Oczywiście było sporo demonstracyjnego szumu w Moskwie, trochę mniej w Petersburgu, ale jednym z synonimów wyborów pozostaje wielki billboard z Jakucji gdzie pyszniło się równie wielkie hasło: „Jakucja głosuje za Putinem i za stabilnością”. Ironia sytuacji polega na tym, że banner wisiał na zrujnowanym, od lat nieremontowanym, wiadukcie.

Tego rodzaju sytuacje świadczą o czymś jeszcze – to nie tylko elity biznesowo – polityczne są zainteresowane utrzymaniem Putina przy władzy. Zwykły Rosjanin marzy o spokoju wyrażanym bardzo często utartym powiedzonkiem: „oby tylko wojny nie było”. Bo ta obawa przed wojną to bardzo sprytnie podsuwany prostym Rosjanom schemat: nie będzie Putina, będzie wojna. Gdzie, z kim czy o co już nikt nie mówi.

Oczywiście prawdą jest to, że cała ta demokracja rosyjska to tylko coś co możemy włożyć w duży cudzysłów. Prawdą są fakty autokratycznej władzy Putina, gigantycznej korupcji (z którą władza, każdego szczebla, niezbyt ma ochotę realnie walczyć bo przecież „z czegoś żyć trzeba”), nadużycia polityczne szczególnie w postaci braku możliwości jakiegokolwiek zorganizowania się opozycji, sekowanie jakichkolwiek objawów wolności mediów. Te sztuczki byłyby jednak pewnie mocno utrudnione, gdyby nie ciche przyzwolenie tych prostych Rosjan marzących tylko o spokoju, o regularnie wypłacanych emeryturach. Ciż sami, prości, Rosjanie z nostalgią wspominają czasy sowieckiej prosperity, a zarazem pomstują na „rozwalającego” święty Związek Sowiecki Gorbaczowa i na demokrację jelcynowską lat dziewięćdziesiątych. Nie dochodzi do  nich prosty argument, że Związek Radziecki upadł bo przegrał wojnę technologiczną z Zachodem, a Gorbaczow jedynie podpisał akt kapitulacji. Nie dociera też do tego samego Rosjanina, że w latach dziewięćdziesiątych państwo rosyjskie było w kryzysie nie przez pijaństwo Jelcyna, a przez bardzo niskie ceny ropy i gazu.

Wszystkie powyższe argumenty podważają żelazne prawidło domorosłych znawców Rosji: „ludzie tam są wspaniali, tylko władza zła”. Zapomina się bowiem, że ta do cna skorumpowana i ewidentnie autokratyczna władza korzysta z biernego poparcia szarych mas społecznych, które ciągle wierzą w dobrego cara (Putina) i utrudniających mu życie złych urzędników. Stąd tak popularne w Rosji transmisje ze spotkań Putina czy Miedwiediewa ze spotkań z ministrami. Tam prezydent czy premier publicznie łajają i grożą, a potem i tak wszystko zostaje po staremu. Gdzieś tam na obrzeżach tego społeczeństwa rozwijają się, głównie moskiewskie, ruchy oporu wobec niedemokratycznej władzy. Oni protestują na ulicach, a Putin i tak robi swoje.

Wielu znawców wcześniej państwa sowieckiego, a teraz Rosji, łamie sobie głowy nad przyczynami tej bierności społecznej. Wielu jest przekonanych, że to skutek tradycji historycznej. Na początek kilkaset lat zależności od Tatarów potem samodzierżawie carskie i wreszcie totalna władza komunistów. Z drugiej strony należy też pamiętać, że poziom dochodów osobistych w Rosji jest bardzo niski. To ciągle standardy zarobków znacznie odbiegające od tych obowiązujących w Polsce choćby. I nie zmieniają tego schematu nawet grupy super bogatych Rosjan. To tylko bardzo wąziutki czubek góry lodowej. Można więc mieć nadzieję, że wraz ze wzrostem (chyba nieuniknionym) zamożności społeczeństwa rosyjskiego będą też rosły grupy zainteresowane zarzuceniem obecnego modelu „putinizacji”.

Tyle, że wtedy obecna elita władzy może zacząć opierać się nie tylko na biedakach, ale i na  grupach coraz bardziej skrajnych, nacjonalistycznych, żyjących sentymentem utraconego mocarstwa i nawołujących do odnowy tegoż mocarstwa, nawet kosztem wielu wojen regionalnych. Takim przykładem jest choćby niedawna wojna z Gruzją. To bardzo groźna sytuacja. Podobnie było w Niemczech po pierwszej wojnie światowej. Niektórzy nawet znawcy rosyjskiego tematu wieszczą katastrofę wynikającą z wniosku, że niemieckie frustracje po roku 1918, musiały zostać całkowicie rozbite dopiero poprzez totalną klęskę II wojny światowej. Przypomina się tu także wielokrotnie przywoływaną sytuację, że przecież wszelkie nagrody świata zachodniego ofiarowane Gorbaczowowi wynikały z tego, że on już zdawał sobie sprawę: doszliśmy do skraju naszych możliwości. Dalej mogło być tylko wojenne wyeksportowanie własnych problemów za granicę – do czego nawoływali sowieccy generałowie. On Gorbaczow jednak wybrał honorowe uznanie przegranej komunizmu bez wywoływania ogólnoświatowej hekatomby.

Czy teraz będzie inaczej i przyciśnięci do muru (a raczej do konieczności oddania władzy) ludzie z obecnej ekipy zdecydują się na ogólnoświatowy konflikt. Jednak trzeba być optymistą. Z bardzo prozaicznej przyczyny. Cała elita polityczno – gospodarcza Rosji to ludzie bardzo bogaci, trzymający swoje kapitały w bankach tego znienawidzonego Zachodu, bo tworzonym przez siebie bankom rosyjskim te elity jakoś nie ufają. A przy jakichkolwiek konfliktach zbrojnych mogą swoje „ciężko zapracowane” kapitały „rosyjscy przemysłowcy”, po prostu stracić.