To co uchodziło w młodzieńczym wieku, dorosłemu nie powinno się już zdarzać. I tego chyba dziś oczekujemy od Litwy, aby nie powtarzała błędów, które do tej pory można było usprawiedliwiać okresem kształtowania się demokracji i państwa prawa. Dziś demokratyczne struktury okrzepły już na tyle, by podnieść poprzeczkę.

Dla Polaków Litwa pozostaje problemem. Uświadomiły nam to szczególnie ostatnie lata, zwłaszcza miniony rok. Chyba jeszcze nigdy, biorąc pod uwagę okres od odzyskania na nowo niepodległości przez Litwę, tak często i tak donośnie nie mówiono o kryzysie w stosunkach polsko-litewskich. Nie czas i miejsce by wymieniać wszystkie kwestie sporne.

Katalog problemów jest znany. Nikt świadomy w Polsce już chyba nie powie, że „w zasadzie chodzi tylko o pisownię nazwisk”, jak swego czasu zdarzało się niektórym komentatorom, nieraz nawet z najwyższej intelektualnej półki. Nikomu też już się chyba nie wydaje, że podziały da się łatwo zasypać, że problemy znikną, jeśli nie będzie się o nich mówić. Nie da się dalej zaklinać rzeczywistości powtarzaniem sloganu o „strategicznym partnerstwie”.

Nie czas też załamywać ręce, że wysiłek tych, którzy dążyli do polsko-litewskiego porozumienia poszedł na marne. Mogłoby się wydawać, że wieloletnie działania orędowników zgody między naszymi narodami, Jerzego Giedroycia, Czesława Miłosza, Tomasa Venclovy i wielu innych został zmarnowany. Wręcz przeciwnie, ziarno zostało zasiane i od kolejnych pokoleń zależy, co z niego wyrośnie. Nie należy też tylko i wyłącznie zamartwiać się tym, że dzieje się źle.

Kryzys, który jest faktem nie jest ani dla Polaków, ani dla Litwinów (bez względu na kraj zamieszkania jednych i drugich) stanem wygodnym i pożądanym. Ale postarajmy się wyciągnąć z tego naukę. A może potrzebny był ten właśnie kryzys, abyśmy jeszcze mocniej uświadomili sobie, że – cytując słowa śp. Lecha Kaczyńskiego – jesteśmy sobie nawzajem niezmiernie potrzebni.

Mój tekst postanowiłem zatytułować „Nie lekceważmy Litwy, nie zapominajmy o Polakach”, ponieważ w pierwszej kolejności chciałbym skierować go do moich rodaków, którym nie jest obca wizja przyjaznych i partnerskich stosunków z naszym północno-wschodnim sąsiadem. Postaram się pokrótce wyjaśnić co kryje się za zawartymi w tytule sformułowaniami.

Stosunki z Litwą bardzo łatwo sprowadzić do relacji dwóch braci: „starszego/większego/silniejszego” i „młodszego/mniejszego/słabszego”. Czai się tu pokusa, aby Litwę lekceważyć, traktować jako niegroźne państewko, z głosem którego nie warto i nie trzeba się liczyć. Państewko, wobec którego można stosować groźby i nacisk, przed którym należy mocno „tupnąć nogą” albo „uderzyć w stół”, aby osiągnąć pożądany rezultat. Wielu samozwańczych obrońców litewskich Polaków tak właśnie uważa, że z Wilnem należy rozmawiać wyłącznie językiem siły. Zapominają oni, jak językiem siły rozmawiały z Polską przed laty wielkie imperia i czym się to dla Polski skończyło. Choć być może akurat im podobałby się upadek państwa litewskiego. Tylko czy szczęście tamtejszych Polaków ma być budowane akurat na gruzach Litwy. Wątpię, aby tego chcieli sami litewscy Polacy, choć nie ośmielę się wypowiadać w ich imieniu.

Litwini w naszym wspólnym sporze mają swoje racje. Warto ich wysłuchać. Nie po to, by się z nimi zgadzać, ale by spróbować lepiej zrozumieć drugą stronę. Kluczem do porozumienia jest wzajemne poznanie się. Mam szczere wątpliwości, co do tego, ile wiemy o Litwie i Litwinach. Nie raz mogłem się przekonać, jak wiele stereotypów, uprzedzeń i fałszywych wyobrażeń wciąż jeszcze pokutuje w umysłach Polaków. Jednocześnie nie mam wątpliwości, że podobnie stereotypowe i fałszywe obrazy Polaków obecne są w wyobraźni wielu Litwinów. Na szczęście są jeszcze środowiska i ludzie, u których jest wola działania by walczyć z tymi zjawiskami. Ale nie za pomocą siły, ale za pomocą dialogu. W obliczu narastających napięć polsko-litewskich w ubiegłym roku powołano forum intelektualistów z udziałem działaczy nauki i kultury z obu krajów. Takim inicjatywom wypada tylko przyklasnąć. Wiele barier można przełamać, jeśli tylko spróbujemy lepiej się poznać.

Nie apeluję wcale o to, by iść w stosunkach z Litwą na ustępstwa. A jest i taki nurt obecny w dyskusji o stosunkach polsko-litewskich. Kilka wierszy wyżej przedstawiłem pierwszą z możliwych skrajności, w którą można popaść. Drugą jest traktowanie litewskich Polaków jako kuli u nogi, jako balastu obciążającego stosunki polsko-litewskie, które mogłyby być idealne, gdyby nie ta „roszczeniowa” czy „zaściankowa”, jakby to się niektórym wydawało, społeczność. Taka optyka prowadzi do stwierdzenia, że w imię budowy sojuszniczych stosunków między Polską a Litwą, powinniśmy tamtejszych rodaków pozostawić własnemu losowi. Albo wręcz odciąć się od nich i uzmysłowić jak bardzo są nienowocześni, jak wiele problemów sprawiają.

Nie muszę chyba uzasadniać, dlaczego taka polityka jest równie chybiona. Litewscy Polacy na pewno nie zasługują, aby potraktować ich w ten sposób. Oczywistością, którą niestety czasami trzeba przypominać, jest to, że społeczność ta w pewnym momencie dziejów padła ofiarą geopolitycznej gry mocarstw, zrządzeniem której znaleźli się poza granicami Polski. Nie z własnej woli, ale za sprawą decyzji, na które nie mieli żadnego wpływu. Przywiązanie do rodzinnej ziemi, pielęgnowany przez lata lokalny patriotyzm, miłość do małej wileńskiej ojczyzny sprawiły, że pozostali tam, gdzie mieszkali ich przodkowie. I zapewne większość z nich także z rodzinnym krajem wiąże swoją przyszłość.

Litewscy Polacy pokazali już nie raz, że nie zamierzają się wyrzec się swojej polskości. Ale – wbrew temu, co niestety czasem można usłyszeć także z ust wysoko postawionych przedstawicieli państwa litewskiego (a czasem też i przez polskich komentatorów) – chcą pozostać lojalnymi obywatelami Litwy. I jako obywatele słusznie domagają się respektowania swoich praw. W tych zmaganiach powinni móc liczyć na naszą pomoc i wsparcie. Które nie powinno jednak polegać na podważaniu prawa Litwy do istnienia czy sprawowania suwerennej władzy nad obszarem zwanym Wileńszczyzną. Tak samo Polsce powinno zależeć na poprawie stosunków z Litwą i na współpracy politycznej czy gospodarczej, na kreowaniu wspólnych inicjatyw na arenie międzynarodowej. Ale to z kolei, nie może oznaczać, że wspierając Litwę pozwolimy na to, aby prawa polskiej mniejszości były łamane.

Oczywiście problemy nie znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Najbardziej prawdopodobne jest to, że czeka nas zapowiadany już przez prezydenta Bronisława Komorowskiego „długi marsz”. Skandaliczne wystąpienia litewskich nacjonalistów w Wilnie czy pobicie polskiego nastolatka z jednej strony, a drugiej choćby zdewastowanie litewskojęzycznych tablic i pomnika w Puńsku pokazują, jak wiele wysiłku trzeba włożyć, aby wygrać ze złymi emocjami. Wypada tylko wierzyć, że za kolejne dwadzieścia dwa lata relacje Polski i Litwa będą miały już zupełnie inną, lepszą jakość.