A co z tym „nic”? Tutaj troszkę trudniej. Jeśli historię zacznie się traktować jako element walki czy realizacji celów współczesnych to zaczyna z niej właśnie to „nic” wynikać. Wszyscy to obserwujemy. Jedni na podstawie historii potrafią „udowodnić”, że na Litwie Polaków nigdy nie było. Inni, że Litwini właściwe nie istnieli. Wielkie Księstwo Litewskie było czymś w rodzaju dość dużych, ale jednak przedmieść Krakowa czy Lublina. W drugą stronę okazuje się, że prawa do właściwe całej Europy mają tylko Litwini bo oni byli pierwsi.

Gdyby tak iść tymi tropami to w końcu wyszłoby, że to małpy mają największe prawo bo były pierwsze. Choć i one mogą mieć problem bo jak im się myszy odezwą co to wspomną o małych ssakach-gryzoniach które już w czasach dinozaurów... Hola, hola – rzecze krokodyl. I tak dalej i dalej.

Historia dość często bywa wykorzystywana aby uwodnić swoją rację która oczywiście jest jak najbardziej jedynie słuszna. Trzymając się relacji polsko-litewskich udowadnia się czasem, że Litwa nie ma żadnych związków z Wielkim Księstwem Litewskim bo nawet język urzędowy wtedy nie był litewski. No tak. Tylko że w Polsce (i nie tylko) takim językiem była łacina. To co? Polska była częścią Imperium Rzymskiego które już nie istniało? Takich absurdów zresztą jest sporo.

Grzebie się aby udownić swoje racje i w życiorysach przodków współczesnych ludzi i ich nazwiskach nawet. Jedne są „typowo polskie”, choć jego nosiciel po polsku nawet „wódka” nie powie. Inne „typowo litewskie”, choć ten kto je nosi nie uznaje istnienia Litwinów ani kiedyś ani obecnie.

Takiemu wykorzystaniu historii ona sama często płata figle. Nie tak znowu to odległe czasy choć niezbyt sympatyczne, kiedy ludzie mordowali się seryjnie. II Wojna Światowa. To podczas niej po stronie niemieckich nazistów występowały takie osoby jak np von den Bach-Zelewski. Sądząc tylko po nazwisku wynikałoby, że pewnie łączył dwa narody bo miał związki z jednym i drugim. Nic bardziej błędnego. Inny przykład – Skorzenny. To także nie jest słynny partyzant co to w szeregach AK w Puszczy Rudnickiej siekł wrogów aż gwizdało. I z drugiej strony czyli polskiej, Admirał Unrug (von Unruh). No Niemiec nie ma co. Racja, etnicznie i po nazwisku. Nawet po polsku słabo mówił. Jednak jego patriotycznej postawy wobec Polski zakwestionować się nie da. Choć mógł w niemieckiej niewoli swobodnie rozmawiać z niemieckim oficerami po niemiecku, to jednak demonstracyjnie prosił o tłumacza.

Czyli z historycznej i etnicznej konotacji nazwisk też nic nie wynika. Wynika co innego. Każdy człowiek jest niewypowiedzialny tylko za swoje czyny. Tu i teraz.

To jak to jest z tą historią? Moim zdaniem historia jest potrzebna do zwykłej wiedzy. Warto wiedzieć co, kiedy i gdzie się wydarzyło. Jest potrzebna jako nauka co warto robić a czego nie bo skutki mogą być przykre. To dość trudno przychodzi bo choć niby to wiemy to i tak ciągle sprawdzamy czy aby na pewno napaść na innych powoduje ich opór i zemstę. Dlatego jest potrzebna też jako nauczka. To jest to co z historii wynika i przydać się może.

Kiedy jednak we współczesnych sporach jako argumentu używamy historii to wtedy nic kompletnie z niej nie wynika. Z powodu, że prawie sto lat temu Żeligowski zrobił to co zrobił to dzisiaj „Anna” musi być „Ana”? A może z powodu, że też w poprzednim wieku Litwini nie walczyli razem z Polakami przeciwko sowietom dzisiaj nie mają prawa mieć swego państwa? No przecież nie.

Mimo to we współczesnych sporach historia tak jest wykorzystywana i to nic z niej wtedy wynika. Każdy znajdzie sobie odpowiednią datę i wydarzenie aby swoje racje uzasadnić. Niestety, nie po to aby współczesne spory rozwiązać tylko po to aby je zaognić i ich nie rozwiązywać. Są narody które już wpadły na „złoty środek”. Pamiętają o historii. Czczą jej ofiary. Wyciągają wnioski. Nie pozwalają jednak aby przeszłość determinowała przyszłość. Przebaczają i proszą o przebaczenie.

Może kiedyś i nas Polaków i Litwinów spotka takie dobro? Będziemy pamiętać razem o wzajemnych mordach i wspólnych zwycięstwach. Tak historycznie jak należy, aby złożyć kwiaty i uczcić. Na dzisiaj jednak uznamy, że z historii nic nie wynika. W związku z tym Jan i Jonas mają takie same prawa do tego aby ulicę Wielką nazywać sobie i Wielką i Didžioji. Bo w końcu, komu to właściwie szkodzi?