Owszem są przypadki polityków skorumpowanych lub bardzo lubiących seksualne mityngi. Ich jednak choć się potępia to mają znacznie łatwiej w odbiorze społecznym niż np. ksiądz o podobnym przywiązaniu do dóbr czy rozrywek, doczesnych. Bo też i od księdza społeczeństwo oczekuje zupełnie czego innego.

Dziedzictwo Polaków jest zakorzenione w chrześcijaństwie

Cóż to jednak znaczy rozdział państwa od kościoła? Jak to robić w praktyce? Nie jest to sprawa prosta i budzi liczne emocje. Państwo winno być laickie. Rozumiem to jako niedyskryminowanie lub nie faworyzowanie nikogo ze względu na jego wyznanie. Takie zapisy w wielu konstytucjach państw demokratycznych (np. polskiej), są. Choć jednocześnie są zapisy o „chrześcijańskim dziedzictwie”. Czy to dyskryminacja niewierzących lub innych wyznań? Niektórzy tak uważają. Choć przecież taki zapis oddaje po prostu prawdę historyczną.

Dziedzictwo Polaków w sferze kultury jest zakorzenione w chrześcijaństwie. Od tradycji i obyczaju po zabytki materialne. Zapisanie prawdy nie może nikogo dyskryminować. Inną kwestią jest sprawa symboliki religijnej w instytucjach państwowych. Tutaj wydaje się oczywistym iż być jej nie powinno. No tak ale co z prawami większości? Mają przecież prawo do wyrażania swoich religijnych przekonań w sferze symboliki. Czy to narusza prawa innych? Czy od patrzenia na krzyż muzułmanin stanie się katolikiem lub odwrotnie? Moim zdaniem nie, jeśli wszyscy takie prawo będą mieli.

Dobrze, tylko wtedy urzędy mogą być obwieszone kilkom symbolami religijnym, a symbol jaki powinien być na urzędzie, czyli godło państwowe, zniknie pośród wielu. Chyba zatem najlepiej by było z tego zrezygnować. Jeśli jednak tak to konsekwentnie, powie ktoś inny. W godłach wielu państw są wpisane symbole religijne. Może zatem i je należy usunąć? To jednak już absurd. Czyli granica.

Podobny absurd w drugą stronę

Władze rejonu wileńskiego obrały sobie za patrona Jezusa Chrystusa. Właściwie trudno tu mówić o naruszeniu jakiś praw. Władze zostały wybrane demokratycznie. Dokonały demokratycznego głosowania i podjęły demokratyczna decyzję. Niby wszystko porządku ale powstaje sytuacja kuriozalna kiedy to np. muzułmanin ma za patrona swej administracji Jezusa Chrystusa. Przekroczono tutaj tę samą granicę. Tak jak w przypadku tej zmiany godła państwowego. Podobny absurd tylko w drugą stronę.

Nie mówiąc już o oczekiwaniach. Czy koniecznie od administracji należy oczekiwać takich religijnych przedsięwzięć? Czego zatem oczekiwać od kościoła? Naprawy dróg? Taki przykład prosty ale obrazujący sytuację : Drink czy piwo po obiedzie nikomu nie zaszkodzi. Butelka codziennie – każdemu. Widać zatem, że te kwestie są chyba nie do uregulowania drogą zapisów prawnych. Wymagają po prostu wyczucia i taktu. Niestety tego często brak.

Idźmy jednak dalej. Religia w szkołach. Nieco inny problem, bo oprócz tych wcześniej zaznaczonych. Czyli poszanowania praw wszystkich obywateli, jest jeszcze kwestia praktyki. Tak właśnie. Szczególnie jest to widoczne w dużych miastach. Załóżmy, że chcę aby moje dziecko nauki religii pobierało. Chcę jednak, aby też było bezpieczne. Jeśli religia ma nie być w szkole to musi być gdzie indziej. Tak jak kiedyś ja chodziłem na nauki religii do sali katechetycznej przy parafii. I nawet to lubiłem. Teraz jednak są kwestie zapewnienia bezpieczeństwa maluchom w drodze ze szkoły na religię. Owszem można je rozwiązać przy większym wysiłku rodziców lub przy wysiłku gminy. Tylko po co mnożyć koszty i utrudniać życie? Czy tak nie jest praktyczniej? Lekcje religii w Polsce odbywają się jako pierwsze lub ostatnie. Kto nie chce może nie uczęszczać. Są lekcje religii dla innych wyznań lub zastępczo – etyka. Chyba tak już powinno pozostać.

Człowiek wykształcony, a przecież do tego służy szkoła, powinien pozyskać także wiedzę z dziedziny wiary. Bo jest ona ściśle związana z ludzką egzystencją. Tak samo jak zasady budowania domów. Zatem i z tej dziedziny wiedza powinna być przekazana. Możliwe na najlepszym poziomie. Tutaj zaczyna się inny problem. Poziom nauki religii w szkołach jest dla mnie niezadowalający. Najczęściej nauka ogranicza się do ładnego rysowania. Uczenia się modlitwy na pamięć czy odhaczania obecności w kościele. Całe bogactwo filozoficznej natury wiary, umyka. Często bezpowrotnie niczym zmuszanie do wkuwania tangensów i cotangesów. Zaradzić temu próbowano wpisywaniem stopnia z religii na świadectwo. Aby uczniowie poważniej traktowali „relę”. Nic z tego nie wyszło bo nie w tym był problem. Teraz każdy wlicza sobie z góry minimum piątkę z religii do średniej. Zatem jak zawali chemię to religia mu średnią podciągnie. Problem polega na tym, że wielu katechetów próbuje uczyć nie wiedzy o religii czy religiach, tylko wiary. A wiary nauczyć się nie można. Tym bardziej nie można jej ocenić na szóstkę czy pałę. Jak widać i w tej dziedzinie oddzielenie państwa od kościoła jest sprawą problematyczną.

Kościół w życiu publicznym

Kwestia obecności w życiu publicznym. Często krytykuje się kościół za publiczne wypowiedzi w mediach czy choćby z ambony dotyczące kwestii politycznych. Przyznaję że i mnie to odstręcza. Jeśli chcę sobie posłuchać o polityce mogę włączyć dowolny kanał TV, kupić gazetę czy włączyć komputer. Nie tego oczekuję idąc do kościoła. Tak jak nie oczekuję od polityka żeby mnie umacniał w wierze. Tak nie oczekuję do księdza aby mi mówił na którą partię głosować. Nie oczekuję do hydraulika że mi naprawi samochód a od mechanika, że mi naprawi zlew. Tylko, że tutaj znowu pojawia się problem. I polityka i religijność obejmują kwestie społeczne. Słowem dotyczą, codziennego życia ludzi w każdym aspekcie. Nawet w kwestiach intymnych.

Swoje zdanie ma tutaj kościół. Zdanie wynikające z doktryn wiary. Jednakże od polityków także oczekujemy pewnych działań choćby w zakresie pomocy dla rodziny, nieślubnych dzieci czy dostępności lub braku tanich środków antykoncepcyjnych. Nie mówiąc już o kwestiach eutanazji. Zatem sprawy te łączą i polityka i księdza. Dlaczego zatem polityk ma prawo publicznie się o nich wypowiadać a już ksiądz nie? Powiem więcej. Skoro na przykład ja mam prawo publikować swoje zdanie na łamach mediów to dlaczego inny człowiek (tylko że noszący sutannę) miałby być za to krytykowany lub pozbawiony tego prawa? Ksiądz ma prawo do takich wypowiedzi w kościele i nie tylko. Ja mam prawo do kościoła nie chodzić.

Ksiądz z wyczuciem zauważy, że to mu odstręcza wiernych na mszy, a bez wyczucia tego nie zauważy. Z drugiej strony inny uzna, że odstręcza to kilku a przyciąga kilkuset. Czyli jest na „plusie”. Praktycznie, bo z nauczaniem Chrystusa ma ten „plus” niewiele wspólnego. Zgodnie z nim każdy (choćby jeden) musi być jednakowo ważny. Czyli nie można tego oddzielić prawnie. Znowu kwestia naszych wyborów i tego wyczucia. Jak zachować swoje prawa aby nie naruszać praw innych?

Musi być gaz i hamulec

Często mówi się, że kościół hamuje rozwój społeczeństwa. Jest wsteczny, niepostępowy. Poczynił w historii wiele szkód w nauce poprzez cenzurę czy wręcz palenie na stosie. Kwestia jak każda w tej tematyce do dyskusji. Z jednej strony spalono G. Bruno na stosie z drugiej strony np. Kopernik był przecież duchownym.

Z jednej strony kościół zniszczył wiele zabytków antycznych w architekturze czy pisanych. Z drugiej strony to dzięki kościołowi wiele zabytków antycznych przetrwało po przekształceniu w świątynie nowej wiary, a wiele starożytnych zapisków z dziedziny filozofii przed chrześcijańskiej przetrwało dzięki klasztorom. Osobiście jednak skłaniam się bardziej ku temu, że kościół jako instytucja generalnie jednak bliższy jest temu wstecznictwu czyli niechętny postępowi. I jestem z tego zadowolony. Bo jeśli rozwój społeczności ludzkiej postrzegać jako całość, to musi być jakiś hamulec.

Musi być głos kogoś z autorytetem kto rolę tego „hamulca” będzie pełnił. Tak jak w sprawnym samochodzie. Musi być gaz i hamulec. Nie da się poruszać/rozwijać używając tylko gazu. Prędzej czy później grozi to wypadkiem. Nie da się jednak też poruszać trzymając nogę tylko na hamulcu. I to jest dla mnie sedno stosunku państwa i kościoła. Muszą mieć się dobrze i nie zwalczać się wzajemnie bo każdy z nich jest potrzebny. Są częściami jednego szerszego organizmu – społeczeństwa. Każde z nich pełni jednak inną rolę. Muszą zatem wiedzieć, że niedobrze jest kiedy hamulec staje się gazem i odwrotnie. A my też musimy wiedzieć kiedy użyć gazu, a kiedy hamulca. Jeśli uda się to zapisać prawnie to dobrze. Kiedy jednak nie, pozostaje nam to co nazywamy własnym sumieniem, logiką , wiedzą czy choćby „chłopskim rozumem”. Jeśli tylko się chce mieć swoje prawa ale szanuje się też prawa innych to wcale nie będzie takie trudne. I nawet zapisy w konstytucji czy w ustawie nie będą potrzebne. A jeśli się nie chce to i tak żadne zapisy nie pomogą. Amen.