W tej chwili napisy najczęściej wiszą na domach. Często prywatnych. W związku z tym „władza” ma problem kiedy ktoś na swoim domu doda nazwę ulicy także po polsku. Takie problemy jaka władza, chciałoby się rzec. Próbowano walczyć z tym „niecnym” procederem poprzez mandaty. Można było zaangażować i sądy. Sądy litewskie nie takie cuda potrafią. O czym najlepiej świadczy tzw. „afera pedofilska”. Był jednak problem bo jakby ktoś się uparł i odwołał się do sądów europejskich to by z pewnością wygrał. W końcu to jednak jego dom, prywatny.

Dlatego wymyślono ten „objazd”. Czyli napisy z nazwami ulic na słupkach stojących na terenie gminy. Na chodnikach czy obok ulic na trawnikach. Oczywiście tylko w języku „państwowym” czyli litewskim. Ponieważ „władza” ma na punkcie języka polskiego i litewskiego ewidentnego fioła. Można dostać mandat jak się na swojej stacji benzynowej napisze „kanapki” po polsku. Kiedy jednak będzie napis „sandwiches” po angielsku to pies z kulawą noga się nie przyczepi. Choć jest tam literka „zakazana”, czyli „w”. No fioł.

Uzasadnieniem oficjalnym dla tej inicjatywy jest to, że „na zachodzie” to też tak jest. Otóż wcale nie zawsze. Czasem ze względów praktycznych napisy są na domach. Na przykład na wąskich uliczkach starych miast. Nie mówiąc już o tym, że na tym „zachodzie” to jak lokalna społeczność niemiecka czy flamandzka chce sobie napisać nazwy ulic też i w swoim języku … to tak robi. I jakoś nie lata za nimi policja z mandatami. Nie robi się programów telewizyjnych ze zrywaniem tych tabliczek. Ot tacy oni „dziwni”. Chyba dlatego, że tam te tabliczki pełnią taką funkcję jaką powinny. Informacyjną. Na Litwie pełnią funkcję demonstracyjną. Tu jest Litwa! Ta nowa Litwa która od mulitkulturowości i wieloetniczności postanowiła się odciąć. Czyli odciąć się od swoich korzeni. Bo przez wieki taką właśnie – wieloetniczną - była.

Zastanówmy się jakie będą efekty tego „objazdu”. Nie będzie mandatów dla właścicieli domów co to sobie zawiesili tabliczki np. po polsku. To jest zysk. Tabliczki te jednak na nich pozostaną. Jeśli „władza” sądzi, że nieznani sprawcy nie będą doczepiać do tych oficjalnych napisów na słupkach, napisy po polsku, to wydaje mi się, że się myli. Czyli dalej będzie paranoja ze ściganiem tych „przestępców” oraz mandatami dla samorządów. Chyba za brak bolszewickiej czujności.

Kwestia kosztów stawiania tych słupków, jest także bardzo ważna. A będą one duże i oczywiście poniosą je samorządy. Nie wszędzie da się te słupki postawić, więc dalej będą na domach. Dodatkowo są na Litwie małe miejscowości gdzie ulice są ponazywane ale nie ma chodników. Tylko droga. Zatem przy tej drodze w ziemię trzeba je będzie wkopać. Ile czasu będą tam stały? Moim zdaniem krótko. Lokalni „mistrzowie kierownicy” będą je kosić swoimi bolidami seryjnie niczym kombajn zboże. Zresztą właśnie maszyny rolnicze będą miały utrudniony przejazd. Dojdą panowie napruci napojem winopodobnym którzy wyrywając te słupki pokażą w jedyny dostępny sobie sposób, swoją męskość. Część (na Wileńszczyźnie) załatwią „prawdziwi patrioci”, pokazując w ten sposób, że są u siebie. Co najmniej tak bardzo jak prawdziwek w lesie. Słowem żywot słupków będzie krótki aczkolwiek obfitujący w przygody.

„Najśmieszniejsze” w tym jest to, że tak właściwie to żaden „objazd” nie jest potrzebny. Powoduje on tylko (jak to objazd) perturbacje oraz koszty. Wystarczyłoby tylko na głównej drodze zdjąć jeden znak zakazu. Tylko aby to zrozumieć trzeba przestać myśleć w stylu „Litwa dla Litwinów” tylko zacząć w stylu „Litwa dla jej obywateli”. Niby mało a jakie to trudne.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (97)