Prezydent Dalia Grybauskaite 11 października pochwaliła rząd Andriusa Kubiliusa za działania, których nie podjął się dotąd żaden litewski gabinet w ciągu ostatnich dwóch dekad. Nieprzypadkowo były to kwestie energetyczne – budowa elektrowni atomowej w Wisagini i terminalu LNG w Kłajpedzie. Plany te, oznaczające uwolnienie energetyki litewskiej od kontroli rosyjskiej, to bowiem kwestia suwerenności lub jej braku, szczególnie dla tak niewielkiego nadbałtyckiego kraju jak Litwa.

Co z atomem?

„Te projekty muszą być kontynuowane po wyborach” – stwierdziła wtedy Grybauskaite, jakby przeczuwając wielkie zmiany, które z powodu wyborów mogą skorygować dywersyfikacyjny kurs Litwy. I rzeczywiście wyniki z list proporcjonalnych (na Litwie obowiązuje ordynacja mieszana) wskazują na to, że osią nowej koalicji będzie Partia Pracy i Socjaldemokraci, a nie rządzący dotychczas konserwatyści opierający się na dwóch partiach liberalnych. Na domiar złego według wstępnych danych litewskiej Centralnej Komisji Wyborczej w referendum dotyczącym poparcia wobec projektu siłowni jądrowej w Wisagini, które przeprowadzono przy okazji wyborów parlamentarnych, aż 62,74 proc. wyborców było przeciwne jej budowie. Choć referendum nie jest obligatoryjne dla nowego rządu koalicyjnego, to jednak buduje klimat niechęci wobec tej inwestycji i uzupełnia pozostałe czynniki, które mogą zaważyć na fiasku budowy nowej siłowni jądrowej na Litwie.

Istotne w tym kontekście wydają się napięte relacje polsko-litewskie, do których swoją cegiełkę dokłada sama pani prezydent Grybauskaite (w tym roku być może nawet łamiąc tradycję i nie pojawiając się na polskim Narodowym Święcie Niepodległości). Swoistym preludium prób zniszczenia projektu wspomnianej siłowni jądrowej są jednak działania konsorcjum Rosatom, które rozpoczęło budowę własnej elektrowni w Kaliningradzie. Będzie ona produkowała energię na eksport, jak niedawno mówił przedstawiciel Rosenergoatomu, pod uwagę brane są trzy kierunki sprzedaży – Litwa, Polska i Niemcy. Paradoksalnie powinien to być czynnik konsolidujący wysiłki Warszawy i Wilna, zmierzające do wzmocnienia ich niezależności energetycznej. Również brak możliwości finansowania elektrowni w Wisagini z unijnych funduszy zmusza Litwę do poszukiwania partnerów do realizacji projektu, w tym szukania sojuszników w Polsce.

Jeśli gaz, to Gazprom

Przyjrzyjmy się także kwestiom terminalu LNG. Przywódcą zwycięskiej Partii Pracy jest urodzony w Rosji, kontrowersyjny multimilioner, który zbudował fortunę dzięki Gazpromowi. Natomiast Socjaldemokraci, którzy będą wraz z Partią Pracy stanowili trzon przyszłej koalicji rządzącej, jeszcze będąc u władzy, w 2004 r. sprywatyzowali państwową spółkę gazową Lietuvos dujos na warunkach preferencyjnych dla Gazpromu. 37,1 proc. udziałów ma Gazprom, 38,9 proc. niemiecki E.ON Ruhrgas International, zaś zaledwie 17,7 proc. należy do litewskiego skarbu państwa. Ale 3 października ustępujący rząd Litwy zdecydował o złożeniu przeciwko Gazpromowi pozwu w Trybunale Arbitrażowym w Sztokholmie. Chodziło o zawyżane ceny gazu – zdaniem litewskiego rządu w latach 2004–2012 Litwa przepłaciła za gaz 1 mld 450 mln euro i zwrotu tej kwoty domaga się teraz od rosyjskiego koncernu. Zmiany cen gazu, według litewskiego resortu energetyki, naruszają warunki umowy prywatyzacyjnej Lietuvos dujos. Socjaldemokraci tymczasem krytykują pozew przeciw Gazpromowi, ich zdaniem należy skończyć z „konfrontacyjnymi działaniami” względem rosyjskiego koncernu. Tymczasem realizacja projektu terminalu LNG w Kłajpedzie, zdaniem specjalistów, ma sens tylko w wypadku sfinalizowania procedury rozdziału właścicielskiego Lietuvos dujos – inaczej kontrolujący koncern Gazprom może projekt budowy terminalu torpedować. Obawy litewskiej prezydent, która swoją wypowiedzią z 11 października zwróciła uwagę na ryzyko zaprzepaszczenia dywersyfikacyjnego wysiłku ekipy Andriusa Kubiliusa przez nowy rząd, mają więc jak widać głębokie uzasadnienie.

W sidłach

W tym kontekście warto dodać, że terminal to kosztowna inwestycja, jest finansowana z pieniędzy podatnika, brak jej również międzynarodowych partnerów. Mimo apeli unijnego komisarza ds. energii Günthera Oettingera, który wezwał kraje bałtyckie do budowy jednego wspólnego terminalu LNG, każdy z nich miał chrapkę na własną inwestycję. Ostatecznie na placu boju pozostała Litwa ze swoimi planami wobec Kłajpedy i Estonia z budową w okolicach Tallina (popierana przez Łotwę i Finlandię). Jesienią rozstrzygnie się, który kraj uzyska dofinansowanie ze środków UE. Decyzja ta skoreluje się ze zmianami politycznymi na Litwie i jeśli będzie dla niej negatywna, może zaważyć na przyszłości planów uniezależniania się energetycznego Litwy.

Jak widać wynik wyborów parlamentarnych na Litwie może mieć niebagatelny wpływ na kwestie energetyczne tego kraju, a nawet całej pribałtyki. Już za kilka miesięcy okaże się, na ile trafna jest obawa, że Litwa w najbliższych latach pozostanie głęboko w sidłach uzależnień energetycznych od Rosji.

Source
Gazeta Polska Codziennie
Comment Show discussion (16)