Często w Ewangelii spotykamy informacje, które na pierwszy rzut oka nic ważnego nie mówią, ale o jest wrażenie mylące. Ewangelista nie bez przyczyny pisze tak konkretnie gdzie szedł i głosił Jezus. Okolice przedstawione w dzisiejszej Ewangelii były terenem zamieszkanym przez pogan. Tu Jezus również głosi. Tu też spotyka tych, którzy pragną cudu.
Paradoksalnie proszą nie swoich bogów, ale mesjasza, o którym za wiele nie wiedząi, bo wiara w jednego Boga była rezerwowana dla obrzezanych. Chyba w swoich bogach nie mają już nadziei. Oni proszą i otrzymują, bo wierzą. A jak w tej sytuacji sprawa wygląda z naszymi prośbami do Boga w bardzo trudnych sytuacjach? Czy mamy wystarczająco wiary prosząc? Może właśnie jej brakuje, by byliśmy wysłuchani?
Poganie zauważają, że Chrystus czyni dobro. Proszą o widzialny znak i otrzymują go w jeszcze bardziej wyrazisty sposób. Bóg czyni jeszcze więcej, niż Go prosimy. Tylko czy zauważamy? Jeżeli już poganie w czasach Jezusa znaleźli wiarę w tego, którego nie znają, to czego tak często brakuje nam? Czy znamy Go? Czy nasze poznanie nie jest skażone?
Wiara też tu znajduje swoje odpowiednie miejsce. Trzeba mieć wiarę i to taką, w której nie zostaje naszych wątpliwości. Gdyby tak rozważać, czy prosząc o rzeczy bardzo trudne mamy wiarę, że Bóg może pomóc? Co takiego się stało, że wielkość Boga straciła pozycje? W czym pokładamy większą wiarę i dlaczego? Może w swoim zaufaniu do Boga mamy zaległości? Jakie i dlaczego?