Zastanówmy się bowiem, jaki motyw mogłaby mieć Rosja w dokonaniu zamachu na prezydencki samolot. Zemsta za Gruzję, jak sugerują prawicowi publicyści? Brednia. Ryzykować wywrócenie całego ładu międzynarodowego, zadzierać z NATO – dla zemsty? Kaczyński to nie Litwinienko.

Ale motyw by się znalazł. Szerszy. Geopolityczny. Mogło chodzić o to, by sprowokować Polskę do odgrywania w NATO roli kogoś w rodzaju Kaczyńskiego – wrzeszczącego, oskarżającego Rosję o mord, nawołującego do „podjęcia kroków”. Jakich? Ba. Nie wiadomo, tak samo, jak Kaczyński nie wie jakich. Jakichś. Najlepiej stanowczych, mocnych i podbudowanych agresywną i jątrzącą retoryką. Słowem – zrobienie z Polski kogoś, kogo się chce jak najszybciej pozbyć.

Bo Europa nie jest zainteresowana konfliktem z Rosją i Rosja doskonale o tym wie. Choćby dlatego, że NATO nie chce Ukrainy, która jest – jak powie każdy geopolityk – kluczem do Rosji. Gdyby NATO miało wobec Rosji zamiary agresywne, Ukraina już dawno byłaby związana z Sojuszem, niezależnie od wszystkich „ale”, które teraz NATO wymienia, kręcąc na Ukrainę nosem. A prawda jest taka, że te „ale” to przykrycie faktu, że dla obecnego Zachodu Ukraina nie byłaby wygodną wypustką wpuszczoną w rosyjskie cielsko, z której łatwo by było Moskwę szachować, a bardzo niewygodnym terytorium do ewentualnej obrony. Europa chce jednego: żeby zostawić ją w spokoju. I wcale jej się nie dziwię, bo sam też tego chcę.

Agresywna Polska, rozdarta wewnętrznym konfliktem, wciągająca NATO w konflikt z Rosją byłaby dokładnie tym, co życzyłaby sobie Moskwa: po pierwsze – czynnikiem destabilizującym NATO, po drugie – państwem z NATO wypychanym, które traciłoby poparcie sojuszników. NATO reagowałoby na Polskę tak samo, jak większość Polaków reaguje na Kaczyńskiego – insynuującego i jątrzącego: alergicznie. I dość szybko Polska znów znalazłaby się pomiędzy młotem a kowadłem: niechętnym jej Zachodem a Rosją, która osiągnęła swój cel i wyrwała spod skrzydeł Sojuszu największego gracza w Europie Środkowej, klucz do państw bałtyckich, destabilizatora (z rosyjskiej perspektywy) Białorusi i Ukrainy. W dodatku tak wewnętrznie podzielonego, że za chwilę nie będzie co zbierać. Doprawdy, Kaczyński jest dla Moskwy darem losu. Jeśli Putin naprawdę kazał zabić Lecha Kaczyńskiego, to Jarosław mu się jeszcze podkłada.

Ale nie, nie wierzę w zamach. Nie wierzę w trotyl, saletrę, kapiszony. Jeśli ktokolwiek chciałby zabić Kaczyńskiego, wystarczyłoby źle naprowadzać samolot. Gdyby Tusk i jego otoczenie ukrywało jakąś straszliwą prawdę, to Kaczyński – były premier, szef opozycji – by o tym po prostu wiedział i mówiłby wprost, a nie kazał Macierewiczowi szukać źródła dwóch wybuchów i prowadzić kampanię antybrzozową. Nie, żadnego zamachu nie było, to bzdura. Ale Moskwa rozgrywa smoleńską kartę, która jej wpadła w ręce, bardzo sprawnie. A Kaczyński, jak niczego nieświadoma marionetka, tańczy dokładnie tak, jak gra mu Putin.