Dlaczego litewscy Polacy nie chcą uczestniczyć w tworzeniu przyszłości kraju razem ze wszystkimi innymi jego obywatelami i chcą się wycofać do opozycji – tego Waldemar Tomaszewski nie mógł wyjaśnić. Mówił, że nie udaje im się dogadać w sprawie realizacji programu (a najważniejszym punktem programu partii jest kierowanie się wartościami chrześcijańskimi…), że koalicjanci nie zawsze przestrzegają uzgodnień, chociażby przy głosowaniu nad budżetem (Waldemar Tomaszewski tłumaczył, że jego partia głosowała za przyjęciem budżetu z jakimiś tajnymi klauzulami), że przyjęto inną decyzję ws. czwartego wiceministra ds. energetyki (AWPL ma swojego ministra i wiceministra, widocznie tego jest za mało).  
 
Była też sprawa, która mimo wszystko Waldemara Tomaszewskiego cieszyła: niemal osiągnięte porozumienie w sprawie oświaty. Ale następnego dnia, uświadomiwszy, że skoro nie ma żadnych pretensji wobec Litwy, może być oskarżony o zdradę interesów Polaków, postawił ultimatum: jeżeli minister oświaty do środy (02.13) nie podpisze rozporządzenia, AWPL opuści koalicję. Minister bez podpisania dokumentu w środę wyjechał do Brukseli, dlatego niejasnym jest, czy to ultimatum jest aktualne…
 
W tym miejscu można przypomnieć, że w obecnych zapisach ustawy o oświacie dla mniejszości narodowych przewidziano spore ulgi na egzaminie z języka państwowego, np. egzamin ma trwać o godzinę dłużej, zezwolono na korzystanie ze słownika języka litewskiego, również ze słowników dwujęzycznych, maturzyści mogą powoływać się nie tylko na twórczość autorów litewskich, ale i autorów rodzimych, np. polskich, rosyjskich, białoruskich.
 
Co ważne, przewidziany został ośmioletni okres przejściowy, w ciągu którego ocenianie wypracowań i poprawności językowej będzie się różniło od oceniania prac maturzystów ze szkół z litewskim językiem nauczania. Ci ostatni będą oceniani bardziej surowo. Poza tym, sposób oceniania prac będzie co roku analizowany i w zależności od wyników egzaminów, korygowany.
 
Okazuje się, że wszystkiego tego było za mało. Na posiedzeniu rady politycznej AWPL „wywalczyło” kolejne ulgi: minimalna liczba słów w wypracowaniu maturalnym na egzaminie państwowym z języka litewskiego dla maturzystów ze szkół mniejszości narodowych zostaje zmniejszona z 500 do 400, na poziomie szkolnym – z 350 do 250 słów (to jest pół kartki A4). Maksymalna liczba błędów to 35, co znaczy, że w każdej linijce tekstu dopuszcza się po jednym albo dwa!  
 
Przewiduje się, że przy pisaniu analizy lub wypracowania o literaturze maturzyści będą mogli wybierać nie z trzech, lecz z siedmiu wskazanych autorów. To będzie obowiązywać również uczniów ze szkół litewskich, choć ci w ogóle o to nie prosili, a Polacy, marginesem mówiąc, na początku domagali się nawet 35 autorów, tj, wszystkich pisarzy, wskazanych w programie nauczania….
 
Co to się dzieje na Litwie, dlaczego poprzeczka dla mniejszości narodowych jest na tak absurdalnie niskim poziomie? Dlaczego w innych krajach, gdzie są polskie szkoły, nie ma takich cyrków? Przecież język państwowy, jak mówił parlamentarzysta Valentinas Stundis, jest fundamentalnym łącznikiem między każdym człowiekiem w tym kraju a państwem. Dlaczego dąży się go zniszczyć?
 
A może Litwa stara się zbyt mocno, chcąc nauczyć swoje mniejszości narodowe państwowego języka litewskiego? Otóż nie.  W artykule 14 Konwencji ramowej o ochronie mniejszości narodowych czytamy: „2. (…) Strony będą starać się zapewnić, na tyle, na ile to możliwe, w ramach swoich systemów oświatowych, osobom należącym do tych mniejszości odpowiednie możliwości uczenia się języka mniejszości lub nauki w tym języku. 3. Ustęp 2 niniejszego artykułu będzie realizowany bez uszczerbku dla nauki języka oficjalnego lub nauczania w tym języku.” A w oficjalnym komentarzu dodaje się także, że znajomość języka oficjalnego jest czynnikiem integracji i więzi społecznej.
 
W Rekomendacjach Haskich w sprawie praw mniejszości narodowych do edukacji (1996 r.) mówi się o tym, że prawo mniejszości do zachowania tożsamości zbiorowej poprzez swój język powinno współgrać z odpowiedzialnością za uczestnictwo w życiu całego kraju. Taka integracja wymaga dogłębnego poznania życia kraju i biegłej znajomości języka państwowego. 
 
Z życia wzięte. Polski europarlamentarzysta Krzysztof Lisek niedawno pisał: „jeśli ktoś jest obywatelem Litwy to powinien znać język litewski nie w stopniu dobrym, lecz biegłym. Tak samo uważam, że nie można być obywatelem Polski i nie znać biegle polskiego.” Niestety, liderzy Polaków litewskich robią wszystko, żeby tak nie było, tym samym robią niedźwiedzią  przysługę młodzieży polskiej na Litwie, obniżając im możliwości kariery i komfort życia.
 
Jaki stosunek do tego wszystkiego – starań władz litewskich, europejskich konwencji i zaleceń – mają liderzy Polaków litewskich? Niestety, uważają zupełnie inaczej. Waldemar Tomaszewski i inni polscy parlamentarzyści jednogłośnie twierdzą, że jednolitego egzaminu maturalnego z języka litewskiego być nie może, ponieważ, jak twierdzą, poziom znajomości tego języka zawsze będzie różnił: można nauczyć się języka idealnie, ale ta znajomość nigdy nie będzie mogła konkurować z językiem ojczystym. Dlatego ujednolicenie warunków egzaminu nie jest możliwe.
 
Ale czy zgodzą się z tym tysiące polskich dzieci, którzy z własnej woli uczą się w litewskich szkołach i nie mają żadnych pretensji wobec wymagań na egzaminie z języka litewskiego? Podobnie jak Litwini w Polsce – opanowują biegle polski jako język państwowy. Można tu jeszcze wspomnieć o tysiącach dzieci polskich i litewskich emigrantów, które za parę lat dogonią poziomem języka swoich niemieckich czy angielskich kolegów, bez problemu będą zdawać w tych językach egzaminy bez warunków ulgowych.
 
Absurdalnym jest tłumaczenie polskich polityków na Litwie, że uczniowie w litewskich szkołach na opanowanie 35 autorów mają 12 lat, a uczniowie szkół mniejszości narodowych musieli to zrobić w ciągu 2 lat. Przecież w klasach początkowych takich zagadnień się nie omawia. W praktyce egzaminy maturalne opierają się na materiale z kilku ostatnich lat szkoły. Ważny fakt: już w 2008 roku wystartował jednolity program nauczania w klasach 9-10.  Później również i w klasach 11-12, więc nie może być mowy o różnych warunkach.
 
Już od dawna w szkołach mniejszości narodowych na język litewski można było przeznaczyć więcej godzin także w młodszych klasach, np. kosztem drugiego języka obcego, który nie jest obowiązkowy. Jednak niemal w żadnej szkole mniejszości narodowych tego nie zrobiono, jednocześnie twierdząc, że języka litewskiego nauczyć się nie można, gdyż jest na to mniej godzin, niż w szkołach litewskich.  
 
Polacy, na przypomnienie o możliwości zwiększenia ilości lekcji języka litewskiego, mają już gotową odpowiedź: taki ruch pogorszyłby warunki kształcenia. Przecież są jeszcze inne przedmioty, takie jak matematyka, biologia, a dzieci nie byłyby w stanie poradzić sobie przy tak wysokim obciążeniu językiem litewskim. Na inne przedmioty również zostałoby mniej czasu. Zamiast zwiększenia ilości godzin języka litewskiego, należałoby lepiej opanować podstawową wiedzę…
 
W momencie, gdy argumenty litewskim Polakom się kończą, z ust wiceprzewodniczącego Sejmu Jarosława Narkiewicza pada najważniejszy argument: państwo powinno szanować swoje mniejszości narodowe, jeżeli opowiadamy się po stronie europejskich wartości. Jeżeli nie, wróćmy do modelu azjatyckiego i mówmy: język może być tylko jeden, żadnej demokracji, żadnego pluralizmu. I te słowa padają na Litwie, gdzie działa niemal 100 polskich szkół – takiego komfortu kształtowania świadomości narodowej nie ma nigdzie w świecie.
 
Jak wygląda nauczanie języka państwowego w szkołach mniejszości narodowych w innych krajach? W Polsce, na przykład, do szkoły litewskiej w Puńsku co tydzień przyjeżdżają wizytatorzy z Suwałk. Gdyby zauważyli, że poziom języka polskiego jest niższy, niż w polskich szkołach, szkoła litewska w Puńsku natychmiast zostałaby zamknięta, a w jej miejscu otwarta szkoła polska. Takie podejście tłumaczone jest ochroną interesu państwa polskiego.
 
Gdy dyrektor polskiej szkoły w Grodnie (jednej z dwóch takich szkół dla półmilionowej społeczności Polaków na Białorusi) usłyszała o mniejszych wymaganiach wobec uczniów polskich szkół na Litwie, przeraziła się: gdyby tak było u nas, nikt by swoich dzieci do takiej szkoły nie puścił!
 
W Gruzji w szkołach mniejszości narodowych 30 proc. przedmiotów nauczane jest po gruzińsku. Egzaminy maturalne odbywają się w języku mniejszości narodowych, natomiast egzaminy rekrutacyjne na uczelnie wyższe – po gruzińsku. Maturzyści ze szkół armeńskich i azerskich, jeżeli nie są w stanie zdać wszystkich egzaminów wstępnych po gruzińsku, w swoim narodowym języku mogą zdawać wyłącznie pierwszy egzamin: z logiki i umiejętności (ang. skills). Później przez rok uczyć się języka gruzińskiego i dopiero wtedy zacząć studia. Natomiast maturzyści ze szkół rosyjskich powinni znać biegle język gruziński, gdyż ta zasada nie jest w ich przypadku stosowana – absolwenci rosyjskich szkół stanowią ułamek wśród ubiegających się o indeks uczelni wyższej.   
 
Można więc stwierdzić, że we wszystkich wyżej wymienionych krajach, a także w wielu innych, znajomości języka państwowego poświęca się bardzo dużo uwagi. Dziwne, że Litwa postanowiła pójść zupełnie inną drogą i zdecydowała o ulgowym traktowaniu znajomości języka litewskiego przez mniejszości narodowe. Dokąd doprowadzi ta droga?
 
P.S. 20 lutego minister oświaty i nauki Dainius Pavalkis w końcu podpisał rozporządzenie, którym wprowadzone zostały zmiany dotyczące przeprowadzania egzaminów z języka litewskiego i literatury. Zmiany wprowadzono na prośbę AWPL. Tym sposobem, obniżono wymagania, stawiane maturzystom ze szkół mniejszości narodowych w zakresie umiejętności pisania własnego tekstu i wyrażania opinii...

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (322)