego z okresu międzywojennego (obecne prowincje Tartus i Latakkia). Zapewne byłaby to forma zabezpieczenia dla reżimu Asada opartego właśnie o sektę Alawitów.

To oczywiście mało realny scenariusz jednak widać wyraźnie, że czynnik kurdyjski zaczyna odgrywać ważną rolę w wydarzeniach w Syrii. Zarówno władze i opozycja próbują użyć dużej kurdyjskiej społeczności (szacuje się ją na 6 do 9% mieszkańców Syrii) do własnych celów. Jednocześnie Kurdowie sami próbują wykorzystać sytuację dla własnych interesów strategicznych.

Jedno pewne jest już dziś, syryjscy Kurdowie nie są skłonni do wsparcia ani prezydenta Asada, ani opozycji. Idealną sytuacją dla nich jest stworzenie autonomicznego Kurdystanu.