To właśnie dlatego na długo przed mową berlińską akcentował na łamach miesięcznika „Europa”, że „Niemcy najsilniejszy kraj UE realizując swoje interesy w obrębie i w karbach Wspólnoty są mniej niebezpieczne niż gdyby sięgnęły po „klasyczne środki” realizacji swoich interesów”. Wkrótce potem wdrożył strategię podwójnych wizyt na wschód wraz z ministrem Westerwelle.

W którym momencie zorientował się, że dysproporcja potencjałów skazuje Polskę na płynięcie z prądem? Tego był z pewnością pewny jeszcze zanim został szefem MSZ, łudził się jednak prawdopodobnie, że będzie mógł zmienić odcień koloru, którym operuje Berlin. Poparcie RFN dla projektu Partnerstwa Wschodniego mogło go nawet utwierdzić w tym przekonaniu, choć w istocie było jedynie epizodycznym równoważeniem francuskiej Unii na rzecz Regionu Morza Śródziemnego.

Rychło okazało się, że Berlin tylko pozornie podziela polski punkt widzenia na wschód, punkt widzenia, w którym nie mogło być miejsca dla zasady „Russia first”, wedle której porozumiewano się z włodarzami Kremla ponad głowami postsowieckich republik. W tym kontekście Warszawa widziałaby Moskwę w ramach pakietu stolic Partnerstwa Wschodniego, ale Berlin wolał wyłączyć Rosję ze wspólnego koszyka i uprzywilejować jej rolę na wschodzie w ramach Partnerstwa dla Modernizacji.

Gdyby spojrzeć na ten ruch bez zbędnych emocji, to w krótkim czasie po inauguracji flagowego projektu polskiej polityki wschodniej zyskał on konkurenta. Konkurenta de facto, w istocie bowiem wszystko odbyło się „w obrębie i w karbach Wspólnoty”. W tym miejscu należy postawić pytanie- czy różnica między tym „bezpiecznym” a „klasycznym” sposobem realizacji swoich celów politycznych przez RFN jest naprawdę aż tak duża? Pan na Chobielinie –doświadczony dyplomata i bywalec salonów- wyczuł dziejowy moment i postanowił się do niego ustosunkować. Wezwał Niemcy do wzięcia odpowiedzialności za Europę, ale rychło wycofał się z tych słów dodając, że nie mogą być hegemonem na kontynencie… Realia przerosły ministra, no ale pozostała jeszcze trzecia droga…

Berlin to mocarstwo, które „w obrębie i w karbach Wspólnoty” mocarstwem pozostaje. Chyba w tym kontekście należy rozumieć rozróżnienie Sikorskiego na „suwerenność dziewiętnastowieczną” i „nowoczesną” ergo na inkorporacje i kurlandyzację. Promowanie Partnerstwa dla Modernizacji to najlepszy dowód na to, że RFN nadal traktuje Rosję w uprzywilejowany sposób. Świadczy o tym Nord Stream, który pozbawił Polskę statusu kraju tranzytowego, czy rosyjsko- niemiecka współpraca militarna (budowa centrum szkoleniowego dla armii FR przez Rheinmetall, zgrupowania orbitalnego satelitów dla Bundeswehry, memorandum obu armii na wspólne szkolenia oficerów i podoficerów).

Jak usytuować się w tych realiach? Popełnić błąd Becka –duma Pan na Chobielinie- a może iść z Niemcami (mowa berlińska)? Wydaje się, że minister wybrał opcję „trzeciej drogi”, która najlepiej sprzedaje się PR-owo- postanowił utwierdzać wszystkich w przekonaniu, że sytuacja polityczna w Europie nie ulega większym zmianom.

„Walczymy z renacjonalizacją Unii Europejskiej, tchniemy w nią nowego ducha”- taki wydźwięk miała mniej więcej prezydencja Polski w UE wpisująca się w powyższy dylemat, zaklinająca rzeczywistość.

Tymczasem rozwój wydarzeń nie jest dla Rzeczpospolitej korzystny. Padła propozycja bojkotu Euro 2012 na Ukrainie. Otóż nie pojawiła się ona w kontekście Chodorowskiego i Soczi. Bojkot ukraińskiego Euro 2012 pojawia się w momencie zintensyfikowanej ofensywy dyplomatycznej, która miała na stałe wciągnąć Kijów w zachodnią orbitę dzięki umowie stowarzyszeniowej. Pojawia się w kontekście imprezy, o której wspomina większość dokumentów polskiego MSZ, która miała być lobbingiem Ukrainy w Europie.

Metternich mawiał, że na wschód od jego ogrodu zaczyna się Azja. Wydaje się, że w kręgu kultury niemieckiej sentencja ta zapadła w pamięć i jest zupełnie sprzeczna z polską wizją regionu ULB (Mieroszewski). Wzrastające znaczenie Berlina, który ma własny pomysł na Europę Wschodnią (nie pokrywający się z polskim) wymaga od naszego MSZ strategii nie zaklinania rzeczywistości. Zalążkiem każdej strategi jest natomiast diagnoza, tą poza twitterową pozą Sikorskiego przedstawia dokument “Priorytety Polskiej Polityki Zagranicznej 2012-16″, który stwierdza:

Renacjonalizacja wisząca nad starym kontynentem „stwarza poważne zagrożenie dla funkcjonowania projektu integracyjnego i interesów pomijanych w procesie decyzyjnym państw członkowskich UE- w tym Polski.

Brak podjęcia decyzji- z Niemcami lub (no właśnie z kim?) także stwarza zagrożenie, że wbrew buńczucznym zapowiedziom Sikorskiego, rola Polski zmaleje a inni zdecydują o nas.